Ustroń Manhatan - Grażyńskiego - Źródło Żelaziste - Zawodzie - Źródlana - Źródło Karola - Leśna - Lipowiec - Spokojna - Sportowa - Ustroń Rybka.
Tu są moje korzenie, bowiem gdzie ten dworek, stał nasz rodzinny dom, w którym się urodziłem. Każda podróż do Lipowca ma charakter sentymentalny, a jeśli to trafia we Wszystkich Świętych, bądź w okolicach tego dnia, to ma to jeszcze szerszy wymiar. Wiadomo, że na cmentarzu w Lipowcu spoczywa moja Mama, stąd co roku jedna z tras tam wiedzie.
Słoneczna pogoda, po przyjściu z kościoła postanawiam, że to jednak dziś pójdę a nie jutro i szybko realizuję to postanowienie, na co Łatka zareagowała tupnięciem nogą (a siłę w niej to ona ma) i zrobiła minę pod tytułem "gdzie znowu idziesz beze mnie". Spodobało jej się, bo byliśmy w tym tygodniu na spacerze.
Za to mogę spodziewać się po powrocie sprzątania, bo już teraz żwirek rozsypuje z klatki. Mądre, nawet bardzo mądre zwierzątko i bardzo przywiązane. W poniedziałek będą już 4 miesiące odkąd jesteśmy razem, sporo urosła a jeszcze do roku porośnie... i dobrze.
Zaczynam w domu o 10.43 dokładnie i udaję się na Zawodzie. Jeszcze nie mam szczegółowo sprecyzowanej marszruty, ale ona będzie na bieżąco ustalana. Początkowo nie miałem w planie iść do Źródła Żelazistego, ale jak zobaczyłem to listowie pod nogami przy potoku Gościradowiec, to tam poszedłem. Przy źródle jestem o 11.24.
Potem kawałek czerwonym szlakiem turystycznym do miejsca gdzie skręca się ulicą Źródlaną w kierunku kolejnego źródła, tym razem Karola.
Z zaciekawieniem oglądam dom wybudowany ekologicznie, co oznacza jego przykrycie ziemią, widać nawet okienka dachowe wystające z ziemi i komin. Chciałem również pokazać go z innej strony, ale słońce zbyt mocno przeszkadzało.
Będą listopadowe bazie przed wejściem do lasu, a to wszystko dziś będzie pod Lipowskim Groniem.
Przy Źródle Karola jestem o 11.53. Dalej lasem o bardzo mocno wysuszonym podłożu. Jeśli deszcz nie zacznie w końcu porządnie padać, to nie wyobrażam sobie braku wody w zimie.
Wychodzę z lasu na ulicę Leśną i z niej będą na zbliżeniach widoki w stronę Kozakowic i Skoczowa.
Na cmentarz w Lipowcu dojdę o 12.32. Z uwagi na to, że jest położony na kopcu to przeważnie tu wieje wiatr, więc długo nie zabawię. Ileż tu już odpoczywa ludzi, których znałem od dziecka. Ludzie odchodzą, nowi przychodzą i zmieniają świat.
Mogłem to zaobserwować dziś szczególnie, gdyż pamiętne miejsca dziś wyglądają zupełnie inaczej. Niektóre mają zupełnie nowe otoczenie, a przede wszystkim jest bardzo kolorowo.
Nie zrobiłem jednej rzeczy przy obróbce zdjęć, mianowicie nie usunąłem wszechobecnych drutów elektrycznych. Jesteśmy naprawdę mocno zadrutowani, na co nie zwraca się na co dzień uwagi, ale na fotkach wygląda to fatalnie. Dziś pokazuję to tak jak to faktycznie wygląda.
Sentymentalna podróż, to oprócz cmentarza także kościół pw. Podwyższenia św. Krzyża, w którym byłem ochrzczony, przyjąłem pierwszą komunię świętą. Tutaj byłem bierzmowany i tu trzymałem do chrztu moją pierwszą córkę chrzestną, którą dziś spotkałem z wielką radością i do teraz zastanawiam się, jak to się stało, że nie mamy z tej okazji fotki.
Obok kościoła dawna podstawówka, w której spędziłem 7 szczęśliwych lat, zanim nie wyruszyłem do średniej szkoły w Oświęcimiu.
Sentyment, to także droga wiodąca przez Lipowiec, bo nią uczęszczałem do szkoły, czy chodziłem do kościoła.
Przy różach odbijam w lewo na ulicę Spokojną, która od niedawna ma taki przebieg. Dawniej chodziło się utwardzonymi polnymi drogami po lewej i po prawej stronie od tej teraźniejszej.
Pokazuję na zbliżeniu wierzbę, bo to obok niej prowadziła droga, a rosła równo w połowie drogi do szkoły. Będą też inne wierzby, bo to bardzo fotogeniczne drzewa, każda inna. Część z nich to były te, które były nasze, bo rosły na naszym polu. Dalej są i to bardzo cieszy, tak samo, jak cieszą inne drzewa, które już były zanim przyszedłem na świat i te, które rosły wraz ze mną. Zanim pokażę dworek, to będzie takie duże zielone pole. Tam nie ma centymetra kwadratowego, żeby moje nogi po nim nie chodziły, biegały. Z tym, że dawniej to nie było jednością, tylko poszczególne zagony były oddzielone miedzami, na których rosły drzewa owocowe, krzewy i kwiaty. Nieraz mi się śni, że właśnie idę po takiej miedzy i zrywam śliwki i tak mi dobrze wtedy jest. Szkoda, że to tylko sen.
Ta ziemia wraz z dworkiem to największy sentyment. Ileż tu było radości, ale też smutku i gniewu, jak to w życiu. Dziś to wszystko nieważne. Z rozrzewnieniem wspominam te chwile, kiedy wynosiłem na pole sprzęt grający, głośniki, by mi umilał czas pracy na polu... ale także odpoczynku. Ileż tu było mojego śpiewania gęsiom, które pasałem. To czasem były koncerty kilkugodzinne. Swego czasu nawet zając podchodził i tańczył i dziwili się w domu temu faktowi.
Tutaj nauczyłem się żyć za pan brat z przyrodą, z naturą i choć potem od niej uciekłem do miejskiego życia, to powróciłem do natury, o czym świadczą chociażby moje wędrowania, czy obcowanie ze zwierzętami. Żadnemu nie odpuszczę jak go spotkam. Nieważne, czy małe, czy duże - głaskane musi być.
To wszystko na Spokojnej, potem przejdę na brzeg Wisły i mogę wspominać lata, kiedy właśnie w niej można było się bezpiecznie kąpać bez narażenia na środki uczuleniowe często teraz w niej będące.
Ulica Sportowa także wiedzie brzegiem Wisły, ale już jej drugą stroną.
Na wysokości restauracji Rybka, schodzę z ulicy i tak trochę od tyłu skracam sobie drogę. To też ważne miejsce, bowiem każdy piątek po pracy tutaj przychodziliśmy zrelaksować się, bo wtedy zaczął się wyścig szczurów, który dla mnie skończył się rentą. Wtedy zajadałem się flądrami, dziś wybrałem sandacza. Wtedy nazywało się to Adriatico, ale mówiło się "rybka". Teraz po rozbudowaniu to już jest Rybka.
Bardzo miła i szybka obsługa i pewnie będę częściej powracał.
Kończę trasę tutaj po obiedzie o 14.45. Powrót do domu był bardzo sympatyczny. Łatka do tego czasu nic nie zjadła, ale jak mnie zobaczyła to od razu zaczęła wszystko nie jeść tylko pochłaniać. Oczywiście spowodowała, że jutro będę miał więcej sprzątania. Nic to! ważne, że jest!
Super wędrówka, i był czas na przemyślenia.
OdpowiedzUsuńBardziej na wspomnienia, bo na przemyślenia czas jest zawsze szczególny podczas pielgrzymek.
UsuńWażne, żeby ze wspomnień wyciągać odpowiednie wnioski i zastosować je aktualnie w życiu. Chociażby to, że dawniej było ciężko, nawet bardzo czasami... ale szanowaliśmy się wzajemnie... i tego staram się trzymać.
Wycieczka wspomnieniowa i piękna. Dobrze wrócić w miejsca z młodości nawet gdy obecnie wyglądają nieco inaczej.
OdpowiedzUsuńJeśli te miejsca odwiedzasz regularnie, to nie powinno nic zaskoczyć, ale jeśli gdzieś pojawiasz się po dziesiątkach lat, to i zaskoczenie jest i żal przeszłości. Tak mam z Oświęcimiem, gdzie przez 6 lat uczyłem się zawodu... a potem nie było mnie w nim 28 lat... do pierwszego spotkania klasowego po maturze.
Usuń