czwartek, 14 stycznia 2016

555 trasa - 14.01.2016

Hnojník - Komorní Lhotka - Kotař - Čupel - Prašivá - Malá Prašivá - Kamenité - Dobratice Pod Prašivou.

Republika Czeska. Zaolzie. Beskid Śląsko-Morawski.
... chyba najwyższa pora, by znowu więcej czasu poświęcić ponownie górom Beskidu Śląsko-Morawskiego. Okazja się nadarzyła, gdyż od grudnia ub. roku,  6 pociągów kolei czeskich w ciągu dnia, przedłużyło swój bieg do polskiego Cieszyna. Tak samo ta szóstka jedzie w drugą stronę do Frydka-Mistka. Miałem dziś po raz pierwszy wyjechać właśnie z Cieszyna, ale w środku nocy przypomniało mi się, że nie mam koron czeskich i muszę iść do ichniejszego bankomatu w Czeskim Cieszynie. Toteż Beskid był, ale pociąg tylko z drugiej strony granicy.
Właśnie nim o 7.56 przyjechałem do Gnojnika i od razu wszedłem na niebieski szlak prowadzący na Kotarz. Nie byłem tam ponad 3 lata, ale jednocześnie nigdy niebieskim nie dreptałem, czyli debiut.
Słoneczko budzi się do życia i co jakiś czas jego promienie zahaczą o aparat, czemu nie będę przeciwny, gdyż ostatnimi dniami świeci tylko do południa a potem niebo zakrywają chmury. Póki co jest.
Temperatura minusowa, ale tylko troszeczkę poniżej zera. Doskonałe warunki. Jak to w Czechach, od stacji kolejowej trzeba długo iść, żeby dotrzeć do gór, tak i dziś było, zresztą tak szlak prowadzi.
Z Gnojnika o 8.47 przywiódł mnie do Ligotki Kameralnej. Tam już było więcej śniegu pod nogami. Po przejściu całej miejscowości w końcu upragniona górka, ale powstał problem. Nogi przyzwyczajone do asfaltu absolutnie nie chciały się dźwigać. Dwa upadki i konsternacja. W końcu doszedłem do wniosku, że to nie nogi winne tylko okulary. Po ich zdjęciu nie było żadnych problemów z wychodzeniem. Teraz dwa wyrypy do pokonania, ale za to w jakich pięknych warunkach.
Sam sobie przecieram szlak. Lubię to robić pod warunkiem, że śniegu nie jest więcej niż po kostki, a dziś tak właśnie jest. Co by to była za trasa gdybym nie pobłądził... to było kontrolowane błądzenie, bo intuicyjnie zawsze wróciłem na szlak, a to przez brak oznakowań w miejscach rozgałęźnych. To jest problem w każdym kraju. Pięknie oznakowany szlak  do momentu rozdroża z 2 lub 3 odnogami. Mapa w takim przypadku rzadko się przydaje, bo nie wszystkie ścieżki, zwłaszcza nowe są naniesione.
Ważne, że o 10.45, czyli na 15 minut wcześniej niż planowałem dotarłem do schroniska na Kotarzu.
Schronisko zamknięte, bo mało ludzi i razem z kotem czekamy na wpuszczenie i tak też się stało. Oczywiście spragniony czeskiego złocistego podjąłem się jego delektowania.
Kilka młodych rodzin z dziećmi mieszkało w chacie, a za mną przyszedł jeszcze jeden gość, jak się potem okazało, szedł po moich śladach.
Zaczęły pokazywać się chmury, Łysej Góry wcale nie było widać, a przecież stąd powinna być widoczna jak na dłoni. Pora się zwijać z tego sympatycznego miejsca i tym razem znanym mi już czerwonym szlakiem będę schodził przez Praszywę do Dobratic. Wychodzę z Kotarza o 11.15.
Widoki były, ale akurat moje szlaki wiodą lasem, czasem bardzo gęstym, więc każdy widoczek to gratka. Cóż z tego, skoro coraz bardziej robi się bebokowo dzięki czarnym chmurom.
Słoneczko dzisiejszy limit wykorzystało i tyle. Mijam po czasie Czupel, by później o 12.40 przyjść do chaty na Praszywie. Tam tylko kupuję znaczek turystyczny (w sumie dziś mam 2) i przybijam do kroniki pieczątki. Niedźwiedzica dalej pilnuje wejścia bezruchowo, więc musiałem ją pogłaskać. Raczej żywej nie chciałbym spotkać.
Przez cały czas obserwuję przyrodę, szczególnie "scenki" jakie prezentują niektóre drzewa. Mam sporo czasu, więc z nogi na nogę i wszędzie mogę zajrzeć. To lubię.
Schodzę z Praszywy na Kamenité a tam ponownie asfalt. Jest 13.20. Dobrą godzinę znów nim pójdę i będę raz zaglądał do tyłu na Praszywę, a raz przed siebie. W sumie przez 3 gminy (gmina to obec) dziś dreptałem, najpierw był Gnojnik, potem Ligotka Kameralna a teraz już jestem w Dobraticach.
Dodana nazwa "Pod Praszywą" dotyczy tylko przystanku kolejowego, do którego zdążam. Już kilka razy stamtąd wychodziłem na Praszywę i dalej, a dziś po raz pierwszy odwrotnie.
Meta właśnie przy stacyjce o 14.24. Prawie pół godziny do przyjazdu pociągu, ale to szybko przeleci podczas penetracji mapy... no bo, słowo się rzekło. Trzeba częściej wędrować w tym roku Beskidem Śląsko-Morawskim.

4 komentarze:

  1. Czyli pierwszy tegoroczny szlak już przetarty! I to dosłownie przetarty! Prawdziwy Traper z Ciebie Stachu!

    Jak zawsze zadziwiasz doskonałą znajomością topografii i wspaniałą orientacją w terenie. Potrafisz w pełni wykorzystać sprzyjającą pogodę... chociaż dochodzę do wniosku, że dla Ciebie nie ma złej pogody na wędrowanie :-)

    Bebokowe określenie - tak dawno nie słyszane, że aż mile połaskotało po uszach.

    Jak zwykle bardzo obrazowy opis wędrówki z przyjemną nutką dobrego nastroju.
    … na jednym ze zdjęć kontrolowany ślizg czy próba lotu? :-))

    Sezon 2016 został zainaugurowany!
    Ahoj przygodo! Pozdrawiamy serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Danusiu - drugi... pierwszy był przez Górę Lanckorońską. Nigdy nie ma złej pogody, choć zdecydowanie wolę słoneczko.
      Mała ślicznotka wędrująca z dziadkiem chciała sprawdzić, czy takie przerośnięte krasnoludy potrafią fruwać... i to jest pomysł i ona fociła, po czym stwierdziła, że ten krasnolud urósł taki, bo za dużo jadł i teraz... nie pofrunie...
      Coś w tym jest, ale raczej dotyczy świątecznego jedzenia.
      Ahoj! i czekam na Wasz wolny czas, na wspólne dreptanie. Pozdrawiam jak zawsze z serca.

      Usuń
  2. Mimo wszystko pogoda dopisała. Ładnie tam. Pozdrowienia od znajomej nieznajomej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezła łamigłówka... a mogło być znajoma nieznajomej znajomej od nieznajomej, hahaha
    Dzięki za wizytę.

    OdpowiedzUsuń