Wisła Jawornik - Przełęcz Beskidek - Wielka Czantoria - Chata Čantoryje - Poniwiec - Brzegi - Ustroń Centrum.
Trzecie wyjście na Czantorię dla Patrycji tym razem z koleżankami. Jest to zarazem ostatnia w tym miesiącu moja wędrówka, gdyż jak się okazało później, inne rzeczy ważne przed Świętami wybiły się na czoło. Czas porządków przedświątecznych, tych typowych i tych dla duszy.
Przyjechaliśmy autobusem Wispolu do Jawornika o 9.13 i wówczas zielonym szlakiem zaczynamy podchodzenie na Przełęcz Beskidek. Wczoraj, a zwłaszcza w nocy nasypało dużo świeżego śniegu więc wszystko dokoła takie bielutkie i momentami sami sobie przecieramy szlak, co specjalnie trudne nie jest, bo świeżego śniegu jest w granicach 10 cm. Poza tym to wybawienie dla nas, bo dzięki temu nie trzeba będzie wcale wyciągać z plecaków raków. Z początku jest trochę chmur, ale potem im wyżej tym niebo jest bardziej niebieskie.
Podziwiamy góry Beskidu Śląskiego z pasmem Skrzycznego, Równicy, Stary Groń i inne. O 10.08 meldujemy się na granicy polsko-czeskiej a to oznacza, że na Przełęczy Beskidek wchodzimy na czerwony szlak na Wielką Czantorię. Tutaj krajobraz typowo zimowy. Zaczynamy podchodzenie najpierw łagodne, a potem coraz bardziej strome i dziewczyny dziś przyznały mi rację, że zimą ono jest o wiele łatwiejsze niż latem.
Szlak prowadzi granicą państwa, ale znaczna jego część wiedzie po czeskiej stronie, stąd można określić, że to trzecia w tym roku trasa polsko-czeska mimo zamkniętych granic. W dalszym ciągu tęsknie zerkam na góry Beskidu Śląsko-Morawskiego a w głowie kołacze się hit sprzed 50 lat popularny wówczas w byłej Czechosłowacji.
Chmury wędrują niebem i co jakiś czas jego widok się zmienia. Raz jest mocno błękitne aby później pokryły go szarości... i tak mozolnie wspinamy się przez oba wyrypy na szczyt i z radością o 11.45 meldujemy się na szczycie Wielkiej Czantorii tym razem po czeskiej stronie. Ważne, że nie odczuwamy zmęczenia, to było takie luzackie wychodzenie i oczywiście każdy swoim tempem, co w naszej grupie bardzo się szanuje. My szlaków nie przelatujemy, my się nimi delektujemy.
Teraz kolejna zmiana koloru na niebieski i nim schodzimy do czeskiego schroniska, przed którym znajduje się punkt potwierdzający udział w akcji, która jeszcze trwać będzie do ostatniego dnia marca, chyba, że już w najbliższą niedzielę ogłoszą całkowity lockdown kraju, co coraz częściej echem do nas dociera z rządu. Akcja jest bardzo bezpieczna, jest na świeżym powietrzu i tu nie ma możliwości zarażenia się od kogokolwiek czymkolwiek i będzie świństwem jeśli skutkiem odgórnych decyzji będzie musiała zostać przerwana.
Meldujemy się przy schronisku o 12.11, dokonujemy wpisu, a foci nas pewien narciarz, który w tym samym celu tutaj przybył. Ciekawe, że ma dwoje nart a troje butów😆 Krótka rozmowa i rozstajemy się. Wieje chłodny wiatr, my zaraz za kolibą wejdziemy na północny stok, więc ponownie ubieram kurtkę, którą rozebrałem bardzo szybko po starcie, gdyż byłbym cały mokry od potu.
Już przy Kolibie mamy miejsce gdzie ponownie wylądowała Królowa Śniegu. Schodzimy naprawdę bajkowym otoczeniem. Po minięciu łuku będziemy ciągle schodzić w dół i w dół i w dół... i wydawać by się mogło, że końca nie będzie. Dlatego ten szlak uważam od dawna za bardzo dobry do schodzenia a nie do wychodzenia, bo wówczas nie można doczekać się góry. Spotykamy panią z dużym psem, trochę zaniepokojoną, bo nie wiedziała, że w rezerwacie psów wprowadzać nie można. Pocieszyłem ją, że akurat dziś nikomu nie chciałoby się "łapać" takich ludzi i nakładać mandaty... a poza tym - psa prowadzi na smyczy.
Pomiędzy gałązkami widać Małą Czantorię, ale fotek pstryknąć się nie da, bo są zbyt gęste. Na jednym z drzew pojawi się biała postać myszopodobna co z dziupli wyszła... a potem już dół, czyli Poniwiec odkąd pójdziemy szarością. Jest 13.25. Jeśli przez jakiś czas idzie się bajkową krainą a potem zejdzie do realiów to trochę smutno się zrobi, zwłaszcza, że już do końca pójdziemy nielubianym asfaltem z topniejącym brudnym śniegiem.
Zauważamy, że niedźwiadki na Brzegach pozdejmowały maseczki, a jesienią je miały. Są bardzo rozbawione, nawet jakąś buteleczkę jeden z nich ma. Mijamy tory kolejowe gdzie trwa rewitalizacja linii kolejowej do Wisły i brzegiem rzeki Wisły idziemy w stronę stacji Ustroń Zdrój, gdyż tam kończy się niebieski szlak. My tuż przed wejściem na peron skręcamy w lewo i bezszlakowo udajemy się na przystanek autobusowy Ustroń Centrum, gdzie następuje rozwiązanie tej wycieczki o 14.20.
Jeszcze tylko życzenia zdrowia i świąteczne, gdyż do Wielkanocy już się w tym gronie nie zobaczymy. Dziewczyny poszły do pączkarni po pychotki przed odjazdem, a ja obrałem kierunek dom.