środa, 23 maja 2018

711 trasa - 22.05.2018

Koniaków Centrum - Rupienka - Ochodzita - Karczma Ochodzita - Tyniok - Źródło Olzy - Istebna Zaolzie.

Beskid Śląski. Widok z Ochodzitej na Baranią Górę (z tyłu) i wcześniej na Tyniok, na który dziś po bardzo wielu latach będę wychodził.
Miało być malowanie mieszkania, ale ze względu na niskie temperatury zostało tak wychłodzone, że nie mógłbym otwierać okien, a to po malowaniu jest konieczne. Miało być deszczowo, a tu rano za oknem słoneczko... więc bardzo szybko "zwijam się" z domu obiecując Perełce w miarę przyzwoitą godzinę powrotu i na przystanku autobusowym czekałem na pierwszy autobus. Tak się złożyło, że był do Koniakowa toteż i ja tam się znalazłem. Wysiadłem w centrum i żółtym szlakiem poszedłem wzdłuż Ochodzitej.
Natura szczodrze dziś obdarowała mnie widokami, kwiatami, obłokami. Te ostatnie mocno dziś współgrają z otoczeniem. Z miną szczęśliwca idę przed siebie, traktując trasę jako swoiste Nabożeństwo Majowe. Kapliczek sporo, przy każdej modlitwa.
Zacząłem wędrowanie o 9.30, a do skrzyżowania szlaków w Rupience pod Ochodzitą doszedłem o 10.15. Tylko przez moment poszedłem dalej szlakiem niebieskim, gdyż postanowiłem bezszlakowo wyjść na szczyt obok kapliczki i ołtarza "Pani z wysokości co modli się za niskości".
Mozolna wspinaczka, ale warto było. Na szczycie obok wieży przekaźnikowej jestem o 10.38. Teraz w dół do Karczmy Ochodzita (10.46-11.07) na najsmaczniejszą pod słońcem borowikową i espresso. Piwa dziś na całej trasie nie będzie, w końcu to jest Majowe.
Potem ponownie na szlaku niebieskim i nim dojdę pod Koczy Zamek, lecz na górę nie będę wychodził, focę tylko skały... a potem przede mną już tylko Tyniok. Trochę zaglądam w doliny do Kamesznicy, czasem oglądam się za siebie, a przede wszystkim idę naprzód. Na Tynioku o 11.55 wreszcie skończy się asfalt. Będzie też mniej fotek, gdyż w lesie wszystko jest podobne do siebie. Schodząc z Tynioka zerkam w lewo, czy z Gańczorki jest jakaś ścieżka do Pietroszonki, gdyż jakoś nie ciągnie mnie dziś na Karolówkę, przy czym tradycyjnie dziękuję Panu za stworzenie pięknej Ziemi i jednocześnie proszę, by nie pozwolił człowiekowi, ludziom zniszczyć tego Dzieła.
O 12.22 spotykam żółty szlak spacerowy do Zaolzia w Istebnej... i bardzo mnie to ucieszyło, bo już nie muszę wychodzić nawet na Gańczorkę (ta już jest pięknie zielona, a kiedy szedłem przez nią ostatnim razem, to były same kikuty zwalonych drzew). Mało tego, będę miał po raz pierwszy możliwość dotarcia do źródła Olzy. Zmieniła się sceneria, teraz idę wąską ścieżką ocierając się o gałązki. Spotykam rogasia, który specjalnie mną się nie przejmuję i tylko aparat ćwierkał i ćwierkał zamiast focić, tak, że zdążyłem załapać się na jego ogonek.
Trzeba było też troszkę wejść pod Gańczorkę, bo wiadomo, że rzeka raczej wypływa z wyższych miejsc i tak dotarłem do miejsca skąd Olza wypływa o 12.40. Tutaj tekst pieśni "Płyniesz Olzo po dolinie", pieśni, która jest nieoficjalnym hymnem Śląska Cieszyńskiego.
Teraz w dół wzdłuż wąziutkiej Olzy, potem szerszej, by dotrzeć do zbiornika retencyjnego "Olza"... i znowu asfalt. Przez to nabawiłem się asfalcicy, która objawia się czerwoną wysypką na nogach w miejscu ściągaczy skarpetek. Witamina B będzie jakiś czas potrzebna.
Teraz wzdłuż Olzy, asfaltem, w większości lasem, dojdę do mety na Zaolziu, choć ostatni odcinek mojego żółtego szlaku spacerowego dołączy do żółtego turystycznego z Koniakowa.
Zawsze złość mnie ogarnia, dziś aż się zaróżowiła, kiedy widzę marnujący się budynek dawnego schroniska młodzieżowego, a który w swoim czasie Starostwo Powiatowe w Cieszynie zamiast wyremontować, pozbyło się go. Nowy właściciel od 2 lat nic w środku nie może robić po swojemu, gdyż budynek posiada części zabytkowe... i tak to marnieje, aż pewnie całkiem zmieni się w ruinę.
... żeby nie było, że taki wściekły zakończyłem Majowe, to ten moment trwał zaledwie minutę. Potem radość, że posłuchałem głosu z wewnątrz i zamieniłem malowanie na dreptanie, które zakończyłem o 13.38. Trochę poczekałem i zabrał mnie stąd autobus, zatem wróciłem do Perełki zgodnie z obietnicą, czyli o przyzwoitym czasie.


8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. ... a wcale nie czułem się osamotnionym. Było tak pięknie, że traktowałem siebie jako element przestrzeni tworzącej całość.
      Dziękuję za odwiedziny.

      Usuń
    2. Właśnie - mnie też często pytają czy mi się chce tak samotnie... ależ ja nigdy na szlaku nie jestem samotny, zawsze może mi towarzyszyć modlitwa, albo rozważanie, albo po prostu milczący zachwyt nad światem

      Usuń
  2. Piękne tereny. Wczoraj jak zobaczyłem nowy wpis to tak długo oglądałem fotki, że o mało co do pracy bym się spóźnił. Wybieram się w te tereny choć na razie trochę mnie odstraszają te asfaltowe szlaki w tej okolicy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... praca wpierw, a potem fotki, hahaha
      Taki wariant wędrówki mi się zdarzył, że było sporo asfaltu, ale można zawsze inaczej zaplanować.
      Dzięki wielkie za odwiedziny.

      Usuń
  3. Kapliczek po drodze miałeś trochę...a i zadek sarnioka, a może dziewczynki sarnioka zobaczyłam...a zupy z borowików jeszcze nie jadłam w Koniakowie...zawsze nie po drodze mi było...super spacer po górkach niewysokich...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinnaś naprawić błąd i borowikową koniecznie zjeść, hahaha
      Byłby rogaty przodek sarnioka, ale jak pisałem aparat ćwierkał zamiast focić i ostał się tylko zadek.

      Usuń