Przełęcz Krowiarki - Perć Przyrodnicza - Sokolica - Kępa - Gówniak - Babia Góra Diablak - Gówniak - Kępa - Sokolica - Przełęcz Krowiarki.
Po 7-letniej przerwie jestem na Diablaku. Zrobienie tej fotki graniczyło z cudem, gdyż wiejący bardzo silny wiatr uderzał przede wszystkim w nogi od stóp do kolan i zwalał z nóg. Na moment ustał i udało się pstryknąć. Choć szliśmy w piątkę, to tylko trójce udało się jeszcze uwiecznić na zdjęciu, bo zanim doszły pozostałe koleżanki, to już nie było możliwe. Możliwe było tylko schronienie za murkiem.
Prognoza pogody na środę (zwłaszcza niezawodna słowacka) pokazywała tutaj słoneczną pogodę, stąd nasza decyzja o wyjściu na szczyt w tym dniu. Za bardzo zaufałem słowackiej prognozie i nie sprawdziłem ponownie we wtorek, a tam ponoć nastąpiła zmiana.
Na Przełęcz Krowiarki swoim samochodem przywiezie nas jedna z koleżanek, a pójdziemy pełnym składem plus moja sąsiadka, która ostatnio była z nami na trasie 2 lata temu.
Zaczynamy niebieskim szlakiem o 7.50, by o 8.26 wejść na zielono oznakowaną Perć Przyrodniczą. Jakże ona zmieniła się od mojego ostatniego przejścia nią przed laty. Została wybrukowana, co na pewno ułatwi wejście na górę, ale przy zejściu da nogom popalić. Zresztą wszędzie już tak jest na Babiej Górze. Perć dociera na czerwony szlak (GSB) tuż nad miejscem widokowym na Sokolicy i jesteśmy tam o 9.30.
Potem mozolne wchodzenie na szczyt, dopóki wielka kosodrzewina to wiatru zbytnio nie odczuwamy, by nam przeszkadzał, ale już na Kępie (9.58) był mocno odczuwalny. Tam też spotkaliśmy schodzącego gościa, który powiedział, że jeszcze od wczoraj nikomu nie udało się wejść na szczyt, ale my postanowiliśmy dopóki się da. Mobilizował nas tatuś z córeczką, którzy nas wyprzedzili.
Tak doszliśmy o 10.30 do Gówniaka i tam już sporo ludzi wracało twierdząc, że nie da się wejść na sam szczyt. Chłopy jak dęby a podobno zwalało ich z nóg, zresztą mnie też powaliło prawie, że przed samym szczytem. Trochę nas zasmuciło kiedy wspomniany tatuś z latoroślą wycofali się prawie, że spod samego szczytu, a to nam dało impuls do spróbowania.
Wtedy spotkaliśmy skromną niepozorną dziewczynę, która jednak na szczyt weszła. Powiedziała tylko, że iść w stronę Przełęczy Brona nie da się, bo szlak niewidoczny. Trzeba wracać na Krowiarki.
Wtedy doszedł gość, który wyszedł na Diablaka od strony Brony, bo z tamtej strony po rumowisku da się wejść na górę, ale zejść absolutnie.
To nam dodało skrzydeł i tak o 11.15 zdobywamy szczyt, faktycznie dalej nie da się iść, a mieliśmy przez Bronę zahaczyć o Markowe Szczawiny i wrócić niebieskim na Krowiarki.
Nie było tam co stać... dobrze, że nie było zimno, tylko ten dokuczliwy wiatr. Seniorka i jeszcze jedna koleżanka, które na Babiej były niejednokrotnie twierdzą, że jeszcze czegoś takiego nie przeżyły. Ja natomiast już przeżyłem gorszy wiatr, bo mroźny i to zimą. Nie zbijał jednak nikogo z nóg.
Mijamy szczyt, by iść z powrotem, a tu Percią Akademicką wyszli kolejni turyści. Okazuje się, że Perć była osłonięta od wiatru i dopiero tutaj zaznali tego, jak Królowa Beskidów potrafi przywitać.
Myśmy mieli dwie debiutantki , ale wcale ich to nie zraziło, wręcz przeciwnie, nabrały ochoty, by tu wrócić w lepszych warunkach.
Im niżej tym mniej wiatru, a przed Kępą, kiedy mijać nas będą grupy żołnierzy wychodzących w górę już prawie zanikał. Powiedziałem do nich, że za późno idą, bo znieśliby nas przynajmniej z Diablaka na Bronę, a przynajmniej asekurowali. Niestety, wracać nam się już tam nie chciało, a oni byliby chętni.
Tak sobie pomyślałem, czy przypadkiem wojsko nie trenuje w warunkach na granicy ekstremalności, bo przecież kiedy w styczniu szliśmy w o wiele gorszych warunkach z Szyndzielni na Klimczok, to też tam było pełno żołnierzy.
Tym razem idziemy przez Sokolicę (12.38 - 12.55) cały czas czerwonym szlakiem, do końca i marudzimy, że to co miało ułatwić nam wędrowanie, tylko utrudniło i poważnie spowolniło czas schodzenia. Chodzi o wspomniane już wcześniej "wybrukowanie" ścieżki.
Ponownie kolory jesieni w lesie... i tak na przełęczy będziemy przed 14-tą. Posiedzimy przy kawie i o 14.17 pójdziemy do zaparkowanego samochodu i 3 minuty później będzie meta tej na zawsze zapamiętanej trasy.
Kiedy mijamy płytę poświęconą Karolowi Wojtyle jako budowniczemu w 1938 roku drogi tędy przebiegającej, to uświadamiamy sobie, że przecież 41 lat temu został wybrany papieżem jako Jan Paweł II.
W tym samym dniu Wanda Rutkiewicz zdobyła Mount Everest. Jeśli ona mogła wyjść na dach świata, ty my mogliśmy zdobyć Królową Beskidów i to się udało.
Jak ostatnio pisałeś, że idziecie na coś wysokiego to od razu wiedziałem że to będzie Babia Góra. Dała mocno w kość jak widzę. Fajnie że udało się wejść na szczyt. Gratulacje dla całej ekipy. Zejście z Diablaka w stronę Brony faktycznie jest trudne, zwłaszcza pierwsze 100m od szczytu. Przy takim wietrze i mgle lepiej nie ryzykować. Też nie lubię tych wybrukowanych szlaków ale coraz więcej ich w naszych górach i chyba trzeba będzie się do tego przyzwyczaić. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńByła alternatywa, Pilsko słowackim szlakiem granicznym, ale skoro był samochód do dyspozycji, to koniecznie trzeba było być na Babiej, gdyż wielką przerwę mieliśmy, a do tego 2 debiutantki.
UsuńDzięki za dobre słowa. Co można to można. Wiadomo, że Babia jest kapryśna i trzeba mieć w zanadrzu zawsze przygotowany odwrót. Gdybyśmy wpierw poszli na Markowe Szczawiny, to zrobilibyśmy pętlę, ale chcieliśmy sobie z Seniorką przypomnieć Perć Przyrodniczą, zwłaszcza, że jakiś czas temu była zamknięta. Pozostałe dziewczyny szły nią po raz pierwszy.
Wszystkiego dobrego.
Babia potrafi dać do wiwatu. Moim zdaniem jest znacznie groźniejsza niż wiele szczytów i szlaków tatrzańskich.
OdpowiedzUsuńOj znam takie wiatry że z nóg ścinały, znam. Raz poleciałem przez takiego kilka metrów w dół, na szczęście zboczem i na ślizg a nie upadłem pod ścianą bo byśmy już sobie nie pisali.
Oj, to byłaby niepowetowana strata. Jak widzisz, jest nam dane wymieniać myśli.
UsuńZgadzam się z Tobą. Babia jest bardzo wymagająca i jeszcze bardziej kapryśna.