piątek, 31 sierpnia 2018

730 trasa - 28/29.08.2018

Rabka Zaryte - Perć Borkowskiego - Luboń Wielki - Przełęcz Glisne - Glisne - Złote Wierchy - Mszana Dolna - Zapadlisko - Lubogoszcz Zachodni - Lubogoszcz - Kasina Wielka.

Widok na Lubogoszcz w Beskidzie Wyspowym. Przez niego wiedzie Mały Szlak Beskidzki, którego przejście w końcu mogliśmy rozpocząć po zelżeniu wysokich temperatur.
Ta trasa i następna, to będzie pierwsza część, gdyż przechodzenie jego będzie ratalne.
Z tej strony, w Beskidzie Wyspowym, zaczyna się na Luboniu Wielkim i żeby dojść do jego początku to musimy na tę górę wejść. Są łagodniejsze podejścia, ale namawiam dziewczyny na żółty szlak z Rabki Zaryte przez Perć Borkowskiego. Jest to bardzo ciekawe i zarazem trudne podejście, ale ja mam w tym swój cel. Podczas 277 trasy w dniu 26 listopada 2011 roku (nie ma tej trasy na blogu, gdyż zacząłem go prowadzić w 2012, a jako historyczną , jak dotąd jej nie wgrałem) na końcu gołoborza Perci Perkowskiego zobaczyłem piękną Maryjną kapliczkę, co mnie tak ucieszyło, że postanowiłem do Niej pójść na przełaj... i wtedy jakiś kamień osunął się, ja widzę, że zaraz polecę w przepaść i będzie po mnie, zapieram się kijkami i o dziwo, wbrew prawom fizyki zatrzymałem się w nachyleniu, wyprostowałem i wtedy ułamał się jeden kijek. Wtedy zrozumiałem, że Ta, którą wybrałem przed laty na Królową i Przewodniczkę tras, jeszcze raz uratowała mi życie. Wtedy też potraktowałem to jako nauczkę i przestałem szarżować. W podzięce ten złamany kijek włożyłem do kapliczki i dziś byłem ciekawy, czy po tych prawie 7 latach tam jeszcze jest. Napiszę od razu, że kapliczki nie widać, bo jest przywalona olbrzymimi drzewami i jest hałda kamienno-drzewna.
Przyjechaliśmy busikiem do Zarytego z Rabki i o 14.20 żółtym szlakiem zaczynamy wychodzenie. Znamy go, bo już kiedyś nim wychodziliśmy, choć każdy oddzielnie.
Monotonnie w górę, czasem przez chaszcze większe niż człowiek, ale po wejściu do rezerwatu, mamy las i zaraz też rozpocznie się wspinanie Percią Borkowskiego (16.00). Jest zmieniony przebieg z tego co pamiętam, ale w większości pewnie idzie się po tych samych kamieniach, po tych samych skałach. Widoki od czasu do czasu są, głównie w stronę Gorców.
Po wyjściu z Perci czeka nas jeszcze jeden wyryp, tym razem mimo, że bez kamieni to bardziej przykry... ale co to dla nas, przecież zaraz będzie oryginalne schronisko na szczycie.
Do schroniska na Luboniu Wielkim przychodzimy o 16.50, na razie jesteśmy sami, więc problemu z noclegiem nie ma, więc możemy sobie wybierać miejsce zakwaterowania.
Bardzo sympatyczny opiekun tego miejsca. Od razu przypadliśmy sobie do gustu. Kawka, piwko, herbatka itd. itp.  Schronisko nie posiada bieżącej wody, więc nocleg dziś będzie "dziecięcy" czyli nie trzeba się myć.
Każdy z nas wiedząc o tym jakoś się zabezpieczył w środki, by móc się odświeżyć.
Rano wstajemy wcześnie, troszkę podekscytowani faktem, że wreszcie wyruszymy na Mały Szlak Beskidzki i to właśnie z tej strony. Powodów kilka, ale z lektury innych blogów wynika, że największy "wycisk" na całym MSB daje podchodzenie na Lubogoszcz od strony Kasiny Wielkiej, a ponadto po dojściu do celu, czyli wejściu na Luboń Wielki to nie koniec, bo trzeba jeszcze zejść.
Podziwiamy wschód słońca i mgły w dolinach. Opiekun miejsca specjalnie wcześniej wstał, żeby napoić nas kawą na drogę, bowiem oficjalnie bufet otwarty jest o wiele później. Tak to jest jeśli turyści znajdą wspólny język z gospodarzami obiektu. Jak ludzie potrafią być złośliwi to wiem, ale przykłady podane przez gospodarza, czyli to co spotkało go tutaj od ludzi w ciągu tych kilku lat, sprawiają nie opadanie ale odpadanie rąk.
Opuszczamy Luboń Wielki o 7.20 i tym samym o tej godzinie zaczynamy poznawać czerwony Mały Szlak Beskidzki. Stromo w dół, ale nie po takich kamieniach jak wczoraj wychodziliśmy. Po zejściu na Przełęcz Glisne o 8.13 mamy przed sobą Szczebel, który zasłania Lubogoszcz... a ten zobaczymy dopiero po minięciu Złotych Wierchów (8.58) przed wejściem do Mszany Dolnej (9.25). Do miasta oznakowanie było perfekcyjne, nawet do krzyża na skrzyżowaniu (na jednej z fotek). Tam szlak skręca w prawo o 90 stopni, ale oznakowania informującego o tym nie ma. Błądzenie, pytanie ludzi i wreszcie właściwy trop. Tak beznadziejnego oznakowania tego czerwonego szlaku na terenie Mszany Dolnej chyba gdzie indziej nie ma. Trzeba miasto praktycznie całe obejść i brakuje strzałek kierunkowych w odpowiednich miejscach.    
Jakież więc miłe zaskoczenie czeka nas w Informacji Turystycznej w budynku Urzędu Miasta. Tak profesjonalnej i uprzejmej dziewczyny jeszcze w takich punktach gdzie indziej w Polsce nie spotkałem.
Ciekawą mają pieczątkę, bo trójkolorową. Mamy mapki Głównego Szlaku Beskidu Wyspowego, ale ten szlak nie jest jednolitego koloru i nie wiedzie od początku do końca. Są kółeczka, odbicia w prawo, w lewo, a tylko niektóre z oryginalnych szlaków są nim objęte. Na zamieszczonej tu mapce, zaznaczony jest szerokimi niebieskawymi liniami.
Potem ulicą wzdłuż rzeki, potem w górę dochodzimy do bardzo wąskiego przesmyku, w której nawet jedna osoba ma problem z poruszaniem się. Całe szczęście, że to tylko maleńki fragment szlaku. Za to oglądając się wstecz możemy popatrzeć na Mszanę Dolną i okolicę. Widać nawet Luboń Wielki w oddali.
Przez łąkę a potem wchodzimy do lasu. Żadnych widoków, tylko nudne zygzaki w górę wśród drzew. Dobrze, że wśród drzew, bo poza nimi ponownie upał w granicach ponad 30 stopni Celsjusza.
Dochodzimy o 12.38 do szczytu Lubogoszcz Zachodni, nawet tam mam fotkę, a potem jeszcze nudne przejścia wśród kałuży na główny szczyt Lubogoszcza (12.58). Chwila odpoczynku i przed nami pionowe zejście do Kasiny Wielkiej, czyli to co pisałem wcześniej. Focę koleżankę, która idzie przede mną, ale zdjęcia w żadnym przypadku nie oddają faktycznej stromizny. Na jednym ze zdjęć wygląda to tak jakby koleżanka zrywała jagody, a ona kurczowo trzyma się gałązek, żeby się nie wywrócić. Sam muszę uważać i dbać o bezpieczeństwo. Powiedziałem sobie, nigdy więcej schodzenia tędy. Mimo wyrypu  lepiej wychodzić.
To nie jest w żadnym przypadku narzekanie, choć jest rozczarowanie tym, że idzie się kilka godzin szlakiem bez żadnych widoków, bez żadnych atrakcji.
Na dole w Kasinie Wielkiej jesteśmy o 14.15. Teraz wzdłuż drogi idziemy do jakiegoś sklepu po napoje i jedzenie, a potem szukamy kwatery (przy szlaku oczywiście) i bez żadnych problemów znajdujemy pokoje gościnne w Agroturystyce U Michała. Tym samym o 14.45 po zajęciu pokojów kończy się ta piękna (w sumie tak) 2-dniowa trasa. Upragniona kąpiel i odpoczynek. Na koniec fotka z balkonu na oświetlony zachodzącym słońcem Lugogoszcz, który dał nam trochę w środę popalić...
Rano trzeba wcześnie wstać i wędrować dalej, ale to już będzie następna trasa.



4 komentarze:

  1. Witam. Super, że w końcu udało się ruszyć Małym Szlakiem Beskidzkim. Powodzenia w dalszej wędrówce.

    OdpowiedzUsuń
  2. jak zawitacie w rejon Bieszczad... a mnie praca na to pozwoli i oczywiście jak mnie weźmiecie to bym się przeszła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem co będzie z Bieszczadami. Dziewczyny tam jeżdżą, ale ja na dłuższe pobyty poza domem mogę sobie pozwalać w szczególnych sytuacjach.

      Usuń