W drodze na Jaroszowicką Górę. Dziś będzie ponad 7-kilometrowy odcinek trasy, którą mieliśmy jeszcze przejść we wtorek. Pogoda i moja pięta nam w tym przeszkodziła. Za to dziś mamy świeżutkie i kochające człowieka powietrze, a także słoneczko.
Zaczęliśmy o 8.02 w Łękawicy na przystanku autobusowym przy szkole, czyli tam gdzie we wtorek zakończyliśmy.
Spory odcinek asfaltem, ale dobrze się tym razem idzie. Będzie kolorowo w obrazkach, bo też to taki kolorowy sezon.
Widoki są, choć głównie z boku i za nami, a tam wśród innych, trochę z ubocza, Babia Góra.
Zanim wejdziemy do lasu, przed którym kończy się asfaltowe podłoże, podziwiać będziemy spokój rudego kotka polującego na mysz... i zaraz potem lenistwo innego, który już taką upolował i zostawił w trawie, co kijkiem pokazuje koleżanka.'
W lesie pojawią się grzyby i to na tyle ich będzie, że czas przejścia nam się wydłuży, choć zbytnio od szlaku nie oddalamy się, a idziemy tak jak we wtorek, czarnym. Są prawdziwki i to spore i są kolonie maślaków. Od czasu do czasu pojawią się zwane u nas pobrzeziokami. Spotkamy grzybiarzy, którzy też do miejsca dojścia żółtego szlaku z Kleczy pójdą obok nas. To miejsce zwie się Pod Bystrą.
Na szczyt Jaroszowskiej Góry z nami, czy za nami, już nie pójdą, a my tam dojdziemy o 9.35.
Robimy telefoniczną niespodziankę naszej Przyjaciółce, która we wtorek w cudowny sposób uniknęła operacji, a była już przed narkozą. Nasze wyjście do Mateńki w Kalwarii Zebrzydowskiej nie było wówczas daremne. Myśmy tam prosili o Łaskę uzdrowienia. Tydzień wcześniej prosiłem o to na Żywczakowej... i tak kolejny Dotyk Pana Boga za pośrednictwem Mateńki jest obecny wśród nas. Mogła szczęśliwa wrócić tego samego dnia do domu, a my dzisiaj tą radość podzieliliśmy na szczycie góry. Pójdzie znowu z nami i to pewnie wkrótce.
Potem już tylko schodzenie, a czynimy to żółtym szlakiem do Jaroszowic. Oczywiście będą grzyby, choć tutaj są całe kolonie niejadalnych, które ja znam z dzieciństwa jako krowiaki.
Będzie pierwsza młodziutka kania, z czego szczególnie ucieszyłem się. Toż to była pierwsza w tym roku prawdziwa trasa grzybowa.
Do Jaroszowic zeszliśmy wzdłuż rzeki Skawy i na przystanku autobusowym Jaroszowice Most o 10.40 kończymy piękną w sumie wycieczkę. Radosną wycieczkę. Stąd później zabierze nas miejski autobus z Wadowic.
Krótki opis, mało jak na mnie fotek, ale też było się zajętym szukaniem i zbieraniem leśnych plonów.
Podziwiam te Wasze zbiory grzybów. Jak ja idę to jakoś wszystkie się chowają przede mną. Może nie mam odpowiednio dużej cierpliwości w szukaniu. Piękne tereny i choć góry nie są wysokie to widoki cudne.
OdpowiedzUsuńTo trzeba bardzo wolno iść i nawet stanąć w miejscu, żeby rozglądając się, je dostrzec. Myśmy akurat w czwartek mieli sporo czasu i dlatego mogliśmy sobie na to pozwolić.
UsuńTe małe góry potrafią o wiele mocniej dać w kość niż te wysokie. Jaroszowska Góra jest tego przykładem, oprócz tej wersji, którą my szliśmy. Pozostałe to wyrypy. Odczuwaliśmy je przy schodzeniu.
Widoki przy dobrej pogodzie są zawsze piękne na pofałdowanym terenie. Dzięki, że zajrzałeś, napisałeś. Wszystkiego dobrego.
Ach te kapliczki, krzyże przydrożne... ach te grzyby... jakże owocna ta wyprawa w nieznane mi strony...
OdpowiedzUsuńPiękną pogodą maszerować... to taka przyjemność... i takich dalszych dreptań życzę😊
Dziękuję w imieniu nas wszystkich. To także są w większości dla mnie nieprzetarte szlaki i trzeba je w końcu poznać.
UsuńA grzyby... maślaki, zdecydowanie bardziej mi smakują niż borowiki. Kanię przesoliłem i kotlecik tym razem nie był taki pyszny... może następnym razem będzie lepiej.
Wszystkiego dobrego, dzięki, że zajrzałaś.