sobota, 2 grudnia 2017

678 trasa - 02.12.2017

Przełęcz Kubalonka - Przełęcz Szarcula - Zamek Prezydencki - Dolina Czarnej Wisełki - Stecówka - Przełęcz Szarcula - Przełęcz Kubalonka.
Beskid Śląski. Co począć z sobą kiedy z założenia przyjmuje się, że nie będzie tej soboty żadnego domowego sprzątania, szorowania i żadnej innej tego typu roboty? Otóż zawsze jest wyjście... w góry. Toteż zmieniam plany sobotniego dreptania moim koleżankom  i tak wspólnie w trójkę udajemy się na spacer w górskim otoczeniu.
Przyjeżdżamy na Kubalonkę autobusem o 9.50 i od razu wyruszamy czerwonym szlakiem turystycznym w stronę Szarculi. Słońce robi nam zaraz na początku miłą niespodziankę, bo prognoza głosiła, że go tu nie będzie. Słoneczne promienie od razu ładują nasze baterie radości i cieszymy się urokami wczesnej zimy.
Na Szarculi o 10.08 odbijamy w lewo i teraz będziemy schodzić zielonym szlakiem spacerowym w kierunku Doliny Czarnej Wisełki. Po drodze zahaczamy o Zamek Prezydencki wybudowany przed wojną przez Ignacego Mościckiego właśnie na Rezydencję Prezydentów RP.
Główny zamek można zwiedzać wyłącznie z przewodnikiem i to po wcześniejszym uzgodnieniu terminu, ale my dziś takich planów nie mamy. Głowy Państwa w rezydencji tym razem nie ma, więc i spokojniej w okolicy (chodzi o zwiększoną ochronę).
Udajemy się do Zamku Dolnego, ogólnie dostępnego na kawę. Rozbawiło mnie serdecznie, kiedy otrzymałem to moje jednołykowe espresso do większej filiżanki, bowiem wygląda to tak, jakbym kawy nie dopił a ja przecież jeszcze nie zacząłem.
Małe, ale stawia na nogi. Ostatnio dowiedziałem się, że tylko taka kawa jest zdrowa dla organizmu, można ją pić kilkakrotnie dziennie bez skutków ubocznych, a zawarte w niej składniki równoważą się z daniem rybnym. Świetnie, wypiłem kawę, a mogę czuć się, że zjadłem rybę. Lubię jedno i drugie.
Nie można dopuścić, by kawa chociaż przez moment gotowała się, gdyż wtedy wydzielają się z niej niebezpieczne dla zdrowia toksyny, a już całkowitym zaśmiecaniem w toksyny organizmu jest picie kawy rozpuszczalnej.
Piękne pieczątki uzupełniają zbiór i po 43 minutach (10.25 - 11.08) pobytu tutaj, schodzimy dalej. Przed wyjściem patrzymy z tarasu na zamarznięte Jezioro Czerniańskie, czyli miejsce gdzie łączą się obie Wisełki, Biała i Czarna. To stąd do mojego domu dochodzi woda.  Bardzo mocno już się zamgliło przez ten czas i praktycznie do dojścia do Doliny Czarnej Wisełki towarzyszyć nam będą ostatnie spojrzenia słoneczka.
Zaglądam i oczywiście focę miejsce, gdzie Czarna Wisełka w bajkowej zimowej scenerii wpływa do jeziora.
Od 11.19 idziemy w górę Czarnej Wisełki i jak przystało na jej kolor idziemy szlakiem czarnym. Czarny prowadzi do momentu spotkania czerwonego Głównego Szlaku Beskidzkiego pod Przysłopem, pod Baranią Górą. My jednak na wspomniany czerwony wejdziemy wcześniej, gdyż pójdziemy drogą łączącą dolinę z drogą na Stecówkę.
Wędrówka doliną jest zawsze monotonna, obojętnie czy w jedną czy w drugą stronę. Dziś jest trochę inaczej ze względu na zimowe otoczenie. Im wyżej, tym więcej mgły spotykamy.
O 12.03 wchodzimy na wspomniany skrót i zaczynamy podchodzić pod Stecówkę, a dojdziemy do niej czerwonym szlakiem, na który wracamy o 12.19.
Trudno nie zajrzeć do odbudowanego po spaleniu kościółka na Stecówce. W sumie jestem w nim po odbudowaniu pierwszy raz. Pokazywałem parę lat temu miejsce spalone, później odbudowywanie, a dopiero dziś mogłem podziwiać to co na nowo powstało.
Zastanawialiśmy się nad tym, jaki też pretekst będzie miała pani prowadząca schronisko na Stecówce do tego, aby go nie otworzyć. Oczywiście jest karteczka, że z powodu choroby czynne będzie w niedzielę, tylko nie napisała, w którą.
To faktycznie jest choroba, która nazywa się uporczywym nieznoszeniem turystów. Choroba ciągnąca się latami, a przecież niegdyś to schronisko było wzorem dla innych tego typu obiektów... no, ale tamten właściciel miał klasę i styl. Swoje w życiu przeszedł, był więźniem hitlerowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Tam poznał swojego kolegę, który przez wiele lat za czasów PRL był premierem rządu. Mowa o Józefie Cyrankiewiczu, który będąc w okolicy, zawsze wymanewrował ochronę i zawsze trafił do kolegi, do gospodarza tego schroniska.
 Na Stecówce pocałowaliśmy klamkę schroniska o 12.40, w związku z czym idziemy dalej czerwonym, ale nie tak jak na mapie, gdyż jest zasypany, ale drogą. Widzimy ile ludzi przed nami wraca i to niesamowite, że świadomie rezygnuje się z możliwości zarobku, gdyż każdy w schronisku jakieś pieniądze zostawiłby.
Pętlę na Szarculi zamykamy o 13.10. Tutaj widzimy chłopaka "zakutanego" tak, że tylko mu widać oczy i nos. Zastanawiamy się nad tym, jak możemy mieć zdrowe dzieci, zdrowe społeczeństwo, skoro niektórzy rodzice sami o to nie dbają... no bo jak, przy zaledwie minus 2 stopniach można tak dziecko zapatulić, dziecko, które lata, poci się i wszystko to się gromadzi w tych ciuchach. Potem wystarczy lekki wietrzyk i mamy problem chorobowy.
To nie koniec narzekania, gdyż po dojściu powrotnym na Kubalonkę, z racji wolnego czasu do odjazdu autobusu, wchodzimy do Franza Jozefa, a tam obsługa nie zwraca na nas uwagi przez kwadrans... wcale tu nie musimy być. Zabieramy się stąd na drugą stronę ulicy do Zajazdu U Michała i tam jesteśmy o 13.40. Sympatyczna, świetna i szybka obsługa. Dziewczyny zamawiają placki, a ja grzane piwo. Ludzie!!! rozkosz, z pomarańczą, z miodem, z korzeniami. To było to czego mi było potrzeba.
Nie wiem jeszcze co dodatkowo w tym piwie było, bo ostatnie zdjęcie mocno zwiększyło naszą ilość.
Koniec trasy tutaj w środku o 14.05. W poniedziałek (jak dobrze pójdzie) czeka nas Słowacja, tam niestety grzanego piwa nie podają, bo uważają to za profanację.
 



11 komentarzy:

  1. Niesamowite klimaty! Aż radość bierze, że w górach aż tyle cudownego, białego i malowniczego śniegu! Bajkowo!
    Pieczątka z kaplicą przy Zameczku to nowość. Nie widziałam jej dotąd.Choroba właścicieli Stecówki jest zdajsie nieuleczalna, bo odkąd pamiętam, to schronisko wiecznie jest zamknięte. A szkoda, bo pamiętam je jeszcze z dawnych czasów - za zarządzania Pana Legierskiego.
    I cóż dodać- Masz Stachu w sobie tyle pozytywnej energii, że z przyjemnością tu - mimo późnej pory zaglądam.
    Pozdrawiam cieplutko :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozytywna energia działa w obie strony i dlatego z przyjemnością a właściwie z radością dziecka cieszę się kiedy tu zaglądasz i zostawiasz pisany ślad, bo to mobilizuje do dalszego chomikowania wędrówek w postaci kroniki blogowej. Wielkie dzięki. Serdeczności dla Was.

      Usuń
  2. Zameczek prezydencki, kaplicę i okoliczne dróżki znam świetnie i z własnych wędrówek i z faktu że kuzyn miał tam ślub z weselem. Ba byliśmy z Marzenką nawet na szczycie tej wieży i patrzyli przez klapę dachową! Rzecz jasna nielegalnie ;-)

    Piękny zaśnieżony teren, u nas od wczoraj też śniegiem pokryło, ale chyba zaraz stopnieje, bo temperatury zerowe, a ziemia wciąż ciepła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę jaki ten świat mały... a ja jeśli chodzi o Tarnów to nie byłem w mieście poza terenem Azotów, gdyż przez ponad 30 lat pracy zawodowej z nimi współpracowałem i czasem tam bywałem.
      Wracając do Zameczku... to wesele musiało być wtedy kiedy obiekt nie należał do Prezydenta, bo za czasów PRL i później służył którejś z kopalń śląskich o ile dobrze kojarzę.
      Barbara w sumie po wodzie to i Boże Narodzenie powinno być po lodzie. A dziś w górach (na Słowacji) było pół na pół. Wyprzedzam tym samym relację z następnej trasy. Serdeczności.

      Usuń
  3. Już był na powrót "prezydencki". Ile!lat temu nie spamiętam dokladnie, niecale dwadzieścia, ale na pewno za kadencji Kwaśniewskiego.
    Zwykla rezserwacja i po sprawie.

    Na jaki wydział jezdzileś na Azoty?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz byłoby to możliwe jedynie z Zamku Dolnym.

      Wydział produkcji chlorku metylu i sprzedaż oczywiście. Pozdrawiam.

      Usuń
    2. A to chemia niestety... Ja siedzę w energetyce i z chemikami nie mamy wielu punktów styczych. Miałem pokazać twoje zdjęcia, pewnie ktoś by jeszcze pamiętał.

      Usuń
    3. To już ponad 20 lat, a wtedy byłem szczupły z czarnymi włosami i dziś nie do poznania... a poza tym pewnie i tam ludzie się przez ten czas zmienili.

      Usuń
    4. Owszem, ale u nas kadry wolno rotują - poza prezesami zarządu, bo ci to przy każdej "zmianie wart" w sejmie ;-)

      Usuń
  4. Coś mi się wydaje że zimę już mieliśmy. Śliczne zdjęcia ale zamiast chodzenia w śniegu wolę je oglądać przy kominku.
    Teraz mamy nową porę roku huraganię. O mało mi nie zerwało dachu z domu a prądu nie miałam kilka dni. AC

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koledze na Myśliwskiej wietrzysko wyrwało dach i rzuciło go do ogrodu sąsiada, a sąsiad mieszka od niego o bagatela! 300 metrów.
      Można zatem uznać za ważną Twoją nazwę nowej pory roku... ale to wszystko jest przepowiadane wcześniej, tylko na to nie reagujemy. Ksiądz Klimuszko w swoich wizjach przestrzegał przed władzą 2 braci w Polsce... i dziś mamy tego konsekwencje.
      Im bardziej będziemy popierać już tylko jednego brata, tym więcej złych sytuacji nas czeka. Polecam lekturę na ten temat,
      Wracając do trasy... no cóż... ja uwielbiam dreptanie w śniegu pod warunkiem, że ten nie sięga mi powyżej kolan. Papapa

      Usuń