piątek, 19 lipca 2019

793 trasa - 19.07.2019

Korňa - Živčáková - Korňa.

 Ołtarz w kościele PM Matki Kościoła na Żywczakowej. Są takie chwile w życiu, że jest ono zagrożone chorobami i dlatego ważne jest, by zawsze znaleźć czas dla Boga. To niespodziewana pielgrzymka po miesiącu czasu w to miejsce, ale też wynikła z potrzeby serca.
Ta potrzeba to spełnienie prośby bliskich ludzi o bycie przewodnikiem w dotarciu do Mateńki. Na to namawiać mnie nie trzeba.
Tym razem nie będziemy wychodzili na górę, bowiem 2 osoby nie podołałyby, w tym jedna ze złamaną nogą.
Pojedziemy samochodem, a dojazd jest tylko od strony Korni, więc kiedy będziemy już w tej miejscowości to zaczynam kolejną trasę-pielgrzymkę, o 10.10. W ciągu kilku minut wyjechaliśmy na górę, gdyż dobrze trafiliśmy na światłach na dole. Najdłużej czeka się 20 minut, my tym razem minutę.
Z parkingu ostrożnie wchodzimy po schodach do kościoła, gdzie tuż po naszym przybyciu zaczęło się odmawianie Tajemnicy Bolesnej Różańca. Oprócz naszej piątki i Słowaków, sporo dziś pielgrzymów z Czech... ale jest to przecież miejsce, które łączy te trzy narody.
O 11-tej msza święta koncelebrowana, przez całą trójkę tutejszych zakonników i jednego gościa.
Ojciec Ľuboš wygłosił dziś homilię, tak bliską akurat nam... bowiem mówił o ludziach zawistnych, złośliwych, a akurat jedna z naszych pań otrzymuje od takich ludzi publiczne razy.
Mówił też o ludziach dobrych i myślę, że takich dziś spotkaliśmy tutaj, zresztą jak zawsze.
Naszą przyjaciółkę czeka operacja i dlatego nasze modlitwy były szczególnie gorące i szczere. W dniu operacji będzie tutaj miała mszę, mniej więcej o tej samej porze.
Wierzę, że przy takiej wspólnej modlitwie, wszystko ułoży się dobrze i przyjdziemy (tym razem przyjdziemy) z podziękowaniem Mateńce.
Oczywiście wtedy, gdy jest możliwość, to po mszy tradycyjnie spotykamy się z O. Ondrejem i tak dziś było też. Oprócz nas był posługujący tutaj zakonnik rodem z Indii (to już drugie z Nim spotkanie, jeśli chodzi o mnie) i 2 Siostry. Takie spotkanie musi być radosne, nie ma innej możliwości... i tradycyjnie było czochranie z Alexem.
Na zakończenie spotkania, zakonnik Hindus udzielił nam specjalnego błogosławieństwa, a przede wszystkim, oczekującej operacji.
Ja tu zawsze czuję się takim szczęśliwym, a dziś z tego powodu zapomniałem plecak, ale na szczęście O. Ondrej to zauważył
Uzyskaliśmy zgodę O.Ondreja, by do kaplicy Królowej Pokoju Podjechać samochodem z uwagi na złamaną nogę jednej z pań.
Tam od razu wita nas Panda, której nie było przed miesiącem i tak się ucieszyła, że położyła się na grzbiet i trzeba było głaskać brzuszek i pod szyją.
Potem kaplica... i podziękowania, ale dziś przede wszystkim prośby o zdrowie dla nas wszystkich, naszych rodzin, bliskich, znajomych. I ten piękny uścisk przed wyjściem z kaplicy świadczący o wielkiej wierze i miłości bliźniego.
Podjeżdżamy pod źródło Najświętszego Serca Pana Jezusa z wodą uzdrawiającą i zaczyna powoli kropić. Dobrze, że jesteśmy w samochodzie.
Na zjazd tym razem pod światłami czekamy te 20 minut, szyby mocno zapadane, ale na dole padać już nie będzie. W Korni, tam gdzie rozpocząłem trasę, to teraz ją o 12.55 zakończyłem.
Uduchowieni wracamy, bardzo uduchowieni.


3 komentarze:

  1. Warto było zawierzyć Przyjaciółkę Mateńce z Żywczakowej. Dziś miała wielogodzinną operację zakończoną szczęśliwie.
    Dziękuję Ojcom za mszę, która zbiegła się z operacją. To niesamowite, że ciągle doznajemy dotyku Pana i Mateńki.

    OdpowiedzUsuń