piątek, 17 stycznia 2014

419 trasa - 17.01.2014

Kalwaria Zebrzydowska - Brody - Góra Lanckorońska - Lanckorona - Dróżki Kalwaryjskie - Sanktuarium Pasyjno-Maryjne - Kalwaria Zebrzydowska.

Beskid Makowski. Od kilku lat, co roku w styczniu udaję się kalwaryjskiego Sanktuarium, żeby oprócz modlitwy nacieszyć oczy bożonarodzeniową szopką. W tym roku, z racji tego, że nie ma śniegu, postanowiłem połączyć to z odwiedzeniem Lanckorony, gdzie jeszcze nigdy nie byłem... a przecież wiele ludzi zachęca do tego, m.in. Marek Grechuta:

http://www.youtube.com/watch?v=b0n8ikhKasI

Na dworcu autobusowym w Kalwarii Zebrzydowskiej o 8.02 rozpocząłem spacer (bo takim był) w stronę Brodów, tam o 8.12 wszedłem na niebieski szlak do Lanckorony. Jak szybko go znalazłem, tak szybko go zgubiłem, bo bardziej dbałem o to, żeby mnie nie potrąciło żadne auto na ruchliwej drodze do Krakowa. Po skręceniu w prawo, w odpowiednim miejscu, po jakimś czasie znów go spotkałem i już nie opuściłem.
Wędrówka w górę przez las i tak o 9.12 doszedłem do ruin zamku na Górze Lanckorońskiej. Potem kilkuminutowe zejście w dół i... urzekła mnie Lanckorona. Dzisiaj cicha, spokojna i bardzo malownicza z unikalną zabudową. Żałuję tylko, że zarówno kościół jak i muzeum dziś były zamknięte.
Za to stajenka na rynku, blisko studni, na której jest jeszcze, choć wyblakły cytat z innej piosenki Grechuty
"Dni, których jeszcze nie znamy".
Nie trzeba było jechać na Słowację, żeby spotkać się z serdecznością napotkanych tutaj ludzi, czyli u nas też są takie miejsca.
Pół godziny zaledwie spędziłem w centrum Lanckorony pomiędzy 9.20 a 9.50. Słońce pokonało mgłę i pięknie świeciło, choć nie za mocno. Szlakiem czarnym idę tym razem w stronę dróżek kalwaryjskich.
Podziwiam okolicę, gdyż wszystko to widzę po raz pierwszy i tak będzie aż do Sanktuarium, bo nawet dróżkami, którymi dziś pójdę, też jeszcze nie szedłem.
Spotykam stacje na dróżkach o 10.25. Zaraz też wchodzę do 17-wiecznego kościoła pw. Grobu Matki Boskiej. Piękny, piętrowy i taki spokojny, nastrojowy...
Potem dróżki, niektóre stację focę od wewnątrz (o ile słońce pozwalało). Przechodzę jeszcze przez cmentarz z I Wojny Światowej z 1915 roku, żołnierzy austriackich.
W końcu o 11.17 melduję się na terenie Sanktuarium. Od tej pory znane mi będzie wszystko.
Oczywiście pierwsze kroki kieruję do szopki, niby ta sama co poprzednio, a jednak inna. Jestem zachwycony. Potem pora na modlitwę, na smaczną kawę espresso, której w menu nie mają, ale mi pani zrobiła, z czego bardzo byłem zadowolony. Tak małe mam ciśnienie, że gdyby nie ta kawa, to zasnąłbym na stojąco. Pobyt tam do 13.10. Następnie zielonym do Kalwarii Zebrzydowskiej. Przyglądałem się po drodze musztrze młodych ludzi, którzy nie mogli załapać jak należy wykonywać rozkaz "czwórki w prawo zwrot" i "dwójki w lewo zwrot"....
Idę zielonym, ale nie do końca, gdyż korzystając z tego, że mam dużo czasu idę tak jak wiedzie droga. W ten sposób doszedłem najpierw do miejscowego kościoła, a potem do mety na dworcu autobusowym (13.53).
Zrobiłem "na mapie" strasznie koślawą ósemkę. Taki kształt przybrała dzisiejsza , w sumie spacerowa, trasa.
Trochę ustrojonych choinek, szopek, z tą najważniejszą w bazylice i... zachwycenie Lanckoroną. Muszę tam wrócić na dłużej, ale o innej porze roku.

2 komentarze:

  1. Witaj Stach...jak ja lubię takie wędrówki...i mnie tam z Tobą nie było...ale nic straconego, wybiorę się może wiosną...przecież już mam szlak przetarty...tylko wsiąść w autobus...jak zawsze masz wspaniałą relację...Pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Gabrysiu, myślę, że wiosną będzie ładniej, ale nie będzie stajenki. Dlatego to połączyłem w ten sposób. Dziękuję i także pozdrawiam.

      Usuń