Assisi - San Marino - Gatteo Mare.
To prawda... święty Franciszek zawsze będzie kojarzył się ze światowym pokojem... a skoro św. Franciszek to i Asyż. Druga z trzech włoskich trasa zaczyna się w tym bardzo uroczym mieście.
Początek trasy to przyjazd na parking o 10.28, dokąd przyjechaliśmy z ostatniego noclegu w Santa Severa nad Morzem Tyrreńskim.
Pierwsze zdjęcie pokazuje Asyż z oddali, zza szyb autokaru. Te szyby mają taką właściwość, że zabarwiają fotki na zielono i tak trochę głupio oglądać niebo w tym kolorze, więc "wyprostowałem" kolory, ale też to spowodowało gorszą jakość. To nie jedyne zdjęcie zza szyby, będzie ich znacznie więcej kiedy przejeżdżać będziemy przez Apeniny.
Schodami ruchomymi w górę, a potem powoli już na nogach pniemy się. Podziwiamy budowle w tonacji biało-różowej. Pięknie, pięknie, przepięknie!
Wstępujemy do Bazyliki św. Klary. Przestrzegam życzenia gospodarzy, by nie pstrykać żadnych fotek i to jedno jedyne z tego wnętrza jest innego autora. Pochodzi z ogólnie dostępnych medialnych przewodników. W Bazylice św. Franciszka także nie wolno wewnątrz robić zdjęć (na dziedzińcu można) i tak samo pobyt tam ilustrować będą fotki innych autorów, z różnych źródeł. Przed bazyliką aniołek przyjmował listy do św. Mikołaja.
Na Placu Ratuszowym otrzymujemy od bardzo sympatycznego pana Jarosława czas wolny, czyli to, co ja najbardziej lubię na zorganizowanych wycieczkach. Szukam państwowej poczty, gdyż wszędzie dostępna w punktach turystycznych prywatna poczta, nie zawsze spełni oczekiwania, co przekłada się brakiem dotarcia przesyłki do adresata. Poszukiwanie przyniosło 2 adresy i mam nadzieję, że później o jedną z nich zahaczę.
Wchodzę do kościoła Santa Maria sopra Minerva i podziwiam piękno, tutaj zakazu focenia nie ma.
Błękitne niebo dodaje uroku wędrówce i jest zupełnie inaczej niż w roku ubiegłym, kiedy to Asyż powitał nas łzami deszczu.
Idąc pod górę, w pewnym momencie zaparkowany tam samochód zaczął sam zjeżdżać. Dzięki szybkiej reakcji grupy, został zatrzymany i zahamowany. Ot, taki dobry uczynek dla bliźniego, który po czasie wrócił do samochodu i odjechał.
Tym razem przed Bazyliką św. Franciszka nie ma ścisłej kontroli bagażu. Wcale nie ma kontroli. Radość z ponownego odwiedzenia tego miejsca. Przy grobie Świętego nie mam "siły" na jakąkolwiek modlitwę, tak jestem zafascynowany miejscem. Kładę rękę na ścianie tak jak inni pielgrzymi i modlitwa sama pojawiła się... aż byłem zdziwiony o co proszę... To jedna z chwil, których nie zapomina się do końca życia.
Podczas jednego z trzęsień ziemi pod koniec XX wieku, Asyż wiele ucierpiał. W bazylice runęły na ziemię freski Giotta pokazujące sceny z życia Świętego. Patrząc teraz na nie, uświadamiamy sobie to, ile trudu specjaliści musieli włożyć w ich ponowne wyeksponowanie. Myślę, że ten, któremu są one poświęcone, czuwał nad tym.
Święty Antoni Padewski kiedyś głosił kazanie rybom, gdyż ludzie nie chcieli go słuchać. W podobnej sytuacji znalazł się św. Franciszek i on z kolei głosił je ptakom. Pokazuje to ostatnia "wypożyczona" fotka.
W drodze na miejsce odjazdu autokaru, nasz jedyny i niepowtarzalny pan Jarosław powiedział, że mam szansę na znalezienie poczty, gdyż to właśnie ta ulica pojawiła się, której szukam. Była na samym jej końcu, ale tuż za rogiem placu, gdzie czekać mieliśmy na autokar. Mam znaczki z napisem Italia i jestem niezmiernie z tego faktu rad. Na tych z poczty prywatnej pisze "No Italy"???!
Odjeżdżamy o 13.22 do republiki San Marino. Będziemy jechać przez Apeniny i teraz będzie trochę zdjęć zza szyby. Jakość wymaga wiele do życzenia, ale ważne, że wymusiłem na nich niebieskie niebo... są dodatkowo refleksy świetlne odbite w szybach i czasem widać, że jesteśmy w ruchu.
Tak sobie jechałem i marzyłem, żeby kiedyś po Apeninach podreptać, ale to już raczej pozostanie w tej sferze.
Będzie widać muzeum samolotów na wolnym powietrzu, a to oznaczać będzie, że San Marino zaraz się pokaże i wjedziemy na jego teren o 16.20. Murzyn na pasach w San Marino nie mógłby śpiewać piosenki Bajmu ze słowami "pojawiam się i znikam", bo zebry są w barwach narodowych republiki, czyli biało-niebieskich... kiedy taka pojawi się na drodze, to znaczy, że San Marino wita, oprócz tego, że wita oficjalną bramą.
Zatrzymujemy się u góry, w stolicy i zaraz mamy degustację likierów i innych tutejszych specjałów. Będą zakupy, a jakże... można obok kupić perfumy praktycznie wszystkich najlepszych marek świata.
Potem przejście na punkt widokowy, z którego mało co widać, bo mgła dokoła. Mamy za to złoto na drzewach, bo tu już króluje jesień.
Rok temu trafiliśmy na głównym placu na święto przytulania, a teraz mimo sugestii nikt przytulać się nie chciał. Cóż, do tego trzeba odpowiedniego święta, hahaha
Chciałbym kiedyś pohasać po wzgórzu San Marino przez chociażby dzień, a tak musimy jechać. Ponownie granicę z Włochami przekraczamy o 18.25.
Cel Gatteo Mare i hotel Principe nad Adriatykiem . Opowiadałem nowym znajomym z mojego Śląska Cieszyńskiego o tym, jak w ubiegłym roku nas tam "ugościli". W tym roku było to samo. Oczy jadłyby, ale żołądek mówił dość. Właśnie z tymi znajomymi urządziliśmy sobie po obiadokolacji zieloną noc, a właściwie spotkanie integracyjne. To cudowni ludzie, spokrewnieni ze sobą i mam nadzieję, że nasza znajomość na tym nie skończy się.
Oficjalnie trasę zakończyłem o 19.50, ale potem była obiadokolacja i spotkanie w grupie. Fotki ostatnie pokazują to co widziałem z balkonu hotelowego. Nie widać Adriatyku, który jest w tej ciemności na wyciągnięcie ręki.
W każdym pokoju hotelowym wisiał taki piękny krzyż na ścianie. Właśnie pod nim sen, ostatni sen na włoskiej ziemi podczas tej wycieczki... śniło mi się, że było nas pięciu Staśków stanowiących jedno.
bogata relacja słowa pisanego i bogata w zdjecia... i wspaniałe miasto😊
OdpowiedzUsuńZa to słowna relacja z następnej będzie bardzo uboga.
UsuńWitam Cię, jak widzę hurtowo. Wszystkiego dobrego.