wtorek, 4 grudnia 2018

747 trasa - 04.12.2018

Ustroń Goje - Cieszyńska - Nierodzim - Bernadka - Rynek - Ustroń Manhatan.

... kiedy rok temu robiono nam to zdjęcie w Budapeszcie nie myślałem, że będzie to nasze ostatnie wspólne zdjęcie z Basią. Ona wtedy bardzo mocno złapała mnie za rękę i powiedziała: "chciałabym tu wrócić". Zaskoczony byłem trochę, ale nie wiem czy coś już wtedy przeczuwała... bowiem po prawie 4 kolejnych miesiącach zmarła, w tegoroczną Wielkanoc. Do dziś nie mogę w to uwierzyć, że tak się stało. Wydaje mi się, że to tylko zły sen... a jednak.
W Dniu Jej Imienin, pierwszych spędzanych u Pana, poświęcam Jej tę trasę. Będę w kilku miejscach w Ustroniu, które dla Niej były ważne, ale też będzie o wiele więcej fotek wspomnieniowych.
Basię poznałem jeszcze w latach 70-tych, gdyż pracowała w tej samej firmie co ja. Z biegiem lat pracowaliśmy w jednym dziale, w jednym biurze też chwilowo.
Pod koniec lat 80-tych zwolniła się i przeniosła do Ustronia, bliżej domu. Przez kilka lat kontaktu nie mieliśmy, aż do 1990, kiedy to ja przeniosłem się z Lipowca na Manhatan, a Basia już tu mieszkała, w sąsiednim bloku. Z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc narastała nasza Przyjaźń.
To Ona uświadomiła mi, że zimą można chodzić górskimi szlakami, bo ja do tamtego czasu myślałem, że piechurom dreptanie kończy wraz z pierwszym śniegiem. To z Nią zacząłem zimą wędrować, a potem przez cały rok. Były to lata kiedy nie numerowałem jeszcze tras, nie fociłem (bo fotografia mnie nie interesowała). Nie ma śladów, pozostają wspomnienia.
Dopiero od połowy 1992, po zakupie pierwszego aparatu analogowego zacząłem życie w obrazkach pozostawiać na przyszłość. Od tego też roku znajdą się tu fotki naszych wędrówek, zabaw, z obecności na balach, weselach... czyli to wszystko co stanowiło radość życia.
Będą fotki z Grecji, Monako, Hiszpanii, Wenecji a przede wszystkim z Polski. Wszystkie jednak teraz przeze mnie na nowo sfocone z albumów i dlatego ich jakość może mieć wiele do życzenia. Ważne, że są. Oczywiście, to tylko część zbioru.
Od listopada 1996 zacząłem numerować trasy i prowadzić kronikę. Basia będzie na zaledwie kilku z nich, bowiem w tym samym czasie została szefową ośrodka wypoczynkowego Venus i miała coraz mniej wolnego czasu. Na każdej historycznej fotce jest w lewym dolnym roku podany rok, natomiast, jeśli fotka pochodzi już z numerowanej trasy, to jest pokazany w górnym lewym rogu.
Podczas 37 trasy podchodząc na Wielką Raczę Basia zaczęła mieć problemy z oddychaniem i to bardzo poważne. Nie mogła więcej po górach chodzić. Był to dla niej cios, ale nic nie zrobiła w kierunku wyjaśnienia, badań lekarskich. Nie docierało to do Niej, że powinna.
Myślę, że to był początek problemów z płucami i pewnie byłaby szansa na leczenie i to nie przekształciłoby się potem w tak złośliwy nowotwór.
Basia widziała tylko pracę. Mówiła: "robota, robota i jeszcze raz robota". Stała się pracoholikiem. Nie rozróżniała już chwil na dom i na ośrodek. Wszystko było podporządkowane pracy. Kiedy Jej coś dokuczało, to znajomy lekarz wypisywał lekarstwa, które sama podyktowała, bo przecież chorować nie może... bo jest robota!
Przez prawie 20 lat szefowania postawiła Venus na nogi... i kiedy prawie wszystko było gotowe, Jej zwierzchnictwo postanowiło sprzedać ośrodek, a tu jeszcze kilka lat do emerytury. Doczekała się jej, gdyż była już w okresie chronionym.
Basia uwielbiała zwierzęta. Na wielu historycznych fotkach będzie Kubuś. Później był Amorek... a w pracy najpierw miała 2 duże Kazana i Rambo, a kiedy oni odeszli z powodu nowotworów, sprowadziła 2 sunie Sabę i Agę. Bardzo przeżywała to, że kiedy będzie musiała opuścić ośrodek, to co z psami. Obu psicom załatwiła mieszkanie, poszły w bardzo dobre ręce.
W 2004 roku zachorowałem. Depresja była tak mocna, że odciąłem się od świata, od zabaw. Pozostało mi tylko dreptanie, to jeszcze mnie trzymało pozytywnie. Utraciłem pracę, sądziłem się prawie przez rok o rentę, a dodatkowo miałem wziętą pożyczkę w banku. Basia bez zastanawiania się zapłaciła to za mnie, a ja zobowiązałem się to odpracować w ośrodku jako konserwator... i tak to było przez kilka ładnych lat. Dzięki temu byłem między ludźmi, czułem, że depresja powoli mija... ale z kolei z Basią coś się stało. Zaczęła mnie dołować twierdząc, że jeszcze nikt z depresji nie wyszedł, że każdy odbiera sobie życie i nie życzy sobie, żebym ja tego dokonał w ośrodku... bo na to nie ma lekarstwa i tak będzie.
Ściskałem zęby ze złości i powiedziałem, że powinna zwolnić tempo swojej pracy, bo na głowę Jej bije. I się zaczęło. Podczas jednej bardzo brzydkiej scysji zabrałem swoje rzeczy i powiedziałem, że więcej nie przyjdę. Tak uczyniłem. Był 2009 rok. Owszem, od czasu do czasu przychodziłem na nocne dyżury, ale nic poza tym. Do 2011 roku wypoczywałem, a potem znalazłem inne ciekawe miejsce do dorabiania sobie do marnej renty.
W tym czasie Basia znalazła się w szpitalu, operacja tarczycy. Po tym wszystkim zmieniła się w Anioła. Była jak kiedyś, cudowną, serdeczną dziewczyną. Powiedziała mi, że lekarka stwierdziła, że będzie musiała bardzo dużo ludzi przeprosić, bo tarczyca powoduje złośliwość. Powiedziała też, że tak mocno była zawzięta, że musiała na kimś się wyżywać, a ja byłem najbliżej. Dobrze Basiu, nie pamiętam! Nie umiem się gniewać, złościć na kogoś. Na nowo zostaliśmy Przyjaciółmi.
Nie będzie fotek od czasu mojej choroby, aż do jednej z 3 pieskami w 2009 roku. Takich fotek nie ma, bo nie to wtedy było najważniejsze.
Basia cieszyła się na emeryturę, że będziemy znowu razem podróżować, jak kiedyś... i taką podróżą była ubiegłoroczna na Jarmark Świąteczny do Budapesztu. Okazała się ostatnią.
Jaki wniosek - nie należy przesadzać z pracą, ona jest potrzebna, ale równie potrzebny jest wypoczynek czynny lub bierny. Jeśli coś dziwnego zaczyna się dziać z organizmem to od razu trzeba konsultować się z lekarzem.
Dziś zacząłem smutną podróż na Gojach, bo stamtąd najbliżej do Basi na cmentarz. Oczywiście różaniec, a potem zaśpiewałem Jej najbardziej ulubioną piosenkę "Mały biały domek". To na Imieniny, przecież "sto lat" nie wypada już.
Chmury płaczą, a ja postanawiam dotrzeć do byłego Venusa. Autobusem do Nierodzimia i dalej piechotą tak, jak to przed laty bywało na nocne dyżury. Nie można wejść na teren, bramy zamknięte, ale widzę domki, które teraz są w prywatnych rękach a także nowe budujące się. Tak sobie pomyślałem, że gdyby Basia w swoim czasie nie zadbała o remonty i o inne rzeczy, to raczej nikt by tego nie kupił i ośrodek mógłby dalej funkcjonować, zwłaszcza, że nowe władze byłej spółki tamtą sprzedaż uważają za błąd i podobno sądzą się z tym, kto do tego doprowadził... musztarda po obiedzie.
Wracam do Nierodzimia i ponownie autobusem pojadę do centrum Ustronia, a tam na rynku przygotowania do rozświetlenia tegorocznej choinki.
Kierunek Manhatan, focę blok Basi, okna Jej mieszkania i na końcu w domu Perełkę, którą Basia uwielbiała i zawsze podczas moich wyjazdów opiekowała się nią.
Myślę Basiu, że już mieszkach u Pana w takim pięknym małym, białym domku i na wieki w nim będziesz szczęśliwa.

5 komentarzy:

  1. Beata Wiśniewska: Stasiu, takich przyjaźni przez wielkie P to już dzisiaj nie ma. Jesteś super, wiesz?

    Kate Kate: Pięknie to napisałeś,widać że to prawdziwa przyjaźń na dobre i na złe😊

    Łukasz Nowakowski: Basia była super.
    Pracowaliśmy razem w dawnym PSS-Społem

    To wpisy spod odnośnika na fb, za które dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odżyły wspomnienia z tamtych czasów. Piękna przyjaźń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odżyły, choć zawsze żywymi były.
      Taki rok Maćku, że więcej chodzę po pogrzebach niż po górach. Dzisiaj też był, jutro też będzie... niech ten rok w końcu skończy się.

      Usuń
    2. Miałem na myśli swoje własne wspomnienia, ubrania teściowej i żony ze zdjęć, własny sposób ubierania się. Dziś już do tych fotografii mało kiedy zaglądam, więc przypomniałem sobie patrząc na twoje zdjęcia. A moja Teściowa i twoja Basia to chyba bardzo podobnym typem były?

      Usuń
    3. Możliwe, że tak... dzięki za Twoje słowa.

      Usuń