Wejście do Jaskini Šipka, jaskini, w której znaleziono szczątki neandertalskiego dziecka. Jaskinia znajduje się na terenie miasta Štramberk, do którego z Seniorką powracamy po 6 latach (jak ten czas gna do przodu!?).
Wówczas o jaskini nie miałem pojęcia, ale dziś nie było żadnej siły, który przeszkodziłaby mi, bym się z nią nie zapoznał.
Przyjechaliśmy "gąsieniczką" do Sztramberku o 8.43 i przechodząc kładką nad torami kolejowymi dochodzimy od razu do czerwonego szlaku turystycznego. Idziemy w górę tym starym, bo z XIII wieku miastem i podziwiamy wszystko to co dokoła jest.
Po niedługim czasie dochodzimy do Parku Narodowego, a tam ścieżką spacerową można dojść do jaskini. Ciemno w niej, ale flesz pozwolił pokazać jej wnętrze. Przez moment nawet sobie wyobraziłem to jak mogło tutaj wyglądać życie Neandertalczyków. Pobyt w jaskini 10-minutowy od 9.10.
Sprzed jaskini widok na miasto, na wieżę zamkową i na Białą Górę, gdzie też dziś będziemy. Po zejściu na dół widzimy budkę z książkami. Wspaniały pomysł. Można do takiej budki dać książkę, ktoś może będzie nią zainteresowany, ale też samemu można jakiś rarytas zdobyć w ten sposób.
Od tego miejsca do końca pójdziemy niebieskim szlakiem turystycznym. Pod górkę na rynek miasta. Tam wchodzimy do kościoła św. Jana Nepomucena, który dla nas specjalnie otworzyła pewna pani (wielkie dzięki), a kościół jest bardzo piękny.
... i tak jak było w dawnych czasach, po wyjściu z kościoła szło się na drugą stronę rynku do miejskiego browaru, tak i my to uczyniliśmy. Browar niestety zamknięty do 11-tej, a jest 10-ta, więc idziemy do lokalu tuż obok i posmakuję tego warzonego tutaj piwa.
Trzeba jednak iść dalej, na górę do ruin zamku Strahlenberg z walcowatą wieżą, zwaną "trubą" z końca XIII wieku. Idąc po schodkach spotykamy punkt sprzedaży sztramberskich uszy. Są to pierniki w tym właśnie kształcie wypiekane z dodatkami korzennymi i jest to produkt regionalny i może być wypiekany tylko w tym mieście. Tradycja mówi, że kiedy Tatarzy w 1241 roku oblegali miasto, to mieszkańcy ze zbiornika na górze wypuścili wodę, która całkowicie najeźdźców potopiła. Po wejściu do ich obozu znaleźli worek z odciętymi i posolonymi uszami Chrześcijan, by to trofeum posłać chanowi.
Właśnie na tę okoliczność przed wiekami zaczęto wypiekanie pierników zwanych sztramberskimi uszami. Ani Seniorka, ani ja... nie znosimy smaku anyżku czy cynamonu, którego tutaj pełno w powietrzu i po skonsumowaniu przed 6-ciu laty kilku sztuk pierników, powiedzieliśmy sobie - nigdy więcej. Toteż spokojnie przechodzimy obok stoiska... jeśli mieliby takich nabywców jak my, to by zbankrutowali.
... ale są smakosze, dla których są one rarytasami i niech tak zostanie, przynajmniej tradycja będzie zachowana, a to dla mnie jest bardzo ważne.
Na teren wzgórza z ruinami zamku weszliśmy o 10.37. Nie wchodzimy na słynną wieżę, jest oblężona i nie wejdziemy też później na wieżę widokową na Białej Górze.
Podziwiamy z wysokości okolicę, domostwa tu na górze i radośnie idziemy dalej, wchodząc na zbocze Białej Góry, na której szczyt dotrzemy o 11.15 (557 m npm) i dzięki temu, ponad 100 m przewyższenia, do kilometrów będziemy z tego tytułu mogli dołączyć po 1 pkt dla Hospicjum św. Ojca Pio w Pszczynie.
Okazuje się, że wieża widokowa tutaj zbudowana swoim nowoczesnym wyglądem symbolizuje strukturę DNA.
Teraz już tylko zejście i zanim dojdziemy do Kamienia Vani, usłyszymy za sobą pomruki burzy. Mamy jeden cel, by w miarę szybko znaleźć się w miejscu, gdzie w czasie burzy będziemy bezpieczni... no, ale by to zyskać musimy zejść do Koprziwnicy.
Odcinek z buszem, przez który musimy się przedzierać i zaraz potem wspomniany Kamień Vani (11.30), który przez całe wieki zwany był diabelskim kamieniem. Jest to skała pod ochroną, ale ma 11 tras wspinaczkowych dla skałkowców.
Tutaj w 1643 i 1695 wybuchły bunty ludności przeciw biskupom, właścicielom tych ziem, głównie z powodu haraczu jaki musieli płacić poddani. Wiadomo, że największymi gnębicielami poddanych byli zawsze biskupi, jeśli do nich należała władza. Bunty spowodowały zmniejszenie daniny i ograniczenie pańszczyzny, gdyż władze zwierzchnie i sam cesarz w Wiedniu poparli buntowników.
... a skała była doskonałym punktem widokowym i to dlatego tutaj buntownicy mieli swoje centrum dowodzenia.
Pojawiają się pierwsze zabudowania Koprziwnicy, dudni nad nami, za nami, a my czmych do pobliskiego Muzeum Wójtostwa (11.50). Mamy co zwiedzać w budynku, w którym urodził się konstruktor powozu, dzięki któremu powstały w przyszłości zakłady Tatra. Tutaj mieli siedzibę wójtowie, starostowie i inni ważni zarządzający. Będzie nawet pokazana ich lista w 2 odsłonach.
U góry mamy wystawę "sennych prac" Zdeńka Piży. Myślę, że moimi skomplikowanymi snami, mógłbym jeszcze bardziej go zainspirować (hahaha).
Przechodzimy do powozowni i burza nad nami w pełnej krasie. Jakże cieszymy się z tego (wreszcie!) deszczu. To, że nad głową coś dudni nie jest istotne, ale też tak jest dlatego, że nie jest to zbyt groźne niż mogłoby być. Seniorka koniecznie chce iść dalej, ja proponuję pozostanie tutaj kwadrans... ale widząc Jej minę poddaję się... a poza tym będzie możliwość sprawdzenia mojej nowej peleryny.
Oczywiście peleryna zakryła mnie całego łącznie z plecakiem i focidłem, dlatego odcinek do stacji kolejowej nie będzie miał odzwierciedlenia w fotkach.
Cóż, po dojściu do stacji przestało padać, czyli ten proponowany kwadrans przeczekania nie spowodowałby udowodnienia, że peleryna jest w porządku, ale też spokojniej moglibyśmy iść.
Teraz tylko penetracja okolicy dworca i o 12.55 tam właśnie ma metę ta ciekawa trasa. Godzinę wcześniej niż pierwotnie planowaliśmy, ale za to wcześniej będziemy w domu, a mnie po drodze do niego nie złapie deszcz, który też do Ustronia nadciągnie.
Tak, jak to czasem bywa podczas wędrowania, w głowie kołacze się jakaś piosenka. Dziś też tak było. Stało się to poprzez wspomnienie nieżyjącego już Karela Zicha, którego znam z Festiwalu Piosenki Czeskiej i Słowackiej, który odbywał się przed dekadami w Ustroniu i którego skasowanie uważam za największy błąd jeśli chodzi o kulturę w moim mieście.
Anyżek lubię, ale cynamon to już kaducznie! Tak że spokojnie mógł bym tam się rozgościć ;)
OdpowiedzUsuńA miejsca piękne pokazałeś. Muszę mieć to miasto na uwadze za jakiś czas.
Oba miasta godne polecenia. W Koprzywnicy jest muzeum Tatry, w którym byliśmy 6 lat temu i naprawdę warte odwiedzenia.
UsuńJak można anyżek nie lubić! Toż to największy rarytas jest! Kolejne ciekawe miejsce przedstawiłeś, o którym nie miałbym pojęcia gdyby nie Twoja relacja.
OdpowiedzUsuńMożna nie lubić, a wręcz nie cierpieć! W latach kartkowych, czyli w 80-tych zatrułem się anyżówką i od tego czasu wszystko co związane z tym smakiem, z tym zapachem odrzuca mnie.
UsuńSkoro dla Ciebie to rarytas, to bardzo pięknie i Tobie polecam Sztramberskie Uszy.
Wiesz, wszędzie jest pięknie i żeby to pokazać to trzeba się w to wczuć. Myślę, że mi się udało. Dziękuję za wizytę i zostawiony ślad w postaci wpisu.