Ochaby Wielkie - Dream Park - Kasztanka - Ochaby Małe - Skoczów.
Przedgórze Cieszyńskie, gdyż Ochaby nie można zaliczać do obszaru Beskidu Śląskiego.
Dream Park w Ochabach Wielkich, bo to kolejne miejsce wyznaczone do odwiedzenia przez Paszport Beskidzki. To tyle krótkiego wstępu. A poza tym, jest luty, środek zimy, temperatura plusowa, śniegu prawie wcale, ponuro i buro. Przy czymś takim powinno się siedzieć w domu pod pierzyną, ale nic błędniejszego...
Tylko dreptanie ma sens bez względu na pogodę, zwłaszcza jak się ma odpowiednie towarzystwo.
Przyjechałem autobusem do Ochab Wielkich na teren stadniny koni o 9.50. I to jest mój start. Moje towarzystwo idzie ze Skoczowa i będę na nich czekał w Dream Parku. No właśnie! Jesteśmy w Polsce i dlatego nazwa nie może być polska, bo trzeba zaszpanować przed światem. Ale tak światowo wcale nie jest. Byłem na miejscu równo o 10.00, czyli o godzinie, gdzie wszystko powinno być otwarte dla gości. Niestety, pocałowałem klamkę i widziałem, że jestem w oczach obsługi intruzem. Kto to przychodzi na miejsce na wyznaczony czas otwarcia. I słowo daję, gdyby nie to, że tutaj byłem umówiony z resztą towarzystwa, to obróciłbym się na pięcie i poszedł z powrotem. W końcu doczekałem się, że zostałem wpuszczony do baru, ale kawy dostać nie mogłem, bo jeszcze nie są gotowi, a poza tym kasa zamknięta i nie ma pieniędzy. Po pół godzinie upragnioną kawę otrzymałem. Trzymałem język za zębami tylko dlatego, że obsługiwała mnie bardzo w sumie sympatyczna dziewczyna.
Potem okazało się, że do szeroko reklamowanego oceanarium nie wejdziemy, gdyż to jest wirtualne oceanarium i telebimy zimą pracować nie mogą. Nigdzie, nawet w internecie o tym, że zimą nieczynne, wzmianki nie ma.
W końcu przyszliśmy tutaj po pieczątkę do Paszportu Beskidzkiego i okazało się... że ktoś gdzieś schował i musieliśmy się zadowolić erzacem czyli pieczątką zastępczą. To ja się pytam, skoro tak to wszystko wygląda, to po cholerę zgłaszali się do tego, aby figurować właśnie w tym paszporcie. Jak się powiedziało "a" to trzeba iść dalej alfabetem.
Tyle narzekań, bo w sumie to bardzo ciekawe miejsce, choć powstałe na plecach słynnej na świecie Stadniny Koni, ale to w Polsce nie dziwi, gdyż tutaj ciągle występuje prywatyzacja w najdzikszym wydaniu.
Koleżeństwo moje dotarło w momencie kiedy zaczęło porządnie padać. Toteż z radością poszliśmy na pokaz , co można uczynić "z" i "przy pomocy" azotu ciekłego. Byliśmy uczestnikami ciekawych doświadczeń prowadzonych przez przedstawiciela Beskidzkiego Centrum Nauki w Świnnej koło Żywca.
Całość zakończyła chmura wytworzona dzięki kontaktowi azotu ciekłego o temperaturze bliskiej minus 200 stopni C, z wrzątkiem wody prawie plus 100 stopni C.
Potem to już przechadzka pomiędzy prehistorią i miniaturami wytworów ludzkich z całego świata.
Pokazy rzeźby lodowej zakończyły ten etap dzisiejszej wędrówki. Opuszczamy Park Marzeń o 12.45, oczywiście przeprosiny przyjmujemy, ale to i tak nie jest usprawiedliwieniem...
Jeszcze na horyzoncie widzimy konie, czyli całkiem stadnina nie upadła.
Bar Kasztanka, bardzo znane mi miejsce z lat pracy, gdyż tutaj w latach 70-ty, 80-tych , w drodze powrotnej z delegacji z Górnego Śląska , przychodziliśmy na przedobre dania. Okazało się dziś, że mimo różnych zmian w kraju przez te dziesiątki lat, jedzenie w Kasztance jest tak samo na wysokim poziomie. Smacznie i tanio. Dziewczyny nie mogły się nadziwić, że za obfity 2-daniowy zestaw obiadowy zapłaciły.... 10złotych. Brawo Kasztanko, tak trzymać!
Czas mile nam upłynął i o 14.15 ruszamy brzegiem Wisły do Skoczowa, gdzie przychodzimy o 15.55 i na targowisku za dworcem PKS jest nasza meta.
Mimo różnorakich minusów, jak pogoda i inne wymienione wcześniej, ta trasa należy do tych bardzo udanych, głównie dzięki wspaniałej atmosferze wytworzonej między nami. Oby tak zawsze było. A sam Park Marzeń, czy Park Snów, jak kto woli, wart jest polecenia, zwłaszcza latem. Pewnie tam powrócimy dla relaksu.
też obejrzałam...zdjęcia super, papa
OdpowiedzUsuńDzięki. papapa
OdpowiedzUsuń