poniedziałek, 6 sierpnia 2018

725 trasa - 04.08.2018

Jablunkov - Mětský Les - Návsí.

Tak radośnie z podskokiem cieszę się, że po 12 latach przerwy mogłem powrócić do Jabłonkowa na Gorolski Święto. W tym roku odbywa się ono po raz 71. Mimo, że najstarsze w okolicy, to tylko towarzyszy wielkiej folklorystycznej imprezie Tydzień Kultury Beskidzkiej.
Uwielbiam przebywać właśnie tu, bo w przeciwieństwie do innych miejscowości, tutaj jest najserdeczniejsza, swojska atmosfera i tutaj także podają prawdziwie swojskie i regionalne potrawy.
Na scenie amfiteatru leśnego zespół z Bystrzycy w tańcach żywieckich. To ostatnie zdjęcie prezentujące dokonania ludowych zespołów, bowiem z żalem, ale w czasie trwania jeszcze tego występu musiałem wracać, gdyż pociąg na mnie czekał nie będzie.
... ale zacznę od początku. Zaczynam w Jabłonkowie o 13.15. Słonecznie, nawet bardzo... po krótkim rekonesansie centrum idę do kościoła, na modlitwę, a przy okazji zobaczyłem jego odnowione przed laty wnętrze. Podoba mi się to, że jako jeden z nielicznych w Czechach (w Polsce zresztą też) jest dostępny.
Spokojnie ulicą wzdłuż rzeki Olzy dojdę do Lasku Miejskiego, w którym trwa swego rodzaju jarmark gdzie na swoich stoiskach karmią ludzi poszczególne koła PZKO czyli Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w Republice Czeskiej.
Są także stoiska typowo jarmarkowe, są stoiska prezentujące tradycje, czyli produkcję serów, wyszywania, produkcji wełny z runa owczego począwszy od strzyżenia owiec i wiele innych
W Lasku Miejskim jestem o 13.45. Do rozpoczęcia części artystycznej została godzina i kwadrans. Mam czas na spokojny posiłek, mój ulubiony - jelitko z kapustą i ziemniakami. Jelitko to nic innego jak kaszanka, czy krupniok. Pycha! Za rok mam nadzieję tam powrócić choćby tylko na to... a były jeszcze różnego rodzaju placki ziemniaczane, kołacze i inne specjały, można było napić się piwa, mioduli (ja z powodu upału na razie pasuję, ale w swoim czasie będzie i złociste i kieliszeczek mioduli, bo byłoby grzechem nie skosztować tych smakowitości).
Ludzie przybywają, przechodzą, siadają w cieniu (na ławkach nasłonecznionych można pupę sparzyć), biorą udział w warsztatach co oznacza, że uczą się różnych dawnych zajęć, jak chociażby praca na kołowrotku.
Przybywają zespoły z Indonezji i Meksyku. Członkom tego pierwszego jest zimno i są grubo ubrani (nie do pojęcia), a z nas gorąc wyciska tyle potu ile się da. Trzeba się stale nawadniać. Przychodzą całe rodziny, z małymi dziećmi... i co ciekawe, żadna partia polityczna nie przekupiła pieniędzmi przyszłych rodziców, a te się rodzą. Tam jest inny system. Zarabiasz tyle, żeby stać cię było na utrzymanie rodziny. Owszem pomoc państwa także jest, ale odbywa się to na zdrowych zasadach.
Zanim na scenie pojawi się pierwszy zespół to jeden z nich gra między stoiskami, a jest to Kapela Huculi Mikołaja Hinta z Werchowiny na Ukrainie.
W końcu doczekaliśmy się 15-tej i w kolejności na scenie pojawiają się: Juzyna z Zawoi, Al-Azhar Kelapa Gading z Indonezji, Lipka z Bukowca, Compania Titular De Danza Folklórica UANL z Meksyku, Łączka z Bystrzycy, wspomniana wcześniej kapela z Ukrainy i w bloku programowym "Kiela tańców znosz tela razy żeś je człowiekiem" (ile znasz tańców to tyle razy jesteś człowiekiem) - Zaolzioczek, Zaolzi i Bystrzyca.
Każdy zespół był ciekawy, ale największe zainteresowanie osiągnął meksykański, na tyle, że zadzierzgnąłem nową znajomość (będzie na obrazku)... kiedy na zakończenie zagrali i zaśpiewali "Celito lindo", wszyscy nuciliśmy i były nawet tańce pod drzewami.
Dzieciaki do tańca porwał skocznymi melodiami zespół z Ukrainy.
Czas niesamowicie szybko przeleciał i musiałem wyjść przed końcem występu zespołu z Bystrzycy, a to przecież nie wszystko. Podjechał właśnie autokar z tureckim zespołem, trzymający flagę pięknie podziękował mi po polsku za to, że go sfociłem... bardzo mi było żal, że muszę iść.
... ale występ i tak obejrzałem, bowiem 6-godzinny zapis jest na YT i dołączam go na zakończenie tej relacji (nawet kilka razy mnie widać, ale to tylko migawki).
Wyszedłem z Lasku Miejskiego o 18.43. Tak się składa, że tędy prowadzi zielony szlak z Girowej i nim idę na stację kolejową w Nawsiu. Jeszcze raz kłaniam się Jabłonkowowi pod zachodzącym słońcem i na peron stacji wchodzę w momencie wjazdu pociągu o 19.12. To moja meta... gdybym 2 minuty później wyszedł z Lasku Miejskiego to odjechałby.


5 komentarzy:

  1. Fajna impreza. Znam podobne z Krosna, ale tu bogaciej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polonia z Zaolzia dba o tradycje. Szkoda, że rząd Morawieckiego postanowił w tym roku nie wspomóc imprezy nawet złotówką, co jest skandalem, bowiem różne były rządy na przestrzeni minionych 70 lat i zawsze wspomagały. Po raz pierwszy stało się odwrotnie. Polonia to zapamięta a my też.

      Usuń
  2. wiesz jestem pod wrażeniem Twoich fotek... z wspaniałego święta...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka opinia od znawczyni może wbić w fotel. Dziękuję!!!
      W przyszłym roku jedziemy razem. Miłego wieczoru.

      Usuń