Boże Miłosierdzie, najpiękniejszy i najbardziej sensowny obraz na świecie. Ten jest w kaplicy św. Faustyny Kowalskiej w Krakowie Łagiewnikach.
Doroczna pielgrzymka Fundacji św. Antoniego z Ustronia z okazji święta Patrona.
Zanim wyruszyliśmy w drogę otrzymaliśmy nieciekawą wiadomość, bo nasz ksiądz, opiekun duchowny Fundacji zasłabł i nie może z nami pojechać... nie tylko On... kilka osób z powodu upałów także zrezygnowało.
Jedziemy sami, ale jakże żarliwiej będziemy odmawiać poszczególne tajemnice różańca.
Nie możemy narzekać, bo mamy komfort w postaci klimatyzowanego busika i o 8.45 wjedziemy nim do Kalwarii Zebrzydowskiej i to jest godzina rozpoczęcia mojej trasy-pielgrzymki.
Mieliśmy mieć swoją mszę w Bazylice o 10-tej, ale z racji tego, że nie mamy swojego księdza, z marszu zgłaszamy się w zakrystii i współuczestniczymy w tej o 9-tej. Razem z nami grupa dzieciaków z Giebułtów po roku od przyjęcia pierwszej komunii świętej.
Potem podziękowania i prośby przed Cudownym Obrazem, potem modlitwy w kaplicy św. Antoniego i w końcu nasza droga krzyżowa tutaj przy Bazylice.
Wszystko to ofiarujemy za naszego księdza i wszystkich naszych bliskich, zwłaszcza chorych.
Skrótowo piszę, ale też był to czas modlitwy, skupienia i taka też powinna być relacja.
Po śniadaniu o 11.12 wyjeżdżamy do Krakowa i na parkingu przy Bazylice Bożego Miłosierdzia wysiadamy równo w południe. Uderza nas upał na zewnątrz.
Postanawiamy skrócić pobyt w ten sposób, że pójdziemy do kaplicy św. Faustyny i sami odmówimy Koronkę nie czekając na godz. 15-tą i to czynimy. Kaplica zajęta, więc oczekujemy w sąsiedniej, w słowackiej kaplicy odmawiając Anioł Pański.
Potem u św. Faustyny, Koronka i czas w miarę wolny, który wykorzystujemy do odwiedzenia klasztoru i kościoła. Mam szczególne podziękowania właśnie tam, gdyż nie tak dawno zawierzyłem (z koleżankami) chorą inną koleżankę Bożemu Miłosierdziu. Było źle... ale wspólne modlitwy spowodowały, że jest już w domu, że była już zbierać grzyby, że to co miało świadczyć o "rychłym końcu" gdzieś odpłynęło...
I niech nikt nie próbuje mnie przekonywać, że to wszystko jest zbiegiem okoliczności. Dziewczyna uwierzyła i zaakceptowała Bożą pomoc i dziś myśli o powrocie do pracy.
Naprawdę dużo zdziałalibyśmy, gdybyśmy odrzucili wszelkie uprzedzenia i zaczęli się wszyscy za siebie wzajemnie modlić i wierzyć w to! Ja dziękuję tym wszystkim, którzy na mój apel (zwłaszcza na fb) podjęli modlitwę w Jej intencji.
Moje podziękowania dziś tutaj były mocnoszczere, ale to nie oznacza, że to koniec. Tak samo modlę się o małżonkę Maćka, który za każdym razem pod postami zostawia swoje pisemne ślady. Nie wiem, jak Jej stan zdrowia się poprawił, ale wierzę, że tak jest.
O tym co piszę niech świadczą końcowe fotki z auli św. Faustyny. Te wszystkie różańce z prośbami i z podziękowaniami za Łaski robią wrażenie. Zamilczę już może, niech każdy wyciągnie swoje wnioski.
Po obiedzie meta na parkingu o 14.07. Niestety, musimy poczekać, aż klima wypracuje odpowiednią temperaturę, bo na razie w środku jest +45 stopni C... ale potem miło wsiąść i odjechać.
Telefon informuje, że nasz ksiądz dalej słaby, ale będzie dobrze.
W Kalwarii i Łagiewnikach byłem kilka razy i zawsze towarzyszą tym pielgrzymkom jakieś takie trudne do opisania emocje. To takie miejsca w których chce się po prostu być. Pewnie w przyszłym roku też tam pojadę przy okazji pielgrzymki po pierwszej Komunii syna.
OdpowiedzUsuńJest tak jak piszesz, tam chce się być i człowiek tam jest bezpieczny.
UsuńWarto tam pojechać od siebie, mieć czas na dróżki w Kalwarii i na wiele innych miejsc, w Łagiewnikach także.
Miło, że zajrzałeś. Hejka!
Pielgrzymowanie to najwyższa forma turystyki, łączy ze sobą aspekt czysto "rozrywkowy" (zwiedzanie) z aspektem głęboko duchowym, ja pamiętam wszystkie moje z Marzenką pielgrzymki, a takich "zwykłych" wyjazdów już znaczna część się zatarła.
OdpowiedzUsuńJak jest duchowe przeżycie to na pewno na bardzo długo zostaje w pamięci. Jeździmy od wielu lat właśnie w te miejsca... zaczęliśmy z opiekunem duchowym Fundacji, którego już na tym świecie nie ma. Kilka osób spośród nas regularnie tu przyjeżdżających już też nie żyje... zostajemy my, a po nas przyjdą następcy. Taką mam nadzieję.
Usuń