Przyborów - Łosek - Lesiowa Chatka - Koszarawa.
Pierwszy grzybek znaleziony przez koleżankę okazał się dobrym zwiastunem, gdyż trochę ich uzbieraliśmy. Dla mnie największą radością był niespodziewany wysyp opieniek miodowych, bowiem w moim rejonie jeszcze ich nie spotkałem a stęskniłem się za nimi. Nie było ich w ubiegłym roku, tak jak w tym roku nie mogę spotkać kani.
Samochodem koleżanki przyjechaliśmy do Przyborowa w Beskidzie Żywieckim i tam na parkinu przed kościołem o 7.05 rozpoczęliśmy dzisiejszą wędrówkę. Słońce jeszcze całkiem nie wstało, za to księżyc nam na początku towarzyszył. Idziemy zgodnie z mapą żółtym szlakiem i po chwili okazuje się, że to nie jest aktualna mapa, bo przebieg szlaku został zmieniony i trzeba teraz iść w drugą stronę. Nie żałuję tego naddania kroków, bo z lubością uwieczniałem stare budynki, jedne zamieszkałe, inne rozpadające się, gdyż już niedługo mogą zniknąć z krajobrazu... a przecież lata 70-te obfitowały w takie domy. Miałem taką chwilową powtórkę z historii.
Ważne, że właściwy kierunek wkrótce złapaliśmy dzięki uprzejmości informacyjnej od jednego z mieszkańców Przyborowa. Od razu mamy wspinaczkę nad kościół, nad cmentarz i jeszcze trochę, a potem to już będzie relaks. Mimo, że trzeba wyjść na wysokość bliską 900 m npm, to szlak jest z tej strony łagodny. Idziemy lasem zauważając już początki zmiany kolorów liści i mamy grzyby do zbierania. Jest cichutko, od czasu do czasu sikorki śpiewają... i ja często ciszę przerywam nibyśpiewem, bo krąży mi po głowie jedna, w wykonaniu jakie tutaj wstawię. Ważne, że dziewczyny znosiły ze spokojem moje zaśpiewy.
O 9.40 zdobywamy szczyt Łoska i pobędziemy tam trochę czasu relaksując oczy i żołądki... aż nie chce się dalej iść, tak tam pięknie. Trzeba jednak ruszyć się, a właściwie schodzić, z nadzieją, że studencka chata Lasek jest otwarta i tak będzie. Zdążyliśmy przyjść przed wyjazdem bardzo sympatycznego gospodarza i dzięki temu mogliśmy napić się kawy. Mój termos z tym napojem został w domu i jakoś dziwnie nie zapakował się do plecaka.
Bardzo spodobała mi się tabliczka zakazująca załatwiania potrzeb fizjologicznych przy Lesiowej Chatce. Uśmiałem się sporo i jeszcze teraz rechoczę. O 10.28 zeszliśmy do chatki, o której wyszliśmy nie wiem, bo szczęśliwi czasu nie liczą, a takimi byliśmy... a właściwie zawsze jesteśmy tacy.
Niestety, dalszy odcinek (choć nieduży) był w towarzystwie rozległego błota. Pokonaliśmy przeszkody, a buty później nam wyczyściła wysoka trawa. Kilka razy trzeba było ponownie podchodzić w górę i żartując marudziłem, co to za schodzenie skoro się wychodzi. Nadszedł po czasie moment kiedy to schodzenie całkowite nastąpiło dość ostrym nachyleniem zbocza... nazywam to zwykle wyrypem. On też sprowadził nas w dół i po przejściu rzeczki byliśmy już w Koszarawie. Idziemy w stronę przystanku autobusowego mając nadzieję, że coś pojedzie i w ten sposób wrócimy na parking w Przyborowie. Okazało się, że właśnie nadjeżdża bus i gdybyśmy nie mieli samochodu to moglibyśmy nim dojechać do Bielska-Białej. Wsiadając do niego o 11.55 kończymy piękną relaksacyjną górską wycieczkę.
Tutti questi funghi sono commestibili? Vit
OdpowiedzUsuńSe non fossero commestibili, non scriverei più qui.
OdpowiedzUsuń