sobota, 27 maja 2017

642 trasa - 19/20.05.2017

Pompei - Napoli - Pozzuoli Solfataro Volcano - Latina - Città del Vaticano - Roma Borgo Pio.

... żebym nie zapomniał, to już teraz na początku ostatniej włoskiej trasy, wielce dziękuję BP Marco z Bielska-Białej za niezapomnianą wycieczkę. Ta wycieczka jest przeze mnie podzielona w relacjach na 5 tras i to jest ostatnia z nich.
Dziękuję właścicielowi BP Marco, że swoją obecnością żegna każdą wyjeżdżającą grupę, bo to daje poczucie bezpieczeństwa. W naszym przypadku zrobił to w Cieszynie. Dziękuję "niesamowicie profesjonalnej" pilotce, pani Gabrysi, bo to trzeba przeżyć, żeby zrozumieć na czym to polega. Może tylko nadmienię, że nigdzie nie musieliśmy stać w żadnych kolejkach, jak chociażby do Bazyliki św. Piotra, czy do Watykanu. Ten czas mogliśmy wykorzystać na zwiedzanie.
Dziękuję kierowcom za bezpieczną i ostrożną jazdę... i autokarowi, który wyróżniał się na tle innych.
Dziękuję wreszcie wszystkim uczestnikom wycieczki za koleżeńskość, punktualność i niezawodność. Mam nadzieję, że część z nich połknęła bakcyla podróżowania z Biurem Podróży Marco.
Korek pomiędzy Massa Lubrense a Pompejami spowodował prawie godzinne opóźnienie przyjazdu na miejsce startu, co stało się w piątek o 9.15.
Tam już czekała na nas przewodniczka, która z niezwykłą wręcz pasją pokazała nam życie w ruinach starożytnych Pompei. Jak wiadomo Wezuwiusz swoim wybuchem zniszczył to miasto w I wieku n.e.
Zobaczymy Teatr Wielki, wnętrze domu mieszkalnego, ulice, łaźnie żeńską i męską, dom publiczny (tam była najdłuższa kolejka w upalnym słońcu, hahaha), i wiele innych ciekawych miejsc. Czasem pokaże się Wezuwiusz, który po raz ostatni wybuchnął w 1944 roku i jest niepokojące to, że tak długo "milczy". Oby w przyszłości nie nastąpiła tragedia na miarę tej, która Pompeje zniszczyła.
Zobaczyliśmy odlewy gipsowe ludzi i zwierząt, które w różnych pozach wtedy zginęły. Do szczelin wlewano gips i dzięki temu nie zniszczono możliwości odzwierciedlenia tamtych postaci.
Będą też maki, które tak bardzo chciałem zobaczyć na Monte Cassino.
Pożegnamy Pompeje o 12.53 i o 13.20 zameldujemy się w cholernie hałaśliwym Neapolu. Tam kolejna przewodniczka, która właśnie rozpoczyna swoją pilotażową karierę. Zwiedzamy centrum zabytkowe miasta, dochodzimy do morza, powrót i objazd autokarem, a potem przejazd do rodzinnej miejscowości Sofii Loren, Pozzuoli (15.13).  Tam udajemy się do krateru superwulkanu Solfataro i znajdziemy się prawie w przedsionku piekła. Widzimy gorące wody, dymiące kraterki, wszędzie zapach siarki wsiąkającej w ubranie, włosy i ciało... ale jest to ekscytujące przeżycie. Nie trzeba wyjeżdżać czy wychodzić na górę, a krater mamy. Pod metalowymi kratami będzie z kolei można dostrzec magmę.
Ziemia pod nogami gorąca, jakaś ekipa kręci program naukowy... a dalej wywiad z aktorami, którzy tutaj będą kręcić "Nie-Boską komedię" Dantego.
Co by nie powiedzieć, tutaj w tych oparach reperuje się zdrowie, także astmatykom. Sofia Loren odwiedza swoje rodzinne strony... chyba poznaliśmy tajemnicę jej piękności.
Żegnamy przewodniczkę życząc jej sukcesów zawodowych, a ona już ma problem, bo zaczyna się strajk komunikacyjny i nie wie czy dotrze na czas do Neapolu do kolejnej grupy. My też odjeżdżamy stąd o 16.36 pod Rzym, do hotelu Park Hotel w miejscowości Latina. Przyjeżdżamy tam o 21.00 i od razu idziemy na kolację. Po raz pierwszy posadzono nas przy wspólnym stole. Niestety, tak jak w pierwszym hotelu na Lido de Jesolo i tu nie będzie repet. Za to z moimi nowymi 2 kolegami urządzimy sobie pożegnalny wieczór.
Rano śniadanie (zdecydowanie więcej niż w Lido de Jesolo) i o 7.56 wyjeżdżamy z hotelu do Rzymu, gdzie na stacji metra Anagnina wsiądziemy do pociągu o 9.10 i pojedziemy 21 przystanków do stacji Ottaviano (9.42). Osiem minut później przekroczymy granicę włosko-watykańską i rozpoczniemy zwiedzaniem Ogrodów Watykańskich. Niestety spadnie z nieba pompa wodna wraz z gromami i znaczną część spędzimy gdzieś poukrywani, co nie przeszkodzi w tym, że będziemy przemoczeni.
Burza minie, my pójdziemy dalej, pożegnamy kolejną przewodniczkę i powitamy ostatniego już przewodnika, prywatnie męża tej pani, która we wtorek oprowadzała nas po Rzymie.
Tym razem Muzeum Watykańskie. Przy wyjściu z niego obraz św. Jana Sarkandra, a potem już Kaplica Sykstyńska. Tam nie wolno robić fotek, więc te w relacji są nie mojego autorstwa.
Przejście do Bazyliki św. Piotra i tam przy przeniesionym grobie św. Jana Pawła II modlę się o zgodę narodową, a także o różne Łaski. Zawsze byłem sceptycznym do tego, że akurat ten Człowiek po śmierci może działać cuda, ale komentarz AC przy mojej pierwszej trasie, że stanęła na własne nogi z wózka właśnie w sobotę, na zawsze usunęła mój sceptycyzm.
W trakcie zwiedzania wejdzie z wielkim śpiewem  pielgrzymka. Poczułem się wtedy związany z jednym powszechnym Kościołem.
Ostatnia fotka pokazuje Azjatkę na czerwonym kole, to właśnie tam Karol Wielki, król Franków przyjął koronę cesarską. Teraz tam lubią stawać politycy, którzy chcieliby w tej dziedzinie zrobić karierę. Na wszelki wypadek nie stawałem na ten czerwony krąg.
Po wyjściu z Bazyliki gwardziści szwajcarscy i pożegnanie przewodnika, a także czas wolny. Wychodzę z Watykanu do Włoch o 15.20. Będę w Rzymie na Borgo Pio i tam o 16.35 przy Wi-Fi espresso zakończę bogatą w wydarzenia 642 trasę. Oczywiście potem będzie dojście na miejsce zbiórki, przejazd metrem i odjazd do Polski.
"Arrivederci Roma". Rzymie, Italio, Watykanie, San Marino - ujęliście mnie.
 


6 komentarzy:

  1. W "Lorence" byłem jako sztubak ciężko zakochany ;)
    Pompeje jak zawsze robią wstrząsające wrażenie ("nie znacie dna ani godziny")
    Też mieliśmy przygodę z "pompą" w Rzymie, ale tam przynajmniej szybko się schnie ;).
    Za pierwszym razem w"Sykstynce" nasz przewodnik Ksiądz Dusza (zwany "Duszą przewodnią") śmiał się że; odkąd firma Sony wyłożyła masę szmalu na remont, to zdjęcia legalnie można tam robić tylko aparatami tejże ;) (Nie sprawdzałem za pierwszym razem miałem Zenita,a potem Fuji ;) ).
    Kiedyś udało nam się " na krzywy ryj" przeniknąć z krypt watykańskich, byliśmy wcześnie rano na różańcu i mszy prowadzonej przez Dziwisza, do "Sykstyny" i potem "pod prąd" do muzeum... Pewnie nikt się nie spodziewał że tak można więc nikt nie zwracał na nas uwagi ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu Polak potrafi. Nie, teraz jeśli ktoś chociażby dotknął aparatu w Kaplicy Sykstyńskiej to zaraz przez tubę zwracają uwagę, a jeśli to nie pomoże, to wyprowadzają tego kogoś, spisują i ma zakaz wstępu na teren Watykanu na wiele lat... ale jak to sprawdzą, czy ktoś zakaz wejścia złamie - nie mam pojęcia.
      Co innego indywidualnie, a co innego grupą. Grupa obowiązkowo musi posiadać ich zestaw nadawczo-odbiorczy i jeszcze za niego zapłacić, mimo, że ma się taki zestaw swój. Toteż zwracają przede wszystkim uwagę na grupy. Widziałem, że indywidualni mogli sobie chodzić w różne strony, do woli, ważne, żeby mieli bilet. Mogli tam siedzieć nawet cały dzień.
      Pora powrócić do krajowych dreptań i dzisiaj już takową odbyłem i zaraz rozpocznę jej wgrywanie.
      Dzięki serdeczne.

      Usuń
  2. Wyszło na to że dzięki mnie uwierzyłeś w świętość Jana Pawła II. Potwierdzam że od tamtej soboty mogę wstawać z wózka ale chodzić jeszcze nie bo jednak sporo mięśni zanikło.
    Znowu się oburzysz tym razem na słowa - niewierny Tomaszu.
    W następny poniedziałek mam iść planowo do szpitala w sprawie obcięcia nóg i myślę że szlag ich trafi.AC

    OdpowiedzUsuń
  3. No to udana wycieczka... cóż zachwycałam się relacją...nigdy nie byłam...Stach masz piękne wspomnienia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gabrysiu, jeśli tylko będziesz miała jakiekolwiek możliwości do tego pięknego górzystego kraju, to nie wahaj się ani chwili.
      Marzy mi się w przyszłym roku Sycylia i tam właśnie miałem w maju jechać, ale Etna zionęła lawą i wycieczka do skutku nie doszła. Ta, na której byłem, była "zastępczą", a okazała się cudowną.
      Dziękuję za odwiedziny. Serdeczności.

      Usuń