piątek, 26 maja 2017

641 trasa - 17/18.05.2017

Città del Vaticano - Roma Piazza di Spagna - Monte Cassino - Massa Lubrense - Capri - Sorrento.

Tym razem sporo fotek, gdyż pokażą sporo ciekawych miejsc podczas czwartej 2-dniowej włoskiej trasy, przedostatniej. Początek jednak w innym państwie, bo w Watykanie o 9.30. Audiencja papieska powinna zacząć się o 10-tej, ale papież Franciszek mając na uwadze upał przyjeżdża na Plac św. Piotra znacznie wcześniej. Tak też było i dziś. Przyjechał w tej samej chwili co my, po obowiązkowej kontroli.
Ludzie z całego świata, radośni pozdrawiają uśmiechniętego Papieża objeżdżającego plac. Nie pcham się do barierek, bo nie za dobrze się czuję w tłumie, ale ustawiam się na tyle blisko, że mam Go na wyciągnięcie dłoni... a potem chowam się do cienia i na telebimach oglądam to co się dzieje i przeżywam. Zwłaszcza wtedy gdy mówi nam o rocznicy bitwy o Monte Cassino, jutro ta rocznica a my tam jeszcze dziś będziemy.
Audiencja kończy się błogosławieństwem papieskim o 10.40.
Przekraczamy granicę i jesteśmy w Rzymie, ale ciągnie pod wrażeniem spotkania.
Będę miał jeszcze jedno spotkanie, tym razem osobiste na Schodach Hiszpańskich. Wcześniej skontaktowałem się z Vittorio, jednym z włoskiej pary reprezentującej Italię w net.worldsongu. Napisał, że znajdzie mnie na na tych schodach, trochę dziwne, bo przecież mnie nie zna.
... a jednak, dzięki temu blogowi (przejrzał chyba wszystkie umieszczone tutaj trasy) rozpoznał mnie i podszedł do mnie w momencie robienia mi zdjęcia przez koleżankę. Ustawiam się, a tu jakiś mundurowy zbliża się, myślałem, że coś przeskrobałem, a on zdejmuje czapkę i razem ze mną pozuje. Śmiałem się potem, że od teraz w Rzymie jestem bezpieczny, bo mam zapewnione czuwanie.
Na plac (11.50) przyjechaliśmy metrem ze stacji Ottaviano, a o 12.44 odjechaliśmy do stacji Anagnina.
Tam czekał na nas autokar i o 13.20 pojedziemy na Monte Cassino.
Monte Cassino (15.14). Nie tak to sobie wyobrażałem. Myślałem, że tam będzie pełno maków, jak w pieśni, a te wcale tam nie rosną. Podczas działań wojennych ziemia tak została pociskami przeorana, że więcej nie zakwitły.
"Choć przejdą lata i wieki przeminą
pamięcią wracać będziemy do tamtych dni,
nie będzie maków na Monte Cassino
a szkoda, bo z polskiej wzrosłyby krwi".
Najpierw wizyta w klasztorze u Benedyktynów, a potem już Polski Cmentarz Wojenny wraz ze znajdującym się tam Muzeum. Potem gula w gardle i przeżywanie. Tyle walczyli, a potem nie mieli powrotu do kraju, czyli lepiej mieli się tutaj polegli. Cześć Ich Pamięci!
Opuszczamy Monte Cassino (17.07) i jedziemy nad Zatokę Neapolitańską do miejscowości Massa Lubrense na nocleg (20.03).
W czwartek rano już o 8.15 wyjeżdżamy z hotelu, by zdążyć na wodolot na Capri. Miejscowy przewodnik chwalił jego szybkość, mieliśmy do wyspy dopłynąć w 12 minut, a tymczasem zajęło nam to więcej czasu, pomiędzy 9.56 a 10.23. Na samej wyspie kontrola przewodnika, sprawdzanie, czy ma licencję.
Potem rejs dokoła pięknej wyspy, z zaglądaniem do różnych grot, w tym do zielonej. Rejs trwał od 11.02 do 11.58. Następnie kolejką wyjeżdżamy do miasta Capri, w którym sporo atrakcji dla milionerów i miliarderów. Dla nas też - oczywiście. Piękna przyroda, widoki i zakamarki, które ja szczegółowiej poznaję w czasie wolnym. Zostałem w mieście, a większa część wycieczki wybrała od razu zjazd na dół i plażowanie. Ja zjechałem na dół dopiero o 14.48. Tam piwko beczkowe serwowane przez sympatyczną Ukrainkę i tak doczekałem się ponownego spotkania z grupą i odpłynięcie statkiem do Sorrento. Tym razem rejs trwał od 16.05 do 16.35. Pokład odkryty, więc można było podziwiać widoki zatoki.
Czasem na fotkach z Capri na horyzoncie pojawi się sylwetka dużej góry - to Wezuwiusz.
W Sorrento skończy się ta niezwykle przyjemna 2-dniowa trasa wejściem do autokaru o 18.20.
Wcześniej jednak pobyt w tym mieście. Spacer długą ulicą targową. Odwiedzam też po drodze 3 kościoły, w których mamy wystawy starych zdjęć, niekoniecznie związanych z religią.
Było pięknie.


8 komentarzy:

  1. Na Capri nie byłem, dla mnie novum, chętnie bym tam poszalał wczesnym rankiem na kajaku gdy nie ma jeszcze armady łodzi.

    Na Monte Cassino maki są, ale nie tam, wycieczki nje zwiedzają pola bitwyale klasztor, muzeum i cmentarz, a właściwy szlak ataku rozciąga się na przeciwstoku i kilku wzgórzach na wschód od Cassino. Tam zresztą wciąż można odnaleźć ślady bitwy.

    Na schodach hiszpańskich mieliśmy z Marzenką koncert szlagierów (darmowy) wydmuchiwanych na butelkach lrzez trzech młodych mężczyzn ku radości garstki turystów którym chciało się tam być o pierwszej w nocy, za to koledzy grajków rozprowadzili całá masę kwiatów,bo kto nie kupi dla ukochanej w tak romantycznych okolicznościach? Za dnia na Schodach to pamiętam kręcenie jakiegoś filmu, gdy asystenci reżysera rozpaczliwie starali się odgonić z planu i ze Schodów stale włażących w kadr turystów.
    Fajnie powspominać patrząc na twoje zdjęcia.
    Przybliż historię tej znajomości z karabinierem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przed laty jeden gościu z Oslo postanowił zebrać ekipę ze świata, która mogłaby się zająć w swoim gronie popularyzacją piosenek w rodzimych językach i stworzył coś, co nazywa się net.worldsong. Trudno opisywać teraz cały skomplikowany system, ale kilka razy w roku taka edycja odbywa się za pośrednictwem internetu. Z założenia nie powinniśmy się wzajemnie poznawać, operujemy pseudonimami, ale z kilkoma udało mi się nawiązać kontakt, między innymi właśnie z Vittorio. Toteż przed wyjazdem do Italii poinformowałem go o tym i prosił tylko, żeby mu dać znać kiedy będę na Schodach Hiszpańskich. Wcale nie miałem pojęcia, że to człowiek mundurowy. Raczej nie wierzyłem w spotkanie... a ten się przygotował przeglądając ten blog. Dokonał prawie 300 wejść tutaj i z racji zawodu mógł mnie namierzyć.
      Capri polecam, chętnie bym tam powrócił, bo jeszcze trochę atrakcji mi zostało jak chociażby wyjazd kolejką na najwyższy szczyt wyspy.
      O braku maków (bo faktycznie ich nie było) poinformowano nas w Muzeum Pamięci 2 Korpusu Polskiego na Monte Cassino, przedstawiając szczegółowo przyczynę.
      A tak naprawdę to chętnie bym na tę górę wyszedł a nie wyjeżdżał, no, ale jest inaczej.
      Dzięki za odwiedziny i wpis. Serdeczności.

      Usuń
    2. Czasami koła studenckie organizują wypady do Włoch, przy czym właśnie klasztor "zdobywa się" od strony góry st. Angelo. Tam już maki są i ślady po bitwie.

      Usuń
    3. ... czyli od następnego sezonu powinienem zapisać się na miejscowy Uniwersytet Trzeciego Wieku, hahaha
      Dzięki.

      Usuń
  2. Uczepiłeś się tych maków jak rzep psiego ogona. Jeśli Maciej pisze że są to są i nieważne że ich nie ma.
    Marzę o Capri z tym twoim włoskim kolegą.AC

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nowego. Zawsze miałaś pociąg do żonatych bądź zajętych. Vittorio należy do obu tych gatunków.

      Usuń
  3. Ja nic nie piszę...piękna ciekawa wyprawa...

    OdpowiedzUsuń