Zugspitze, najwyższy szczyt Niemiec (2.962 m npm), a na nim Bawarska Księżniczka nie na grochu, a na śniegu.
Przyznaję, że możliwość wyjazdu na ten szczyt był głównym powodem, że zapragnąłem być na tej wycieczce organizowanej przez BP Marco z Bielska-Białej. To oczywiście było ryzyko, bo nie było stałym punktem programu (ale była możliwość), gdyż przy złej pogodzie nie znalazłbym się tak wysoko jak jeszcze nigdy dotąd. Naprawdę wymodlona pogoda, bo wszystkie prognozy przewidywały deszcze przez te dni, a my ich nie doświadczamy.
Myślałem, jak zaakcentować radość moją z przybycia tutaj ... i już w poniedziałkowe rano, kiedy nasza przeurocza pani pilot Kinga zeszła na śniadanie w bawarskim stroju, wymyśliłem podwójne piękno, piękno kobiety i piękno Alp.
Początek tej trasy ma miejsce w niedzielę w miejscowości Schwangau, gdzie przyjeżdżamy o 9.10. Spisywałem te godziny do kroniki, ale tutaj niekoniecznie muszę je podawać, gdyż to nie są trasy górskie i nie posłużą innym dreptusiom do planowania wędrówek.
Przyjechaliśmy tu wcześnie, gdyż jest niedziela,a wtedy sporo wycieczek chce odwiedzić najbardziej znany na świecie zamek Ludwiga II, Neuschwanstein. Rocznie odwiedza go 7 milionów osób.
Spryt naszej pani Kingi zaowocował tym, że spokojnie będziemy na odpowiednią godzinę mogli pieszo wyjść do tego zamku (w remoncie... cała Bawaria w remoncie).
Na początku zdjęcie zamku z przeciwległej strony, zamku Hohenschwangau, w którym dzieciństwo spędził Ludwik II Bawarski, mój idol od lat młodzieńczych.
Tak się składa, że w żadnym z zamków nie można focić i żeby relacja miała sens, to umieszczam w niej fotki ogólnie dostępne w internecie, oczywiście na swój sposób przerobione. Szukając ich, natrafiłem na bardzo złośliwe i niesprawiedliwe określenia króla, jako szalony, jako debil i podobne. Ludzie to piszący pewnie sami mają kompleksy i problemy ze swoim ego... a przecież...
... a przecież Ludwig II był indywidualistą, był pacyfistą (przez to już nie powinien być królem, bo to w tamtych czasach źle wróżyło). Ja też jestem od urodzenia pacyfistą i to mnie zauroczyło w Ludwigu.
Był bardzo mądrym królem, kochającym Bawarię (nawet sam Bismarck miał takie o nim zdanie).
Był bardzo religijnym (co też mnie z nim łączy). Kochał sztukę we wszelkiej postaci. Wielka przyjaźń z kompozytorem Wagnerem, z której musiał się wycofać, bo dano mu warunek - albo tron, albo Wagner.
Nie miał lekko i coraz więcej wrogów w elicie, bo lud go kochał. Do dzisiejszego dnia przy jego grobie w Monachium są dawane świeże kwiaty (to będzie widać w relacji z następnej trasy). Lud uwolniłby go z więzienia, do którego go podstępnie wtrącono... ale... ale na drugi dzień znaleziono go martwego.
Fakt, że w pewnym momencie zamknął się w świecie baśni, ale to nie upoważnia nikogo do nazywania go szalonym, gdyż takim nie był. Polecam film Viscontiego "Ludwig" z Helmutem Bergerem w roli głównej.
Wracam do wycieczki. O 10.15 wyszliśmy na teren zamku, mamy trochę czasu na zwiedzanie i z radością kolekcjonuję kolejne pieczątki.
Zamek niedokończony w środku z powodu przedwczesnej śmierci monarchy. Potem przejście na most królowej Marii (niektórzy nasi przewodnicy wmawiają ludziom, że to most Maryjny)... nie wchodzę na niego, gdyż tłum wielki, a tu nadarza się gratka w postaci przejścia doliną potoku, czy też rzeczki Pöllat, która została otwarta po kilkuletniej przerwie. Oczywiście słuchamy i akceptujemy to, że pani Kinga informuje, że przejście jest na osobistą odpowiedzialność... i tak będzie jeszcze w innych miejscach uzupełniających program wycieczki.
Dla mnie takie coś to rarytas i frajda i myślę, że dla tych, którzy też to przeszli takim było.
Odjazd autokaru do pobliskiego miasta Füssen o 13.05, a tam już jesteśmy po kwadransie. Śliczne miasto z zamkiem o trójwymiarowych malowidłach, gdyż oglądane wykusze w rzeczywistości są płaskimi obrazami. Bardzo podoba mi się kościół Ducha Świętego. Idąc dalej widzimy po bokach ulicy elementy niedawnej procesji Bożego Ciała w postaci stojących wodzie drzewek. Widocznie tutaj nie ma tradycji zrywania gałązek i przenoszenia do domu. Potem w czasie wolnym, jako, że niedziela modlę się jeszcze w innym kościele z Jezusem na osiołku.
Następnie zatrzymujemy się w Tyrolu w małej miejscowości Reutte, by przejść ażurową kładką wiszącą 110 m nad ziemią, o długości ponad 400 m w jedną stronę. Okazuje się, że jest ona najdłuższą na świecie i jest wpisana do księgi rekordów Guinnessa.
Krótko... żadnych szans na przejście przy moim lęku wysokości, ale... ale zaufałem Mateńce i przeszedłem pokonując odwieczny lęk. Było to możliwie dzięki grupie, która z kolei dzięki pani Kindze po paru dniach stanowiła jedność... i za to Wam Kochani z serca dziękuję.
To też było ponad programowo i tak samo każdy szedł na swoją odpowiedzialność. Myślę, że warto to miejsce zauważyć w przyszłym katalogu Marco.
Garmich - wędrówka miastem, a w Partenkirchen oglądamy skocznię (w remoncie oczywiście).
Powrót do hotelu w Tyrolu, czyli po raz kolejny przekraczamy granicę bawarsko-tyrolską. Hotel w miejscowości Seefeld a nazywa się Alpenköng Tirol. To już druga noc tutaj, a będzie jeszcze jedna.
Sam pokój mam większy niż całe moje mieszkanie, a z tarasu jeszcze widoki na Alpy. Po obiadokolacji idę na okoliczny rekonesans.
Nocka i poniedziałek i wspomniana już przy śniadaniu pani Kinga w bawarskim stroju. To przełoży się na to, że dużo ludzi z grupy będzie się chwalić wspólnymi z nią fotkami, ja też, a będzie to przed trzecim zamkiem Ludwiga II w Liderhof, do którego przyjedziemy o 9.10.
Wcześniej, całkiem rano podsumowuję w hotelu wyniki mojego prywatnego plebiscytu na przebój miesiąca, jako, że jest ostatni poniedziałek. Ta zabawa trwa już 52 rok, a zwycięża piosenka otrzymując numer 618. Nutki tutaj zabrzmią.
Niestety, z powodu remontów nie wszędzie można było pójść i dlatego pani Kinga zaprosiła nas do malowanej miejscowości (oczywiście na trasie autokaru) Oberammergau. Zachwyt oczu przejawił się przewrotem gałek w różnych kierunkach. W tej miejscowości co 10 lat w teatrze, od Wielkanocy przez pół roku odbywa się przedstawienie Pasji, w której bierze udział połowa mieszkańców, czyli prawie 2.500 osób. Szkoda, że tak pięknej miejscowości nie ma w katalogach biur podróży.
Ettal, to następne pobliskie miasto. Zgodnie z programem mieliśmy zwiedzić tereny klasztoru Benedyktynów i to uczyniliśmy z radością, gdyż można było zakupić piwo tutaj przez mnichów warzone, a które przyda się w hotelu na koleżeńską degustację, co też potem miało miejsce.
Na koniec emocje ponownie wzrastają, wracamy do Tyrolu, by z tamtej strony wjechać kolejką na Zugspitze. Szczyt opanowany przez krukowate wieszczki, które pilnują nawet tam śpiących turystów.
Krajobrazy sercem odbierane i podziękowanie Panu, że takie wspaniałości nam stworzył... i poprosiłem Go kolejny raz, by nie pozwolił człowiekowi na zniszczenie Jego Dzieła.
Mógłbym tu zostać, ale ten zamysł kończy fakt zakończenia w tym miejscu trasy o 16.20.
Sam szczyt pewnie zostanie na końcu roku uznany za Górę Roku 2019 i to ma pewne w 98%.
Piękno Bawarii w jednej relacji. Cudowne zamki. Tym mostem chyba bym nie dał rady przejść. Na Zugspitze był dwa lata temu kolega z pracy, ale on wychodził tam jakimś bardzo trudnym szlakiem. Pokazywał mi wtedy zdjęcia i byłem zauroczony tymi widokami. Twoje zdjęcia tylko to potwierdzają. Widok na żywo z prawie 3000m n.p.m. musi robić ogromne wrażenie. Świetna relacja.
OdpowiedzUsuńOj, nie wiem, czy poszedłbym na Zugspitze piechotą. To już trzeba mieć porządne zabezpieczenia, w tym kaski.
UsuńMieliśmy szczęście na te widoki z góry, bo prognoza pogody tak do końca nie była pewna. Dobrze, że uczyniliśmy to na końcu.
Mostkiem przeszedłbyś przestrzegając zasady, że nie patrzysz pod nogi.
Dzięki za dobre słowa. Miłego!