czwartek, 27 listopada 2014

484 trasa - 27.11.2014

Raková Korcháňovci - Chata Dolina - Medvedia Skala - Veľký Polom - Kamenná Chata - Skalka - Kyčera - Zuzana - Mosty u Jablunkova.

Trasa słowacko-czeska. Początek w Rakowej Korchaniowcach o 8.05, szlakiem niebieskim na Wielki Połom. Przez Rakową do tej pory tylko przejeżdżałem w kierunku na Turzowkę, Makow i Zakopczie.
Korchaniowce dość daleko leżą od centrum, więc dobrze, że z Czadcy pojechałem bezpośrednim autobusem, właśnie tam.
Jest sporo mgieł, ale są szanse na przejaśnienie. Mam nadzieję, że zanim wyjdę do góry, niebo zrobi się błękitne. Póki co szarość. Do miejscowego kościoła wejść nie można, jest zamykany.
O 8.32 przychodzę do miejsca zwanego Chata Dolina i jest tam taka, tylko, że dziś brak ludzi. Widziałem tylko kury w kurniku.
Potem lasem dochodzę do Niedźwiedziej Skały o 9.13. Tam też podziwiam kaplicę na świeżym powietrzu poświęconą patronowi myśliwych - św. Hubertowi. Od tego miejsca rozpocznie się mozolne, choć wcale nie trudne, wchodzenie na Wielki Połom. Po czasie napotykam granicę słowacko-czeską i nią pójdę do celu. Jest biało, śniegu najwyżej 2 cm, czyli w sam raz. Na przełęczy dochodzi czeski czerwony szlak, który ponownie prowadzi przez szczyt Wielkiego Połomu, bo na jakiś okres czasu go omijał słowacką stroną.
Jeszcze w maju ub. roku szedłem właśnie omijając. Myślę, że powrót nastąpił z powodu niemożliwości chodzenia "obejściem" na skutek zwalenia się wielkiej ilości drzew i pozostawienie ich przez Słowaków do naturalnego rozkładu.
Teraz powoli wchodzę w przedsionek krainy Królowej Śniegu. To co widzę, to świat bajki i aż nie chcę się wierzyć, że to jest w realu. Zdjęcia tym razem oddały klimat otoczenia, bo na poprzedniej trasie tak nie było.
Cieszę się, bo to bardzo piękna pamiątka, która potwierdza to, że każda pora roku jest dobra na wędrowanie, ale zima ma najwięcej uroku.
Wielki Połom zdobyty przy błękitnym niebie o 9.58. Powrót do przełęczy i dalej czerwonym już po czeskiej stronie. Nazewnictwo ma swoje prawa i tak idąc ze szczytu granicą, po prawej mam słowackie Kysuce a po lewej czeski Beskid Śląsko-Morawski, a góra ta sama.
Przed Kamienną Chatą zauważam, że za mną niebo już zakrywa się chmurami, czyli miałem szczęście.
Szczęścia nie miałem w chacie, bo zamknięta... a chciałem zrobić niespodziankę leżącej w szpitalu koleżance i zakupić dla niej stamtąd znaczek do Beskidów2. Kiedy tam była 2 tygodnie temu, było też zamknięte. Myślałem, że to jednorazowy wypadek, ale to trwa.
Teraz przede mną kierunek Skałka, gdzie do chaty przychodzę o 11.10. Zostaję tam tylko na czas wypicia espresso, czyli do 11.34. Kupuję tamtejszy znaczek turystyczny.
Potem schodzenie do Mostów koło Jabłonkowa, po drodze mijam Kyczerę o 11.50 i Zuzanę o 12.15.
W Mostach praktycznie panuje jesień, zresztą zima rozlokowała się na dobre dopiero ponad 900 m npm.
W miejscowej góralskiej informacji turystycznej nabywam ichniejszy znaczek turystyczny, czyli razem dziś zakupiłem 2 sztuki i to po cenie właściwej, 30 koron czeskich, tam raczej sprzedawcy nie stosują przekrętów cenowych jak w Polsce.
Meta na dworcu kolejowym w Mostach o 12.53 przy sztucznym drapieżniku, jako, że dziś nie miałem okazji do sfocenia żywych przedstawicieli fauny. Pociąg właśnie nadjeżdża i o 13.03 zabierze mnie do Czeskiego Cieszyna. Szybciej zakończyłem niż planowałem, a to ze względu, że nie wszystkie chaty na trasie były otwarte i to zarówno po słowackiej jak i czeskiej stronie.
W każdym bądź razie, dla tych widoków na Wielkim Połomie, warto było wcześnie wstać i wyjść z domu.