środa, 27 listopada 2019

819 trasa - 26.11.2019

Zákopčie U Polievkov - Strakovci - Solisko - Bukovina - Turzovka.

Symbol przemijania, symbol późnej jesieni, kiedy resztki liści jeszcze są na drzewach, a wokół brązowieją trawy, wokół mgła a nawet chmury. Ważne, by umieć dostrzec w tym swoiste piękno, swoistą tajemniczość, tak jak tajemniczością jest późniejszy powrót do życia, wesołego i kolorowego.
Mimo takiej aury w nas była radość podczas tej spacerowej trasy, bowiem taki miała charakter mimo, że górami. Tylko pierwszy żółty odcinek był troszkę wyrypiasty, ale potem było, lekko, delikatnie i przyjemnie.
Po 5 latach przerwy powtarzamy z Seniorką ówczesną trasę, a z nami ponownie wędruje moja koleżanka z dawnej wspólnej firmy.
Zákopčie U Polievkov. Tutaj przywiózł nas autobus, bo dalej jechać już nie może i tutaj o 9.42 rozpoczynamy wędrówkę żółtym już wspomnianym przed chwilą szlakiem. Tuż obok jest hotel Severka, w którym mieliśmy nadzieję napić się kawy, ale okazało się, że od 18 listopada do 1 grudnia jest nieczynny z przyczyn technicznych. Faktycznie są jakieś wykopy przy nim. Szkoda tylko, że o przerwie nie napisali na swojej stronie internetowej... choć i tak by to nic nie zmieniło, bo i tak dziś tutaj zaczynalibyśmy. Mamy o parę łyków mniej w sobie kawy.
Z perspektywy kanapowca, warunki pogodowe jakie tu zastaliśmy nie są ciekawe... ale ważne, żeby mieć w sobie pogodę ducha, umieć słuchać leśnej ciszy (co prawda przerywanej piłami), umieć dostrzegać różnego rodzaju postacie w kształtach drzew, umieć podziwiać to co widoczne, mieć radość obcowania ze współdreptaczami i mieć w zanadrzu modlitwę na drogę.
Dochodzimy do znanego nam domu, w którym zawsze pieski nas gorąco witały, tak było i dziś. Tak, jak zawsze dotąd, gospodyni do nas wyszła porozmawiać i nawet przyniosła kota do pogłaskania, którym się chwaliła, a ma ich w domu sztuk 4. Starszy pies prosił o głaskanie między sztachetami i tak było. Zresztą gospodynię też pogłaskałem wraz z kotem, tylko mnie nikt nie głaskał (hahaha).
Ten dom znajduje się tuż przed Strakowcami, gdzie ten krótki żółty szlak się kończy i o 10.12 wchodzimy na niebieski szlak w stronę Soliska.
Jakiś czas ciszę zagłuszać będą drwale, ale potem, kiedy osiągniemy pewną wysokość nastąpi oczekiwana cisza i mgielna tajemniczość.
Widzimy i nawet na zbliżeniach pokazuję doliny mlekiem zakryte, choć przejrzystość obrazków jest dziś ograniczona. O 11.23 dochodzimy do Soliska i to jest najwyżej dziś położony punkt na szlaku. Teraz w dół łąkami, potem asfaltem do następnego wejścia do lasu.
Znowu trochę pod górkę i dochodzimy do "rozpadającego się" osiedla, bo tak trzeba to nazwać, a konkretnie rozpadające się domy i zabudowania gospodarcze. Są oczywiście też pielęgnowane domy, ale tych walących się pewnie niebawem nie zobaczy i te fotki będą w przyszłości mieć wartość historyczną.
Jeszcze jedna ścieżka polna, która zaprowadzi nas wprost na Bukowinę o 11.57. Tutaj jest kapliczka, o której jest także mowa w napisie w polskim języku. Tutaj jest najwyższy punkt dla nartostrad nad Turzowką, bo to właśnie nad nią zamgloną jesteśmy.
Teraz już tylko powolne schodzenie do niej i o 12.30 tam się znajdziemy. Pociąg mamy dopiero po 14-tej więc idziemy do kawiarni, czy raczej baru Artemis, gdzie po raz pierwszy otrzymuję "pieczątkę" w postaci wytłoczenia i tego sfocić nie da się i nie mogę tego pokazać. Ważne, że taką pamiątkę posiadam.
Kawka, złoty bażant i superowa atmosfera jaką w lokalu potrafią stworzyć gościom Słowacy, a to się pozytywnie udziela wszystkim. Po ataku Alzheimera, co prawda nie mam zakazu picia alkoholi, ale lekarz z serca doradził mi, żebym unikał nawet piwa, bowiem alkohol powoduje rozwój tej choroby. Wziąłem to mocno  do siebie i od kilku już miesięcy tego unikam, ale od czasu do czasu mogę sobie pozwolić i dziś tak się stało.
Potem jeszcze krótki spacer po Turzowce, kilka nowych grajków widzimy i tak spokojnie przychodzimy na
stację kolejową, gdzie o 13.50 kończy się dzisiejsze wędrowanie.