czwartek, 9 sierpnia 2018

726 trasa - 07/08.08.2018

Warszawa Łazienki Królewskie - Plac Zbawiciela - Plac Konstytucji - U Szwejka - Śródmieście - Rakowiecka - Sanktuarium św. Andrzeja Boboli - Kielecka - U Szwejka - Kielecka - Plac Zamkowy - Stare Miasto - Powązki - Śródmieście - Warszawa Centralna.

Nie była moją znajomą. Była kimś bardziej wartościowym, była domowniczką od pierwszej piosenki sprzed kilku dziesiątek lat do teraz... ba! będzie nią dalej. Jest moją rówieśniczką, bo dalej nią pozostanie.
Spotkałem Ją kilka razy w życiu na koncertach i otrzymywała pocałunek w policzek po występie.
Była, jest i będzie dla mnie wzorem pracowitości, osobowości . W prowadzonym przeze mnie plebiscycie od 1968 roku, za te 50 lat w punktacji na czele listy jako wokalistka, a Maanam jako zespół.
Bywała ze mną w cudownych chwilach w życiu i tych okropnych. Przy "Pałacu na piasku" pochowaliśmy moją Matkę, przy "Kocham cię kochanie moje" rozwinęła się moja odwzajemniona miłość.
Trudno dziwić się, że wraz z tysiącami fanów pojawiłem się na Jej pogrzebie na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.
Skoro już jestem w Warszawie, to oczywiście będzie 2-dniowa warszawska trasa, druga już w tym roku.
Przed południem we wtorek przyjechałem do stolicy, stolicy upalnej i należało poszukać cienia. Takim sprawdzonym przeze mnie miejscem są  Łazienki. Sądzę, że z racji temperatury rudasek nie spotkam bo będą w dziuplach pochowane i tak też było. Za to miałem dużo cienia. Oprócz ludzi tylko ptactwo było obecne, choć też chowające się przed słońcem. Zacząłem trasę o 12.12 i byłem tam do 13.43.
Nie ma mowy o tym, żebym piechotą pokonywał większe odległości więc korzystam z dobowego biletu i przemieszczam się środkami lokomocji MZK nawet o 1 przystanek.
Wyjątek to przejście z Placu Na Rozdrożu przez Plac Zbawiciela na Plac Konstytucji, a tam do cienia, czyli do restauracji U Szwejka. Budynek hotelu MDM, w którym Szwejk ma swoje lokum, cały jest z zewnątrz pokryty folią, gdyż trwa remont.
O 14.08 zasiadłem w przyciemnionej sali na 1 piętrze przy piwie Kozel i bramboraku, a bramborak to schabowy zapieczony w placku ziemniaczanym. Same pychotki i w ciszy (jak na ten lokal) byłem równą godzinę. Miałem zamiar pojechać na Stare Miasto, ale już w tramwaju stwierdziłem, że zrobię to rano w środę przy o wiele mniejszej temperaturze. Wysiadłem więc w centrum i zobaczyłem odbudowywany tzw. okrąglak, co mnie ucieszyło, gdyż była wersja, że już go nie będzie.
Tramwajem z powrotem, tym razem dalej na Rakowiecką do Sanktuarium św. Andrzeja Boboli. Potrzebowałem ciszy, skupienia a pojawiłem się tam o 15.50. Niestety, ciszę i modlitwy zakłóciła sprzątaczka, która ze swoim sprzętem tam wjechała. Ewakuowałem się piętro niżej na mrożoną kawę i to było bardzo potrzebne.
Z Rakowieckiej kilkuminutowe przejście na Kielecką (16.50) i tam spotykam kolegę z Do-re-mi; jakże kudłatka mocno się ucieszyła, zresztą ja też.
Postanawiamy wieczorem pojechać do Szwejka, no cóż... będę tam drugi raz. Tym razem o 19.40 proponują nam stolik w piwnicy... jak tu chłodno!!! Wiele razy bywaliśmy tu razem czy osobno, ale jeszcze nigdy nie byliśmy w tak ciekawym miejscu. Jest Kozel i panierowany ser, a ser jest 3-warstwowy, czyli ser, szynka i ser. Mile czas spędzamy wśród większości gości mówiących po francusku i o 21.20 wychodzimy stamtąd. Powrót na Kielecką o 21.45. Do-re-mi jak zawsze pilnuje moich snów.
Rano wczesna pobudka, gdyż kolega idzie do pracy, a ja już tu nie wrócę, bo po pogrzebie wracam do domu. Pożegnanie i o 7.35 wychodzę z Kieleckiej. Mam kilka rzeczy do załatwienia, więc różnymi środkami lokomocji po Warszawie poruszam się, ale o 8.15 docieram na Plac Zamkowy.
Mam od samego rana ogromną tremę przed pogrzebem, kilka razy żołądek mnie pogonił, ale jakoś to muszę wytrwać. Spacer na dziedzińcu Zamku (nie ma czasu na zwiedzanie, choć dziś środa i można to robić za darmo) a potem uliczkami Starego i Nowego Miasta. Jeden z kilku czynnych lokali o tej porze to kawiarnia afrykańska na Freta. Wyjątkowo smaczne espresso w towarzystwie wróbli. Jeden z nich nawet chciał tej kawy skosztować. Dawniej wróble mieszkały na prowincji, a dziś jak je chcesz zobaczyć to trzeba przyjechać do stolicy, zwłaszcza na Stare Miasto.
W końcu dochodzi godzina, że trzeba wyruszyć w stronę Powązek, czynię to za pośrednictwem autobusowej linii 180. Wysiadam przy Starych, by kupić róże od koleżanki, kolegi i ode mnie, po 3 w bukiecie. Na cmentarzu wojskowym jeszcze nigdy nie byłem, trzeba dalej jechać 180-tką kilka przystanków. Dobrze, że jadą inni ludzie na pogrzeb, to trafię.
Spotkałem starszego pana pod 90-tkę, u którego Kora mieszkała przez 10 lat kiedy on był w Afryce. Tak ciepło o Niej mówił, że jakaś tam łezka w kąciku oka mi zaczęła się kręcić... a więcej ich pojawiło się już na cmentarzu, bowiem trema odeszła gdy zobaczyłem na razie setki ludzi tak samo z plecakami jak ja, którzy w tym celu tu przyjechali.
Jestem tu o 10.10. W domu pogrzebowym jako pierwszy z oficjeli jest już premier Jerzy Buzek, potem nadejdzie Stan Borys. Na pół godziny przed ceremonią przywożą prochy Kory w ślicznej malutkiej białej urnie. Rodzina, przyjaciele wchodzą do środka, my raczej w cieniu pod drzewami.
W pewnym momencie menadżerka Kory zaprasza nas, niewielką liczbę osób do środka, by przyniesione kwiaty złożyć na podłodze przed urną. Czuję się wyróżniony, a tym samym i koleżanka i kolega, od których róże także złożyłem. Wychodząc ze środka zrobiłem jeszcze od drzwi zdjęcie, gdyż w środku robić nie było można. Należało to uszanować.
Idę dalej, pod drzewa. Spotykam panią ze słonecznikami, okazuje się, że to także nasza rówieśniczka.
Ludzi przybywa, ale wszyscy starają się być w cieniu i na pierwszy rzut oka nie widać tej masy ludzkiej. Ona dopiero wyleje się podczas konduktu na miejsce spoczynku. Tysiące ludzi.
Kora skrzywdzona w dzieciństwie przez księdza porzuciła wiarę katolicką, stając się zespoloną ze słońcem, deszczem, wiatrem. Żaden inny ksiądz przez całe Jej życie nie zdobył się na przeprosiny. Pogrzeb  ma bogatą, piękną świecką oprawę.
Parę minut po 11-tej zaczyna swoją przemowę Wojciech Mann, który całą naszą boleść przelał w słowa i uczynił to perfekcyjnie. Nie będę tu przytaczał jego słów, czy Kamila Sipowicza, Magdaleny Środy, Jerzego Buzka i Piotra Metza, bo to można znaleźć w necie. Napiszę tylko, że nieprawdą jest, że Mann "w bezpardonowy sposób zaatakował PiS". Mann powiedział, że Kora zawsze była sobą w różnych okresach naszej państwowości. Żyła w komuniźmie, potem komuniźmie z ludzką twarzą, okresem Solidarności, w stanie wojennym, w obaleniu komunizmu, w demokracji, a na schyłek życia przyszło Jej życie w okresie parodii demokracji... i tak to jest.
Ona już jest wolna, już nie będzie musiała żyć w kolejnych okresach, o których tylko Pan wie co nas czeka.
Myślę, że będzie szybciej u Pana niż niejeden, niejedna pseudowierząca osoba, która modli się pod figurą a diabła ma za skórą.
3 piosenki zostały na zakończenie odtworzone i one też tu będą w takiej kolejności. Powiedziano, że ich dobór wcale  nie był przypadkowy, był świadomy.
Ruszył kondukt, ja na końcu i też jako jeden z pierwszych opuściłem cmentarz, gdyż chciałem spokojnie wsiąść do autobusu i przyjechać na Stare Powązki. Kupuję jeszcze jeden taki sam bukiet i idę do Krzysia z życzeniami, gdyż w poniedziałek będą Jego kolejne urodziny. Szkoda, że teraz tutaj je się obchodzi.
Byłem u niego od 12.05 do 12.50.
Przejazd z przesiadką na Placu Bankowym przed siedzibą władz Warszawy, do Śródmieścia. Marszałkowską udaję się na Plac Powstańców Warszawy złożyć Im hołd. Przechodząc w pobliżu kina Relax powróciło wspomnienie, jak bardzo w 1981 roku przy nim właśnie fascynowałem się dykcją Kory w "Oddechu szczura". Nikt nie jest w stanie tak tego zaśpiewać po dziś.
Przez park obok Pałacu Kultury i Nauki, a potem obok Złotych Tarasów przechodzę na dworzec Warszawa Centralna. Jest kawiarenka, w której mogę wypić mrożoną kawę.
Potem o 15-tej zejście na peron i tam koniec tej nieplanowanej wcześniej trasy.
Pora do domu, do chorej Perełki... jak się okazało zaserwowane lekarstwa przed wyjazdem pomogły na tyle, że znowu zaczęła jeść. Bogu dzięki!
 




2 komentarze:

  1. Pięknie napisałeś o Korze, potoczyła mi się również łezka czytając Twoje jej pożegnanie...
    Była moją ulubioną piosenkarką...
    Pięknie również udokumentowałeś fotograficznie cały pobyt w stolicy📷

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gabrysiu, bardzo dziękuję Ci za te słowa.
      Kora scalona ze słońcem, kosmosem, otrzymała od nich prezent w postaci niewyobrażalnie pięknej pogody w dniu pogrzebu. Toteż i cała Warszawa była piękna pod błękitnym niebem. Dzięki temu zdjęcia otrzymały odpowiednie naświetlenie, a to więcej niż połowa sukcesu. Papapa!

      Usuń