środa, 9 października 2019

808 trasa - 08.10.2019

Čadca - Husárik - Grečovci - Črchľa - Kýčera - Čadca.

Nakrapiańce o tej porze roku pięknie ubarwiają lasy. Mają swój urok, tak jak wszystkie grzyby niejadalne i jadalne, bo to ciekawe kolory, kształty i czasem nawet zapachy.
Dziewczyny "powykruszały się", została Seniorka, ale rano dała znać, że nie pójdzie, bo "coś ją dopadło" i dlatego wędruję sam po słowackich Kysucach... a to nic innego jak przedłużenie naszego Beskidu Żywieckiego.
Zaczynam na stacji kolejowej w Czadcy o 8.10 i od razu idę czerwonym szlakiem w stronę Husarika, a mam zamiar zrobić pętlę tak, jak to już nieraz było.
Jest przymrozek, powietrze rześkie, ale ciężkie i trudno się oddycha zwłaszcza idąc pod górę. Do hotelu Husárik mam asfalt. Tam melduję się o 9.30 i będę w nim przez pół godziny. Mili ludzie i dobrze tam się czułem.
Widoki zamglone, raz mocniej, raz słabiej, ale aż dziw, że aparat taką zamgloną Małą Fatrę zobaczył, bo zazwyczaj tego nie czyni w takich warunkach. Pętla ma to do siebie, że najpierw mogę obserwować tereny, wzniesienia, po których pójdę... a od połowy, te gdzie już dziś byłem.
Za Husarikiem pierwszy grzyb jadalny, kania i niestety tylko ta jedna była zdrowa, pozostałe robaczywe. Spotkam jeszcze pod Czyrchlą kolonię ponad 50 maślaków, ale też tylko jeden nie będzie robaczywy. Mróz je w nocy ścisnął i automatycznie robale wypchnął na zewnątrz i wcale nie musiałem zrywać ich, żeby zobaczyć, czy można je będzie jeść.
Mijam z radością "koci dom", widzę, że trochę odremontowany. A potem już zaraz będą Grečovci (10.33) i tu miałem schodzić żółtym szlakiem do Wojtów, by potem wychodzić na Kyczerę. Jakoś nie chciało mi się dziś schodzić i wychodzić, więc poszedłem dalej czerwonym, aż po Czyrchlę i tam wszedłem na zielony szlak, którym też miałem iść ale dopiero od Kyczery. Na zielonym jestem o 11.16.
Już na Greczowcach zerwał się bardzo silny wiatr i dął we mnie jak w żagiel. Z początku w twarz, ale po zmianie kierunku wędrówki, w plecy. Niebo czasem było tak ciemne od chmur, że i na trasie było ciemno.
W miarę spokój miałem w lasach i bardzo mnie cieszyło to, że tylko słyszę odgłosy wichury, ale jej nie czuję.
Tak się złożyło, że od pewnego momentu towarzyszą mi ślady obecności stada koleżeństwa z kłami, które dokładnie ziemię przeryły i widzę, że to są świeże ślady. Co ciekawe, te ślady pracy dzikich świń kończą się tuż przy blokach w Czadcy. Niesamowite, jak przestały bać się ludzi.
Osada Kýčera. Tutaj przy krzyżu z płotem spotykam szlak, którym przyszedłbym z Wojtów, o 12.10, z kolei przy szlakowskazie z tą nazwą jestem 10 minut później.
Teraz już tylko w dół. Odkryją się widoki na Czadcę, na okolicę, z tyłu Wielka Racza, a po lewej będzie Husárik, co oznacza, że zamknę pętlę za niedługi czas.
Pasące się wielkie stado krów, z których jedna Mućka podeszła, by ją pogłaskać. Niestety nie dałem rady wziąć ją na ręce, bo ciut za duża.
Bloki jedne, bloki drugie, czyli jedno z tutejszych osiedli mieszkaniowych, a potem przejście pod daszkiem prosto do centrum Czadcy. Jestem tam o 13.28. Mam ponad godzinę czasu, więc idę na espresso i tak mile spędzam czas. Potem przy muzeum przypomniałem sobie, że za każdym razem obiecuję jego zwiedzenie, jeśli tylko będę miał czas i zawsze zapominam, dziś też.
Przejście w kierunku swoistego rodzaju galerii handlowej, a potem zaraz już jest dworzec kolejowy, gdzie zamykam pętlę o 14.36.
Dziś zamiast pociągiem odjadę stąd zastępczym autobusem aż do Czeskiego Cieszyna z powodu prac na torach po słowackiej stronie... i tak zamiast jechać pociągiem pół godziny, jechałem autobusem prawie godzinę. Ważne, że dojechałem. Już po przekroczeniu granicy z Czechami lunął deszcz i cieszyłem się, że nie musiałem w górach chronić się przed nim.


6 komentarzy:

  1. Zawsze z zaciekawieniem spoglądam na tą słowacką część Beskidu Żywieckiego ale nie mam za bardzo możliwości żeby tam pojechać. Komunikacją publiczną nie da rady bo byłbym tam koło południa a samochodem daleko i trzeba by jechać z 2 godziny. Dlatego zawsze wybieram nasze Beskidy. Ciekawy klimat na tych zdjęciach. Kolory jesieni już się pojawiają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli jeździsz na Żywiecczyznę, toć przecież Czadca jest tuż za Zwardoniem, gdzie jest przejście graniczne. Samochód możesz zostawić na parkingu przed galerią handlową blisko dworca kolejowego i stamtąd możesz zrobić taką pętelkę jak ta opisana.
      Kolory jesieni w tym roku będą skąpe, gdyż bardzo dużo liści opada przed kolorowaniem. Najpierw była susza, teraz przymrozki i to je gasi.
      Dziękuję za odwiedziny, wpis i pozdrawiam.

      Usuń
    2. No niby tak ale jadąc np do Milówki to już zajmuje mi to około 1,5 godz a jeszcze jadąc dalej trzeba doliczyć kolejne 45 minut. To razem jest już ponad 2 godziny a jeszcze trzeba wrócić więc prawie 5 godzin tracę na jazdę. Wolę więc więcej czasu pochodzić bo bliższych górkach niż tracić czas w aucie. Co jakiś czas oczywiście jadę gdzieś dalej i tą część Beskidów też dopisuję do listy do odwiedzenia. Na razie jednak muszą wystarczyć mi Twoje bardzo ciekawe relacje. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    3. Tyle samo czasu także traci się dojazdami publicznymi środkami lokomocji. Czasem bywa tak, że w sumie to do 10 godzin jazdy, a tylko kilka dreptania... ale się opłaca mimo wszystko. Serdeczności.

      Usuń
  2. Panowie, kiedyś musimy sobie w tamtych okolicach urządzić taki męski rajd trzech pokoleń. Stach na przewodnika bo najlepiej tereny zna! Co Wy na to?

    OdpowiedzUsuń