Koniaków - Centrum Pasterskie - Legiery - Koryto - Grapka - Ochodzita - Pietraszyna - Koniaków Koczy Zamek.
Na dole szaro, buro i ponuro, a na wysokościach słonecznie i morza mgieł... morza, bo nie są jednolite, tylko w różnych miejscach. Miało być inaczej ale, że koleżankom różne rzeczy pokrzyżowały plany, zostałem sam i wybrałem Koniaków, gdyż tylko raz tam byłem w tym roku, w lutym.
Nie miałem pojęcia, że zastanę tam tak piękne widoki i słońce. Myślałem jeszcze w domu, że to będzie typowa wycieczka wśród tajemniczych mgieł a tymczasem one zostały niżej. Już nawet Istebna jest nimi dotknięta, ale Koniaków jeszcze nie.
Zaczynam o 9.35 modlitwą w miejscowym kościele. W tym samym, w którym podczas 25 trasy zawierzyłem Mateńce swoje wycieczki i obrałem Ją Królową i Przewodniczką Moich Tras... i tak jest i tak pozostanie. Wówczas ten kościół nawiedziła kopia Jasnogórskiego Obrazu. Czas leci a tamto zafascynowanie faktem oddania Jej opiece dalej jest mocne.
Modlitw błagalnych o powrót do normalności nigdy nie jest za dużo. Kustosz z Fatimy miał objawienie, w którym Mateńka powiedziała, że zaraza minie, ale trzeba się dużo modlić. Trzykrotne "Ojcze nasz" o piętnastej każdego dnia ma w tym dopomóc. Z tą piętnastą to jest tak, że ta godzina jest zawsze w którejś części świata, więc o każdej pełnej godzinie może być piętnasta. Ja miałem dziś o dziesiątej.
Po wyjściu z kościoła, o 9.50 wchodzę na żółty szlak i nim pójdę. Do Centrum Pasterskiego przychodzę o 10.00. Tutaj niespodzianka, bo bardzo rozmowna kózka, którą chciałem sfocić z góry, w tym samym czasie między żerdkami ogrodzenia zaczęła dobierać się do mojego pępka. Oczywiście było głaskanie i chętnie by ze mną poszła zamiast siedzieć zamknięta.
Widoki ze szlaku są rewelacyjne. Żadne zdjęcie nie odda całkowicie tego co oczy widziały w naturze... choć nie wszystko widziały dobrze, bo to co dalej można było zobaczyć dzięki zbliżeniom w aparacie i tak dojrzałem stąd wieżę na Łysej Górze w Beskidzie Śląsko-Morawskim. Na razie o niej można zapomnieć, bo Czesi dla nas znowu zamknęli granice.
O 10.38 schodzę z żółtego szlaku na nieoznakowaną ścieżkę, która zaprowadzi mnie na Ochodzitą. Kiedyś wchodziłem już tak, ale inną ścieżką z niebieskiego szlaku. Zresztą przed kaplicą na górze one się połączą. Stale oglądam się wstecz i widzę, że jęzor mgły ciągle przybliża się do dolin Koniakowa.
Ta ścieżka to spory skrót, odnalazłem ją dzięki czeskiej mapie. Trzeba trochę włożyć więcej wysiłku, bo miejscami jest stromo, ale krótko to trwa. Dochodzę do kaplicy i widzę, że od ostatniego pobytu tutaj, przybyła figura św. Jana Pawła II. Pięknie to się wszystko komponuje. Figura-pomnik z Jego pamiętnymi słowami "Nie lękajcie się". Właśnie, nie lękajmy się. Co ma być to będzie i trzeba zawsze podchodzić do życia optymistycznie i przede wszystkim zaufać Panu.
Znad ławeczki papieskiej widzę Tatry. Trochę nieczytelnie, bo pod słońce, ale na zbliżeniu widać więcej i będzie takich zbliżeń kilka z różnych miejsc. Szczyt Ochodzitej zdobywam o 11-tej... i teraz mam kolejne morze mgieł z drugiej strony góry. Dobrze widać Tyniok, za nim Baranią Górę. Schodzę powoli, zaczyna mnie popędzać czas, bo chcę przed 12-tą już wracać autobusem, a tu jeszcze trzeba zejść i dojść na Koczy Zamek. Tradycji dziś nie będzie, czyli zupy borowikowej w karczmie, gdyż jak wiadomo, wszystko jedzenie na wynos. Głupota jakich mało, ale to moje zdanie. Wygląda to tak, jakby ktoś celowo chciał zniszczyć branżę gastronomiczną. Argumenty walki z covidem mnie nie przekonują. Ludzie nauczyli się ostrożności i sami wiedzą jak mają się zachowywać.
Zszedłem do karczmy i zaraz obok niej schodzę jeszcze niżej do niebieskiego szlaku i od 11.20 nim pójdę. Zaskoczenie przed Koczym Zamkiem, bo po prawej stronie budują domy i właściciel działki najbliżej, dał informację, że to teren prywatny. Mógł o pół metra przesunąć płot, nic by na tym nie stracił, a ludzie nie musieliby spadać z nasypu, bo zostawił tylko 15 cm kawałek wolnej ziemi. Coś mi się wydaje, że już niedługo wyjście tędy na Koczy Zamek będzie niemożliwe i trzeba będzie wchodzić od strony drogi do Kamesznicy... a jak tam zaczną budować, to wejścia nie będzie.
Dotarłem szczęśliwie na górę, pod którą są mgły, ale dojście do nich utrudnione przez krzaki. Patrzę też na drugą stronę i jęzor tamtych mgieł już jest w Koniakowie. Prześlicznie to wszystko wyglądało. Kończę wycieczkę tutaj o 11.45 pod biało-czerwnoną flagą, wszak jutro Dzień Niepodległości.
Pięknie to wygląda. Takie morze mgieł to chyba najlepsza rzecz jaka może spotkać człowieka w górach. Liczę, że w sobotę też tak będzie, bo zamierzam pójść z całą rodziną na Kozią Górę. To już taka nasza tradycyjna coroczna wycieczka. Mam nadzieję, że nic nie stanie nam na przeszkodzie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKoniaków akurat był trochę poza tymi mgłami, ale widziałem fotki innych turystów z rejonu Błatniej, gdzie tylko szczyty okolicznych gór były wyspami. To dopiero był fantastyczny widok!
UsuńTrudno przewidzieć co tam u góry jest nad tą szarzyzną, bo koleżanka wczoraj była na Klimczoku i spotkał ją marznący deszcz i zero widoków.
Ja Wam życzę wiele słonecznych promieni na sobotę.
oj dawno nie byłam na Ochodzitej... ale jesienią wybiorę się na wschód słońca... kawę w ciemnościach wypije... kanapka też będzie a podziwianie... podziwianie.
OdpowiedzUsuńOj, to do jesieni masz znowu rok... a Ochodzita cały rok jest piękna i lubię tam wracać. Papapa
Usuń