Beskid Śląski. Wreszcie słoneczna pogoda i to ona sprawiła, że ostatni dzień lutego spędzam na wędrówce. Rozpoczynam ją w Koniakowie, dokąd przyjechałem autobusem o 9.34. Żółty szlak. Już po 6 minutach będę w Chacie na Szańcach, czyli w miejscu, które wyznacza mi 2 edycja zdobywania nalepek podczas wędrówkach po Beskidach.
Miły pan pokazał jak gra się na trombitach, a pięknie gra. Zobaczyłem zbiory w galerii i tak podbudowany pozytywnie poszedłem o godz.10.00 dalej w stronę Ochodzitej. Po raz pierwszy wszedłem na szczyt tej góry, a stało się to o 10.23.
Widoki słabe mimo słonecznej pogody. Jest gorąco, więc trzeba coś z siebie zrzucić. Potem Karczma Ochodzita i jej słynna zupa borowikowa. Złociste oczywiście też. Spędzę tam czas pomiędzy 10.40 a 11.00.
Przed karczmą pojawił się pierwszy kot tego dnia. Marzec za pasem, więc zaczynają być zalotne.
O 11.15 wchodzę na niebieski szlak w stronę Tynioka, wcześniej przechodzę obok Koczego Zamku, ale że nie ma dobrej widoczności, więc nie wchodzę na górę, tylko mijam go bokiem.
Tyniok z kolei mijam o 11.45, a o 12.30 Gańczorkę.
Za Gańczorką do mojego niebieskiego szlaku dołącza żółty z Kamesznicy. I już wspólnie przywiodą mnie o 12.55 na Karolówkę, gdzie ich pożegnam, by dalej iść czarnym. Też jest przedeptany. Rok temu musiałem z koleżanką sam sobie go przecierać przy minus 30 stopniowym mrozie.
Dziś gorąco, więc dobrze się idzie. Czarny kończy się wraz z dotarciem do czerwonego (13.20) i dalej kierunek Stecówka. Jeszcze ostatnie spojrzenia w stronę Baraniej Góry i ... wchodzę w dym. Dymem ubranie przesiąknięte i nadaje się tylko do prania.
Kościół na Stecówce całkiem zamknięty, szkoda. To chyba taka cecha Stecówki, bo jak dotąd, schronisko też w większości przypadków było zamknięte. Dziś też, ale miałem szczęście, bo prowadząca schronisko wróciła z dziećmi z przedszkola i mogłem napić się kawy. O, jak bardzo mi jej było trzeba. Dodatkowo zostałem poczęstowany ciastem własnego wypieku.
Porozmawialiśmy trochę, między innymi o złośliwych wpisach w internecie i przez to psujące opinię bądź co bądź, zasłużonej dla turystyki, placówce.
O tym, że ludzie potrafią być chamscy to wszyscy wiemy. Szczególnie tam, gdzie docierają tak zwani pseudoturyści, którzy potrafią podczas nieobecności gospodarza zabrać porąbane drzewo, rozpalić ogień i rządzić się jak u siebie w domu. Jeszcze twierdzą, że to im się należy. Ciekawe, co powiedzieliby, gdyby ktoś wtargnął do ich domostw i tak samo postąpił jak oni tutaj. A potem na forum internetowym wypisują, że nawet kiełbasy nie pozwolono im upiec. Są jednak w życiu granice, których przekraczać nie wolno.
Miło spędziłem czas w schronisku pomiędzy 13.50 a 14.20.
Wydaje mi się, że w czasie gdy właściciel opuszcza schronisko, to powinien na drzwiach taką informację umieścić, kiedy będzie, żeby turysta wiedział, czy ma czekać, czy lepiej iść dalej.
Dalej idę szlakiem Habsburgów, gdyż czerwony idzie lasem, trochę dokoła i jest wydłużony w stosunku do tego, którym idę. A tak naprawdę to szlak Habsburgów wiedzie drogą na Przełęcz Szarcula, do której dojdę o 14.57.
Potem odcinek do Kubalonki, już raz go w tym roku pokonywałem podczas 351 trasy, ale wtedy było szaro, a dziś kolorowo.
Przełęcz Kubalonka, meta o 15.14. Robię zdjęcie ledwo widocznej stąd Ochodzicie, bo im później tym gorsza widoczność. Tak to było dziś. Nie wstępuję nigdzie, bo zaraz mam autobus. Odjadę z Kubalonki o 15.19. Dobra , słoneczna trasa. Jedyny mankament, to słaba widoczność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz