Ustroń Na Kępie - Mała Czantoria - Chata Čantoryje - Wielka Czantoria - Stokłosica - Ustroń Polana.
Dziś drugie wyjście na Czantorię dla Patrycji. To właśnie moment dotarcia do schroniska czeskiego na Czantorii, gdyż tutaj przed budynkiem znajduje się punkt, gdzie można zapisać swoją obecność i zrobić zdjęcie, gdyż są to dowody dotarcia, czyli obecności w tej szlachetnej akcji.
Rozdziawiłem mocno gębę, gdy po zejściu na dół dowiedziałem się od pewnej osoby, czy wiem co robię, bo to... to... i tamto... Mój Boże! Jacy ludzie potrafią być bezczelnie złośliwi tworząc plotki. Jak zwykle już to komuś przeszkadza, a szczególnie tym "prawym obywatelom"... i tak jest zawsze kiedy coś dobrego się dzieje, są ludzie, którym to przeszkadza i brużdżą... ale mnie to za przeproszeniem zwisa. Wiem co robię, Bozia mi po to dała rozum, żebym myślał.
Ważne, że są normalni ludzie i wielu z nich dziś do góry wychodziło kiedy ja schodziłem i część z nich nie wiedziała o akcji, ale po uzyskaniu informacji od razu postanowili w to włączyć się, bez żadnych dodatkowych pytań... i to się nazywa Człowieczeństwem.
Na miejsce startu, czyli Na Kępę wiozła mnie dziś dziewczyna, która od początku akcji, czyli od 1 marca codziennie tam wychodzi i będzie to czynić do ostatniego dnia tego miesiąca. Ja niestety nie mam takich możliwości i już drugie wejście jest ważne, choć nie wiem, czy będzie ich więcej, na razie na to się nie zanosi.
Zaczynam właśnie Na Kępie o 9.15 beszlakowo, co oznacza, że nie idę żółtym szlakiem na Małą Czantorię, ale znaną mi od lat 90-tych leśną ścieżką, która w niektórych miejscach dziś przypomina aleję, a to z powodu tego, że tędy ściągano przez lata w dół drzewa.
Pochmurno, tak zresztą miało być, prognoza mówi, że później pojawi się słońce, ale to mówi czeska prognoza, nie polska... a jak czeska tak mówi to znaczy, że słoneczko dziś zaświeci. Na razie 20-minutowy wyryp, który znam na pamięć, bo często jesienią tutaj zbieram opieńki. Kiedy on się zakończy to pokażą się góry, ale to wszystko w szarościach, za jakąś mgiełkopodobną zasłoną i tylko Wielka Czantoria z boku bardziej widoczna, a to wszystko dlatego, że bieli się na niej śnieg.
W tym klimacie nieoczekiwanie na mnie wyskakuje upiór, ale nie straszy tylko zaprasza wbrew temu co dokoła, na party egzotyczne z dawno niesłyszaną piosenką i ona od tej pory będzie ze mną do końca😅😆
Jeszcze trochę lekkiego podejścia i znajdę się przy ruinie pod szczytem Małej Czantorii, a równo po godzinie od startu wejdę na zielony szlak i już po śniegu będę wychodził wyżej. Dziś raków zakładać nie trzeba, śnieg od soboty zrobił się bardziej miękki, ale jeszcze nogi w nim nie grzęzną. Przy wyciągu narciarskim Poniwiec zrobiło się tak ciemno, że aż się zdziwiłem... odwracam się, a z czeskiej strony widać błękit nieba, czyli, że czeska prognoza sprawdza się i słońce będzie. Faktycznie pojawi się kiedy już będę po tych wszystkich ostrzejszych podejściach.
Z radością spotkam Dolara z jego panią, przecież czochrałem się z nim w sobotę, a dziś nie chciał podejść, bo myślał, że go na smycz chcę złapać... ale dobrotkami został przekupiony. Fantastyczny pies, który wraz z panią chodzi dla Patrycji i nawet zauważyłem, że jest wpisany do zeszytu.
Przy schronisku jestem o 10.55. Jest wpis do zeszytu i dzięki miłemu rowerzyście, który w tym samym czasie tam przyjechał mam zdjęcia. Nie można wjeżdżać kolejką, bo to ma być dla zdrowia i rowerzyści są bardzo mile w tym gronie widziani. Czesi mają pełny lockdown i nie mogą przemieszczać się poza swoją miejscowością i dlatego dziś tutaj ich brak, mimo, że schronisko jest po czeskiej stronie. Pani z okienka sprzeda mi widokówki, bo jakoś tym ludziom prowadzącym interesy trzeba pomagać, choćby tylko tak jak ja dzisiaj.
Potem lekkie podejście na Wielką Czantorię gdzie o 11.20 wejdę na czerwony szlak. Fantastycznie się schodzi, dalej nie trzeba raków a widoki znacznie się poprawiły, nawet do Wisły zajrzę między gałązkami. Sam się zdziwiłem, że idąc wolno już po 22 minutach byłem na Stokłosicy.
... i zdziwienie, bo okazuje, że Ścieżka Rycerska po polskiej stronie tutaj się zaczyna, czyli, że w sobotę wcale nie przeszedłem całej, tylko dziś ją nieświadomie dokończyłem. Feeria chmur ciemnych, podświetlanych obłoków wypełnia przestrzeń fotograficzną. Pustki dziś od teraz nie będzie. Schodzenie dalsze spokojne mimo, że jest to spory zryp. Cieszę się każdą nutką ptasią, każdym napotkanym człowiekiem idącym do góry, krajobrazem... a przede wszystkim w rytm melodii dzisiejszej szlakowej piosenki o egzotycznej wymowie sławię Pana, że dał ludzi, którzy zorganizowali wspaniałą akcję i że mogę w tym choć tak uczestniczyć. Akcja akcją, ale modlitwa w tym wszystkim jest najważniejsza... i gdyby tak każdy uczestnik każdego dnia dodatkowo poświęcił zdrowie Patrycji w modlitwie, to byłaby całkiem wielka sprawa.💓
Czas przeleciał szybko, zszedłem do Polany. Na stacji kolejowej trwają prace rewitalizacyjne, widzę, że trakcja jest ściągnięta i coś robią... i dobrze... żeby tak zechcieli odremontować niszczejący budynek stacji.
Kończę na przystanku autobusowym Ustroń Polana o 12.58 i z marszu wchodzę do nadjeżdżającego właśnie autobusu.
Farrell nie żyje już ponad dekadę. A piosenka zamieszkała w głowie, gdyż Boney M. wydał właśnie płytę z przebojami i ona tam jest.
OdpowiedzUsuńW momencie kiedy dokoła śnieg i momentami niezbyt przyjemna aura to taka odskocznia w letni ocean jest egzotyką i to bardzo pociągającą, zwłaszcza teraz kiedy znowu coraz mniej nam wolno. Wszystkiego dobrego.
W weekend też mam zamiar dołożyć swoją cegiełkę do tej pięknej akcji. Oby tylko znowu coś nie wypadło i nie skomplikowało tego wyjazdu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Z serca dziękuję, zwłaszcza, że czynimy to do osoby nad wyraz życzliwej ludziom. Gdyby taką nie była to nie byłoby akcji.
UsuńŻyczę realizacji planów, być może, że 3 wejście też będę miał w weekend, a jeśli nie, to na pewno będzie to w poniedziałek jako 3 lub 4. Jutro jedziemy tam gdzie ciepło, przyjemnie i egzotycznie częściowo... ale wrócimy jeszcze tego samego dnia.