piątek, 13 grudnia 2013

411 trasa - 13.12.2013

Przełęcz Kubalonka - Stecówka - Przysłop - Mysia Polana - Barania Góra - Mysia Polana - Przysłop - Dolina Czarnej Wisełki - Wisła Czarne.

Beskid Śląski. Trzynastka, piątek - czyli najlepszy dzień, aby czegoś dokonać. Można iść w góry.
W dodatku dzisiejszy dzień ma być najpiękniejszym z dotychczasowych w grudniu.
Podczas 409 trasy dowiedziałem się o spaleniu drewnianego kościoła na Stecówce. Wiedziałem, że, aby to zobaczyć potrzebuję czasu, gdyż było to moje ulubione miejsce modlitewne i nie tylko. Dojrzałem do tego i tam właśnie pójdę.
Już w trakcie jazdy autobusem zauważyłem, że im wyżej, tym lepsze widoki. Jak się potem okazało, mieliśmy dziś inwersję pogodową, co oznaczało, że na dole był mróz, a u góry ponad dziesięć stopni w plusie. W takich okolicznościach, powietrze bywa prawie krystalicznie czyste i są przepiękne widoki.
Początek tej trasy na Przełęczy Kubalonka o 8.14. Jak tu pusto dziś. Wszystko zamknięte, nawet słynna beczka. Idę czerwonym szlakiem w stronę Stecówki, po drodze mijam Przełęcz Szarcula (8.35) i tam dołącza Szlak Habsburgów.
Widoki naprawdę takie, jakie rzadkie tutaj bywają. Cieszę się, że idę, ale im bliżej Stecówki, tym większy niepokój, co zastanę w miejscu kościoła.
W końcu jest Stecówka i najpierw, jak zawsze i tym razem zamknięte schronisko, mimo, uchodzącego dymu z komina. Oznacza to, że ktoś w środku jest. Oznacza to też, że to co mi mówiła wiosną tego roku właścicielka, nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości. Nie chcą turystów. Nie muszą, to niech to zamkną i nie denerwują ludzi. Jestem na Stecówce o 9.13.
Zaraz potem zgliszcza kościoła, z daleka czuć swąd pogorzeliska. Trafiam na moment, w którym dokonywana jest jego rozbiórka, czyli tego co zostało. Dowiaduję się, że latem przyszłego roku już tu ma stać nowy. Myślę, że tak będzie. Wiara tych ludzi im w tym pomoże.
Trzeba iść dalej i miałem cichą nadzieję dojścia na Baranią Górę. A teraz wiem, że muszę, z uwagi na widoki. Toteż bardzo ucieszyłem się, kiedy zobaczyłem, że szlak dalej jest przetarty, choć tylko przez jedną osobę. Ważne, że dało się iść. Im wyżej, tym mocniej grzało słońce, ale spód jeszcze był zmarznięty i dobrze się szło.
Zmartwiłem się dopiero przy schronisku na Przysłopie, gdy zobaczyłem, że nie ma przetartego szlaku w kierunku szczytu Baraniej Góry. Dziś taki dzień, że na wszystko trzeba było być przygotowanym i mieć kilka wersja dreptania.
Zmartwienie przeszło w radość, kiedy ze schroniska wyszła grupa 3 Czechów (z pieskiem) i stwierdzili, że pójdą na szczyt. Okazało się, że to są zbieracze znaczków turystycznych, a tutaj w schronisku można nabyć miejscowy. Oczywiście ja także z tej możliwości skorzystałem. W schronisku byłem pomiędzy 10.45 a 11.10. Otrzymałem grzane piwo z ćwiartką cytryny. Wraz z korzeniami zrobiło to niezwykły smak i bardzo podbudowało mnie do dalszej wędrówki w górę.
Teraz mam ułatwione, bo jest przedeptane i idę ich śladami. Jest tylko jeden mankament, oni mają zdecydowanie większy rozstaw kroku i ja mam problem, bo niesamowicie muszę nogi wyciągać, naciągać, a jest tylko jeden szereg, jeden ślad.
Nieważne, za to mogę podziwiać, mimo mocno operującego słońca, Małą Fatrę i Tatry. Jeszcze nigdy z Baraniej Góry nie widziałem Tatr.
Po jakimś czasie spotykam schodzących już z góry Czechów i dowiaduję się, że dalszego przejścia nie ma, zatem już wiem, że będę musiał wracać tymi samymi śladami. Nieważne, dziś to wszystko nieważne, bo królują widoki. Coraz cieplej i śnieg jest mokry i miejscami sięga po zadek.
Dłuży się ta wspinaczka, ale ku mojemu zaskoczeniu, w miejscu gdzie dochodzi czarny szlak z Kamesznicy jest końcówka śladów. Po tyle tylko weszli, ale za to jakie widoki, na Tatry, Babią Górę, Beskid Żywiecki z Pilskiem. Szczyt Baraniej Góry i wieża są na przysłowiowe wyciągnięcie ręki, więc mogę zaliczyć za udane wejście na Baranią Górę.
Jest 12.25. Pora wracać tymi samymi śladami. Mimo, że ta sama droga, zauważam inne ciekawostki i tak o 13.32 mijam (bo już nie wchodzę) schronisko na Przysłopie.
O 14.03 wchodzę na czarny szlak i teraz do mety pójdę Doliną Czarnej Wisełki. Pożegnam ją w miejscu, gdzie Czarna Wisełka będzie się łączyć z Białą i stworzą Wisłę, a ja po paru minutach jestem na mecie w Wiśle Czarnym, o 14.57. Zmęczony ale bardzo szczęśliwy, tak jak tylko może być trzynastego i w piątek.





6 komentarzy:

  1. Pięknie i zupełnie inaczej niż latem. Na Kubalonce byłem w tym roku trzy razy, a ledwie teraz poznałem. No na szlakach jakby mniejszy ruch, ha ha.

    Tylko ten pożar. Dopiero tutaj się o nim dowiedziałem. Straszne. Kościółek był sympatyczny i wyglądał na bardzo stary, choć postawiono go w latach 50 o ile wiem. Naprawdę przykre, że spłonął.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kościółek zostanie odbudowany i to niech będzie pocieszeniem. Dzięki za wizytę.

    OdpowiedzUsuń
  3. ale fajna wycieczka...pójdę nią w marcu...pewnie też jeszcze będzie śnieg...pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. znów wspaniała wycieczka...tylko pozazdrościć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gabrysiu, nie ma czego zazdrościć. Sama wiesz jak to jest w trasie...

      Usuń