wtorek, 29 września 2015

536 trasa - 29.09.2015

Zákopčie U Polievkov - Strakovci - Jakubovský Vrch - Sedlo Pod Grapou - Nad Vrchriekou - Kamenité - Dlhá Nad Kysucou.

Kontynuacja naszego poznawania głównego szlaku kysuckiego. Pogoda zachęcająca do dreptania, zatem wyruszamy na kolejny odcinek. Początkowo mieliśmy iść w odwrotnym kierunku, ale rozkład jazdy autobusów nam to odwrócił.
Przyjeżdżamy więc na miejsce startu U Polievkov o 9.45 i to jest godzina rozpoczęcia tej trasy szlakiem żółtym, gdyż pensjonat Severka dziś zamknięty, mają tzw. dzień sanitarny. Nie będzie zatem espresso, będzie kawa z termosu, która niesie z sobą koleżanka, ale to później.
Ten krótki "żółty" odcinek jest nam dobrze znany do miejsca zwanego Strakovci. Tam o 10.08 wchodzimy na niebieski szlak, ale idziemy w odwrotnym kierunku niż zazwyczaj. Zatem debiut. Pniemy się w górę, Trochę widoków jest, ale są także do focenia różnego gatunku grzyby, na początek niejadalne. Bardzo lubię ten okres, kiedy oko może spocząć na kolorowych, różnych kształtach tych bywalców lasów.
O 10.52 docieramy w końcu na główny czerwony szlak na Jakubowskim Wierchu. Większość szlaku wiedzie lasem, więc i fotek mniej niż zazwyczaj, ale kiedy tylko pokażą się widoki, to aparat nie odpoczywa.
Chmury co jakiś czas zakrywają słońce i robi się chłodno, ale wiatr je przepędza i tak wkoło.
Dochodząc do Przełęczy Pod Grapą znowu mamy słoneczko (11.24).
Pierwszego jadalnego grzyba "podbrzezioka" koleżanka znajduje przed miejscem zwanym Nad Vrchriekou. Tam zresztą zajdziemy o 12.04. I jest to znane nam miejsce sprzed kilku miesięcy, kiedy to na Kamenitem zagapiliśmy się i doszliśmy aż tutaj. Potem bezszlakowo schodziliśmy do miejscowości Dlhá Nad Kysucou, a tam na dole koleżanka wyrwała jak torpeda do przodu, pobijając wszelkie rekordy dochodzenia do pociągu w Turzowce. Dziś tak nie będzie, bo zapowiedziałem, że ja absolutnie nie popędzę, co zostało zrozumiane... ale też dziś nie schodzimy tak jak wtedy, tylko idziemy na Kamenité i to będzie maleńki fragment szlaku nam znanego.
Na szczyt Kamenitego nie wchodzimy, ale przed nim o 12.24 zmieniamy kolor szlaku ponownie na żółty. To nim wtedy mieliśmy schodzić, zatem co się odwlecze to nie uciecze.
Na polanach Kamenitego znajduję kanię, która od razu wędruje do siatki, a potem rydze... oj, ślinka cieknie na samą myśl. Trochę niżej poletko maślaków. Niedużo tego, ale na dobrą kolację starczy.
Schodzimy powoli w dół i w celowej dziś miejscowości meldujemy się na mecie o 13.37, przed siedzibą Urzędu Gminy. Wchodzimy tam licząc na jakąś pieczątkę, ale ozdobnych nie mają, nie mają też widokówek, choć są zamówione i za jakiś czas będą.
Do odjazdu autobusu mamy niecałe pół godziny, więc kończymy pić kawę z termosu i wspominamy, jak to kilka miesięcy temu przemknęliśmy przez tę miejscowość niczym rakiety... Dziś przynajmniej możemy spokojnie zobaczyć to, co tutaj się znajduje.
Kolejny odcinek głównego szlaku kysuckiego za nami, pozostały nam jeszcze 3 o ile nie 4, w zależności od tego jak się do tego przyłożymy. Tereny piękne, więc warto nimi wędrować, a poza tym pozostanie nam jeszcze sporo innych szlaków do przejścia, poza tym głównym.