środa, 26 lutego 2020

835 trasa - 25.02.2020

Turzovka Zastávka - Živčáková - Korňa.


 O. Ondrej udziela błogosławieństwa na zakończenie mszy świętej w kaplicy św. Józefa w żywczakowskim Sanktuarium. Później przekazał nam indywidualne błogosławieństwo a ja przekazuję je dalej Wam czytającym.
Pierwsza w tym roku pielgrzymka i tym samym pierwsza na Żywczakową do Mateńki. Akurat wypada to w ostatni dzień przed jutrzejszym Popielcem.
Gąsieniczka (jak nazywamy tego rodzaju pociągi) przywiozła nas na miejsce startu o 8.18. Jest nas piątka i tylko jedna z koleżanek jest tutaj po raz pierwszy. Mile jesteśmy zaskoczeni, bo prognoza mówiła o całodziennej mżawce, a tu witają nas bez żadnych opadów. Wcześniej po drodze będąc w pociągach, widzieliśmy nawet porządne deszcze za oknami. Ważne, że tutaj spokój.
Radosne przywitanie z zawsze uśmiechniętą Mateńką na dole, która ma już osłonę w postaci daszka.
Następuje powolne wychodzenie pod górę i tylko pierwszych 10 minut jest wyrypem, a potem już spokojnie. Ze względu na to, że część z nas walczyła ostatnio z przeziębieniami, z grypą, postanawiamy, że dziś indywidualnie będziemy przeżywać różaniec i potem drogę krzyżową.
W intencjach, w których tu pielgrzymuję odmawiam Tajemice Radosne różańca. Wszak to ostatni dzień radosny z Narodzenia Dzieciątka, bo od jutra zmienia się całkowicie liturgia.
Drogę krzyżową przeżywamy przy wspaniale odnowionych stacjach, które nadają teraz szczególnego klimatu. Nie ważne, że pod nogami od czasu do czasu mamy błoto, ale najważniejsze, że niesie nas energia radości obcowania z Mateńką i Jej Synem. Już tutaj ogarnia nas to co zawsze w tym miejscu - serce wypełnione miłością bliźniego. Dla takich chwil warto tutaj wracać i poczuć ten specyficzny klimat radości i przede wszystkim spokoju.
Oczywiście zwracam uwagę na otoczenie, na oddalone góry, na budzącą się powoli wiosnę, mimo, że to luty. A poza tym skupienie, co też fotki pokażą.
Do kaplicy Królowej Pokoju przychodzimy o 9.27 i tak bardzo jestem szczęśliwy z tego faktu, że nie potrafię się należycie skupić i przyrzekam sobie, że w kościele podczas oczekiwania na mszę świętą dopiero podziękuję za doznane Łaski i poproszę o nowe. Tak też się zresztą stanie.
Przerwa na kawę, na śniadanie w towarzystwie Pandy, która oczekiwała jakiejś dobrotki z naszej strony.
Przechodzimy do źródeł z wodą uzdrawiającą i korzystamy z tego, że dziś nie ma tu tłoku. Możemy zatem nabrać wody z najważniejszego, lurdzkiego źródła.
Do kościoła PM Matki Kościoła przybywamy o 10.20. Z tarasu cieszymy oczy widokami, choć Łysej Góry dziś nie ujrzymy. Nadeszła chwila na bezpośrednie modlitwy u Mateńki.
Zbyt mało dziś ludzi i w takich sytuacjach różaniec wspólny i msze są w kaplicy św. Józefa i tam się przenosimy. Tam też spotkamy znajomą z fb, Janę, która już za poprzednią naszą bytnością tutaj zapragnęła spotkania i do niego doszło. Specjalnie skróciła pobyt w pracy, żeby tu dojechać. Spotkanie było krótkie, po mszy, ale jakże serdeczne. Živčáková łączy ludzi różnych narodowości. Obiecujemy sobie, że innym razem pobędziemy z sobą dłużej, gdyż dziś musimy na 13-tą zejść do Korni.
Wcześniej była msza święta, którą celebrowali ojcowie Ondrej i Ľuboš. Potem po mszy indywidualne błogosławieństwo na drogę i obietnica, że następnym razem nie będzie pośpiechu.
Z homilii o.Ľuboša pozostaje konieczność rozważań w codziennym życiu, teraz w okresie Wielkiego Postu, o tym jak każdy z nas w mniejszym czy większym stopniu ponownie skazuje Jezusa na śmierć i przybija Go do krzyża.
O 11.50 zaczynamy schodzenie do Korni, także szlakiem pątniczym, ale też jedyną drogą, którą tu można przyjechać samochodem. W grudniu była mocno oblodzona, teraz mamy prawdziwe przedwiośnie.
Nawet lepiężniki zaczynają z ziemi wyrastać.
W Korni idziemy pod Urząd Gminy, gdyż tam mieści się poczta, w której zazwyczaj zaopatruję się w znaczki i wysyłam stamtąd widokówki. Uwielbiam tamtejszą panienkę z okienka, bo zawsze serdecznie sobie porozmawiamy, a dziś przywitała mnie słowami: "o jest mój Polaczek znowu". Jak to "znowu", 2 miesiące minęły, dla mnie to "dopiero". Przekomarzania może by dłużej trwały, ale musiałem wracać na przystanek autobusowy. Malują właśnie pomieszczenia i rozstaliśmy się z moim stwierdzeniem, że skoro tu taka ślicznotka jest to i reszta musi być dopasowana. Przyjęła to ze zrozumieniem (hahaha).
Koniec trasy-pielgrzymki na przystanku autobusowym przed Urzędem Gminy o 12.48.
Bardzo dziękuję moim koleżankom za wspólne dreptanie i modlitwy, Janie za miłe spotkanie, Ojcom za kolejną możliwość wspólnego przeżywania mszy świętej.