sobota, 20 października 2018

740 trasa - 17/18.10.2018

Zembrzyce - Gołuszkowa Góra - Przełęcz Carchel - Kozie Skały - Krzeszów Górny - Jaworzyna - Przełęcz Midowicza - Schronisko Leskowiec - Groń Jana Pawła II - Leskowiec - Przełęcz Beskidek - Na Beskidzie - Anula - Łamana Skała - Przełęcz Na Przykrej - Przełęcz Zakocierska - Potrójna - Kiczora - Przełęcz Kocierska - Kocierz - Przełęcz Przysłop - Przełęcz Isepnicka - Kiczera - Żar - Żarnówka Mała.

 Czwartkowy wschód słońca widziany z Leskowca. To ostatnia czwarta część przejścia Małego Szlaku Beskidzkiego. Zaczęliśmy wiosną w Żarnówce Małej do Straconki w Bielsku-Białej, a w sierpniu od Lubonia Wielkiego, potem wrześniowa część i teraz październikowa zaprowadzi nas ponownie do Żarnówki Małej i tym samym zamkniemy całość.
Zaczynamy w środę rano w Zembrzycach, czyli tam gdzie we wrześniu doszliśmy. Przechodzimy z Beskidu Makowskiego do Małego. Oczywiście czerwony kolor szlaku i startujemy o 7.40.
To mają być ostatnie 2 dni z dobrą w miarę pogodą i to chcemy wykorzystać. Tak będzie na szlaku, trochę mgieł jesiennych, trochę chmur, ale będzie też słońce.
Jest sucho, więc grzybów jadalnych w lasach brak, za to na łąkach spotykam kanie i bardzo z tych spotkań jestem zadowolony. Koleżanki kani nie zbierają więc zostają dla mnie.
Gołuszkową Górę mijamy o 9.50, Przełęcz Carchel o 9.57. Trochę jeszcze w górę i znajdziemy się na Kozich Skałach. Zejście z nich jest przykre, ale do pokonania.
Pokażą się pierwsze zabudowania Krzeszowa Górnego, wraz z nimi widoki na Leskowiec i okolice. Zejdziemy w dół o 11-tej i mała przerwa na kawę, której mój organizm bardzo potrzebuje. Ten organizm szwankuje, bowiem jeszcze w nocy miałem wysoką gorączkę, ale do rana zbiłem ją i dreptanie nie zostało odwołane. Tabletki tym razem są moimi towarzyszkami także.
Przy dużym niebieskim domu zaczyna się podchodzenie w górę na Leskowiec. Im wyżej, tym piękniejsza jesień w przyrodzie. Spotkam dwie opieńki, z czego bardzo się cieszę, bo jakoś w tym roku nie miałem szczęścia. Bardziej rozraduję się rano w czwartek, gdyż za Przełęczą Beskidek spotkam ich kolonię.
Im bliżej schroniska na Leskowcu, tym więcej słyszymy stukotów. Okaże się, że  do schroniska dobudowują taras. Wcześniej o 13.30 meldujemy się na Przełęczy Midowicza. Tam do czwartkowego poranka żegnamy czerwony szlak i czarnym dochodzimy do schroniska o 13.35.
Posiłek, zakwaterowanie na nocleg i potem przejście na Groń Jana Pawła II, ulubioną górę młodego Karola Wojtyły, który tutaj z pobliskich Wadowic przychodził. Wszak wczoraj minęła 40 rocznica Jego wyboru na papieża. Upamiętniamy to pobytem przy kaplicy i okolicy.
Nocleg, ja oczywiście faszeruję się tabletkami, by z formy na rano nie wypaść, a rano w czwartek pobudka o 6-tej. Bardzo sympatyczna szefowa schroniska zaparzyła nam kawę i o 7.05 mogliśmy wyruszyć dalej w towarzystwie wschodzącego słoneczka. Cztery minuty później ponownie na Małym Szlaku Beskidzkim i o 7.20 jesteśmy na szczycie Leskowca. Krzyż zyskał metalowe ogrodzenie. Jest płyta nawiązująca do 100-lecia odzyskania niepodległości.
Przełęcz Beskidek zostawiamy za sobą o 7.42, Na Beskidzie o 8.07, a do Anuli dotarliśmy o 8.35. Tam ciekawy opis dotyczący Anuli.
Do Łamanej Skały dochodzimy 10 minut później, a potem w dół i napotykamy jedyną na szlaku przeszkodę.
Przejdziemy obok górnej stacji wyciągu Czarny Groń i o 9.05 będziemy na Przełęczy Na Przykrej. W tym miejscu już byliśmy w tym roku i w śniegu wychodziliśmy na Potrójną. Powtórzenie tego odcinka. Przełęcz Zakocierską mijamy o 9.25 i teraz mocno w górę na Potrójną (9.42).
Tutaj widzimy grupę uwijających się ludzi i okazuje się, że przygotowują oni trasę Górskiego Runmageddonu Kocierz, który odbędzie się w najbliższą sobotę i niedzielę. Runmageddon to bieg w ekstremalnych warunkach z przeszkodami, jak chociażby czołganie się w błocie, wodzie, pod niskimi zasiekami, w powietrzu na linach itd. ... a wszystko na czas.
Od Potrójnej aż prawie po szczyt Kocierza teraz będą nam towarzyszyć żółte taśmy wyznaczające przebieg tras do pokonania.
O 10.34 schodzimy na Przełęcz Kocierską, 10 minut i jesteśmy przy tamtejszym zajeździe. Tutaj  jest baza Runmageddonu. Liczyliśmy na porządne jedzenie w zajeździe, ale okazało się, że takie podają od południa. Nie mamy czasu, żeby tyle czekać, więc zadowalamy się bagietką z serami na słodko i słono. Jest epresso, to akurat mają tu smaczne i porządne. Opuszczamy zajazd o 11.24 i dalej w kierunku Kocierza. Będzie stromo, a mój organizm zacznie słabnąć. Trwa między nim a mną wewnętrzna walka, z której wychodzę zwycięsko.
Kocierz osiągamy o 12.20. Teraz w dół. Teraz też zauważam jakiegoś typa za nami, który za każdym moim odwróceniem głowy chowa się w krzaki. Początkowo nic dziewczynom nie mówiłem, ale jedna z koleżanek też go zauważyła. Na moment stracił nam się z oczu, bo w przeciwną stroną szła dwójka ludzi. Pojawił się tuż za nami na Przełęczy Przysłop (12.40). Stanęliśmy z boku, wyglądał jak dzikus, minął nas i zaczął biec w las, przed nami. Przypomniał mi się incydent sprzed wielu lat, kiedy to na odcinku od Przełęczy Isepnickiej na Kiczerę dziwny facet ze swojej leśnej chaty strzelał do ludzi. Tak długo to czynił bezkarnie dopóki nie zabił. Zamknęli go... ale czy dalej jest pod zamknięciem?
Postanawiamy trzymać się blisko siebie i idziemy dalej. Pojawiają się pierwsze krople deszczu. Koleżanka przekłada pelerynę z dna plecaka na górę i po chwili deszczyk zanika. Śmiejemy się, że ma zaczarowaną pelerynę. Pierwszy widok na zbiornik wodny na Żarze w oddali, potem będzie jeszcze kilka.
Na Przełęcz Isepnicką zeszliśmy o13.13 i teraz ostatnie na trasie strome podejście w górę. Zerkam do lasu w stronę chaty, o której pisałem, ale nic podejrzanego nie zauważam. Spokojnie wychodzimy o 13.36 na szczyt Kiczery. Tutaj wiata, gdzie nocują turyści podczas poznawania Małego Szlaku Beskidzkiego. Jeszcze prowiant zachował się.
Widoki bardzo słabe, ale Żar widzimy i cieszymy się, bo to oznacza bliski koniec przejścia.
Na Żarze z kolei meldujemy się o 14.07. W końcu mamy pieczątkę ze sklepiku z pamiątkami, bo ile razy tu byliśmy, to zawsze wcześnie rano i było zamknięte. Idziemy do pizzerii i będziemy delektować swoje podniebienia, zwłaszcza, że prawidłowo nie podają do niej sosów, tylko odpowiednio przyrządzone oliwy.
Pora schodzić i idziemy stąd o 14.40. Po czasie ponownie wyjdzie słońce, nawet odbije się w tafli wody i będzie świeciło na dole fotki. Będzie mój ulubiony pies, który za każdym razem szczeka tak, że cała Porąbka pewnie go słyszy. Tym razem pilnował róży, którą wystającą za płot fociłem.
Jest zapora w Porąbce, przejście na drugą stroną i znajdujemy się w Żarnówce Małej, w miejscu gdzie na wiosnę zaczęliśmy przygodę z MSB. Jest w całości nasz i to jest piękne.
Nie ma ostatniej wspólnej fotki, bo zaraz (czyli w godzinie mety 15.45) zabierze nas stąd autobus do Bielska-Białej... a w autobusie pootwierane lufciki, szyby w oknach i ten przeciąg dostał się na moje rozgrzane ciało i od dziś mam powtórkę z przeziębienia. Wszystko jednak będzie dobrze.
 

2 komentarze:

  1. Piękna wycieczka. Widoki mieliście lepsze niż ja miałem przy słonecznej pogodzie. Gdzie jest ta tabliczka na przełęczy Isepnickiej. Ja tam nic nie widziałem. Chyba słabo się rozglądałem bo na zdjęciu teraz widzę że fajnie oznakowanie jest na drzewie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest na samym środku przełęczy po lewej stronie schodząc z Kiczery. Widoki lepsze były w środę... i tak mieliśmy szczęście, że nie rozpadało się.
      Miło mi, że zajrzałeś, że ślad zostawiłeś i pozdrawiam.

      Usuń