Morávka - Kotař - Ropička - Údolí Velkého Lipového - Morávka.
Wygląda na to, że opieńki miodowe w tym roku rosną w różnych miejscach różnie. Pierwsze zbierałem w lipcu, potem była długa przerwa i jedną ich kolonię spotkałem podczas poprzedniej trasy... a teraz zaczynają rosnąć w Beskidzie Śląsko-Morawskim. Ma powrócić ciepła aura, więc może jeszcze zrobię zapasy... a dziś tylko na kolację.
Miniony tydzień to była walka organizmu z wirusami, więcej leżałem niż chodziłem, ale też dziś całkiem spokojnie bez kaszlu, bez kataru mogłem z koleżankami ponownie spotkać się na szlaku.
Wybór trafił na pętelkę z i do Morawki w Beskidzie Śląsko-Morawskim. Dla mnie to było przypomnienie ostatniej majowej trasy z 2016 roku, dla seniorki znany był tylko odcinek między Kotarzem a Ropiczką, a dla 2 koleżanek całość była nowością. Prognoza pogody mówiła o zachmurzonym niebie lecz bez deszczu. Tak też było... zresztą o 11-tej nad Morawką miało świecić słoneczko i faktycznie świeciło przez pół godziny tylko tam.
Poprzednim razem bardzo mi było smutno kiedy dowiedziałem się, że sympatyczne niegdyś schronisko na Ropiczce zaprzestało na dobre swojej działalności. Jakże ucieszyłem się tydzień temu, kiedy przeczytałem, że jest wyremontowane i na nowo czynne, choć tylko w soboty i niedziele. Zdarza się, że w piątki też... ale przy tej aurze nie nastawialiśmy się zbytnio, że dziś tak będzie.
Poza tym służy przede wszystkim ludziom biznesu. Jedna doba kosztuje tam 10.000 koron czeskich. Nie oznacza to wcale, że zamknęło oferty dla zwykłych turystów. Można przyjść, odpocząć, coś zjeść czy wypić.
Zanim tam dotrzemy to trzeba trasę rozpocząć i czynimy to w centrum Morawki po przyjeździe autobusem o 8.20. Niebieskim szlakiem powoli będziemy się ciągle wspinać w górę na Kotarz, a właściwie do chaty Kotarz. Przy dobrej pogodzie za sobą moglibyśmy podziwiać pobliską Łysą Górę w całości, dziś niestety tylko część, bo reszta jej zasłonięta chmurami.
Kolory jesieni na szlaku za to umilają nam przejście. Dotrzemy do chaty o 9.45 i będziemy tam do 10.25. Jest już tutaj grupka młodych ludzi z Polski, a w czasie pobytu nadejdą inni. Można powiedzieć, że dopołudniowymi klientami chaty byli wyłącznie Polacy.
Od Kotarza po Ropiczkę pójdziemy szlakiem czerwonym. Opisana wcześniej chata na Ropiczce pokaże nam się o 10.50. Wygląda nieźle, roboty remontowe dalej trwają, ale zamknięta. Trzeba będzie tutaj przyjść kiedyś w sobotę.
Zielonym schodzimy do Morawki. Są opieńki, innych jadalnych brak... po czym na dole mamy po obu stronach drogi pastwiska krów, owiec i wszystkie te zwierzątka zajęte były skubaniem trawy, poza kilkoma wyjątkami, które uwidoczniłem przed czochraniem.
Mućka nawet polizała moją rękę, taka duuuuża i mięsista, pewnie na to hodowana.
O 12.12 mijamy tabliczkę z informacją, że jesteśmy w dolinie Wielkiego Lipowego. Pętelkę zamykamy przy nieczynnym Czeskim Sercu (dawna chata) i tylko kilka minut pozostało nam do ponownego przejścia na miejsce startu, które teraz jest metą.
O półtorej godziny szybciej zakończyliśmy trasę od planowanego przejścia. W planie (na wszelki wypadek) mieliśmy ewentualny pobyt we wspomnianej chacie na Ropiczce.
Meta w Morawce o 12.30. Zaraz będzie autobus do Dobrej. Tam sporo czasu przyjdzie nam oczekiwać na pociąg do Czeskiego Cieszyna... ale ważne, że wycieczka udana.
Jako bonus ostatnie zdjęcie. Otóż po raz pierwszy w życiu otrzymałem od czeskich kolei jednorazowy bilet do WC! Będę go przechowywał na pamiątkę wraz z normalnymi biletami z wycieczek, bo to rarytas.
Oj kusisz mnie tymi zdjęciami żeby odwiedzić tamte rejony. Pięknie tam jest. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMiło, że zdjęcia przemawiają. Warto tam bywać, wszak to kiedyś wszystko należało do Beskidu Śląskiego. Wtedy to Łysa Góra była najwyższym szczytem tego beskidu. 100 lat temu Polska i Czechosłowacja uzyskały swoje państwowości i tereny te podzieliła granica. Czesi przypadającą im część połączyli z morawskimi górami i tak powstał Beskid Śląsko-Morawski. Skrzyczne tym samym przejęło rolę Łysej Góry i zostało najwyższym szczytem.
UsuńWszystkiego dobrego.