niedziela, 4 października 2020

875 trasa - 04.10.2020

Usroń Rynek - Gościradowiec - Zawodzie - Równica - Zbójnicka Chata - Zawodzie - Dolina Potoku Gościradowiec - Ustroń Manhatan.

 

 Jestem na Równicy, chociaż rano nie miałem pojęcia, że tu będę, bowiem padał deszcz i były resztki burzy. Norweska prognoza pokazywała, że od 9-tej u nas rozpogodzi się i wyjdzie słońce, ale do 11-tej chmury tańcować ze słońcem będą. Po niedzielnej mszy świętej było już oczywiste, że plecak zostanie spontanicznie spakowany i wyruszę na pierwszą w tym miesiącu trasę. Słońce faktycznie wyszło, ale kiedy ja z kolei wyszedłem z domu to niebo zakryły czarne pędzące w różne strony chmury. Mam na uwadze wspomnianą już prognozę i dlatego nie zawracam, choć co jakiś czas kilka kropel spada z góry.

Zaczynam czerwonym spacerowym szlakiem na ustrońskim rynku o 10.15. Po dojściu do stacji kolejowej Ustroń Zdrój zmienię go na czerwony turystyczny, bowiem tutaj zaczyna się lub kończy (jak kto woli) GSB.  Na razie spokojnie, prawie żadnych ludzi, bo pewnie aura pomieszała szyki, choć na Równicy spodziewam się sporo samochodowych turystów. Specjalnie piszę "samochodowych", bo to auta właśnie odbywają wędrówkę a ich zawartość wylegnie z nich na górze. Rozumiem, że dojechać jakoś trzeba, choćby ze Śląska... ale można auto zostawić na dole i wyjść o własnych nogach i wtedy byłoby się turystą.

O czym tu pisać, skoro zdjęcia pokażą całe dojście na górę. Właśnie... zdjęcia. Z tego samego aparatu, ale obróbka i przesył na bloga to już po nowemu. Nowy laptop (wreszcie po prawie 14-tu latach używania starego) i tym samym nowe oprogramowanie. Te same programy do obróbki fotek co w starym, ale już tegoroczne wersje i to mocno zmienione. Nie jestem zadowolony z nich, bo jak to zwykle bywa, nowsze jest gorsze. Wrócę do starszych wersji w przyszłości.

Za to nie sprawdza się to w przypadku laptopa. To już jest inny świat. Nie muszę czekać godzinami, żeby coś wgrać. Sam przesył fotek z aparatu do niego trwał półtorej minuty, a do starego prawie godzinę. Dużo czasu mogę teraz zaoszczędzić.

Spotykam tylko 2 turystki na szlaku, koło Kamienia (11.25), czyli leśnego ołtarza braci ewangelików, kiedy to w czasach kontrreformacji  musieli ukrywać się w lasach i tam mieli swoje leśne kościoły. W takim właśnie kościele jestem... a potem już tylko kawałek podejścia do góry i melduję się o 11.40 przy Gościńcu Równica, czyli dawnym schronisku PTTK.

Chmury ciągle ze słońcem tańczą i wieje tu mocno. Czasem trzeba trzymać mocno czapkę, choć zimno nie jest. Miałem rację, jest tu sporo ludzi, których przywiozły auta-turyści. Idę w stronę Dworu Skibówki, bo chcę popatrzeć z góry do domu i to się staje realne. To króciutki fragment żółtego szlaku. Stamtąd bezszlakowo (na mapce beszlaki mają różowy kolor) schodzę do Zbójnickiej Chaty, gdzie przy pysznym espresso i w towarzystwie cesarza spędzę czas pomiędzy 12-tą a 12.25. Potem niebieskim powrót pod gościniec i dalej czerwonym w stronę Polany. Aura pieści wzrok zmianami w powietrzu. Czantoria w cieniu jest jeszcze bardziej  masywniejsza i przez to bardziej dostojna. Do Czarciego Kopyta wstępuję tylko po pieczątkę. Smutna refleksja bierze się z tego, że z całej rzeszy ludzi, tylko ja zakładam maseczkę przy wejściu do lokali... ale cóż ja na to poradzę.

Zamarzyło mi się, żeby nie schodzić całkiem do Polany, tylko odbić w jakąś boczną ścieżkę idącą w stronę Zawodzia i taką znalazłem. Niepozorna wśród traw, ale niedługo zmieni się w szerszą leśną. Tam też spotkam 2 gołąbki. które wzbogaciły jajecznicę po powrocie. Z kolei po wyjściu z lasu na szeroką łąkę prawie zaniemówiłem z powodu widoków na Ustroń, na jego bliższe i dalsze okolice. Strzał w dziesiątkę z tym bezszlakiem.  Zejdę nim na drogę asfaltową na Zawodziu blisko Daniela. Teraz już poboczem drogi aż do doliny potoku Gościradowiec i znajdę się tam o 14-tej. Uwielbiam ten potok od zawsze, a zwłaszcza jego kaskady. Położyłem się na ławce, by słuchać melodii spadającej wody z kaskad, ale spacerowicze tą błogość mi zakłócili i trzeba iść dalej.

Ludzi pełno na dole, parkingi wypełnione do ostatniego miejsca i tylko cieszyć się, że mamy tyle gości, choć niektórzy psioczą i obwiniają ich o roznoszenie covidu, co jest bzdurne w samym założeniu takiego stanowiska. Covid to nic innego jak inny szczep grypy. Jeśli ktoś ma grypę to jakoś inni się nie boją, a grypa miewa takie powikłania, które też kończą się śmiercią. Marzy mi się, żebyśmy wyciągnęli właściwe wnioski z tego co nas spotkało i że maseczka będzie ochroną także w przypadku grypy. Covid już z nami zostanie, tak jak kiedyś została grypa. Nie ma innego wyjścia jak to, że należy to zaakceptować.

Wracam do domu o 14.38 i tutaj kończy się dzisiejsza wędrówka przy radości Łatka z mojego powrotu, zwłaszcza, że dostanie liście babki, które uwielbia a ponadto są bardzo potrzebne królikom.

















































































































































4 komentarze:

  1. No i fajna ta Twoja wycieczka po rodzinnych górkach... i poznawanie nowych ścieżek...
    Moja Kaplicówka też była odwiedzona... ale to było jeszcze wyjście jak na Mont Ewerest... słabość jest, ale cóż ruszać się trzeba...
    Miłego... a fajne zdjęcia, jak i również cała relacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałem zmienić program na starszą wersję i te fotki teraz ponownie obrabiane już do celów albumowych są zupełnie przyzwoitsze.
      Dziękuję za odwiedziny i jak zawsze miłe słowa i życzę Ci dużo, bardzo dużo zdrówka.

      Usuń
  2. Bei paesaggi. Bel coniglio. Vit

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sono felice che ti piaccia. Łatek agita la zampa verso di te.

      Usuń