Beskid Żywiecki po raz drugi, a konkretnie pętelka ze Złatnej do Złatnej.
Tym razem obok 3 moich znanych już współdreptaczek dochodzi jeszcze jedna będąca moją sąsiadką. Na parking w Złatnej naprzeciw kościółka przyjechaliśmy o 7.35. Dzień ledwo się obudził, ale zapowiada się po raz kolejny z rzędu słonecznym. Idziemy niebieskim szlakiem w stronę Krawcowego Wierchu. Początkowo asfaltem, ale po jego zakończeniu wejdziemy do lasu i od razu będziemy mieć do pokonania stromiznę.
W lesie jak w lesie, tyle, że pod górkę. Po wyjściu z niego będzie lżej, ale też pojawią się widoki w stronę Beskidu Śląskiego i Żywieckiego z 2 stron. Już w pobliżu bacówki na Krawcowym Wierchu podziwiać będziemy Małą Fatrę. Piękne widoki.
W bacówce będziemy króciutko od 9.05 do 9.13. Jakiś czas temu dublujące się szlaki po obu stronach granicy państwowej zostały zmienione na zasadzie takiej, że jeden z nich został zlikwidowany. W tym przypadku został zlikwidowany polski żółty szlak od szczytu Krawcowego Wierchu po Trzy Kopce, został tylko maleńki fragment do granicy i nim tam dojdziemy o 9.23. Na granicy czeka na nas słowacki niebieski, który jest teraz naszym wspólnym.
Są podgrzybki, które tak się uśmiechają, że nie można przejść obok nich obojętnie. W podejściu na Grubą Buczynę radość nasza zwiększa się, gdyż na horyzoncie pojawia nam się pasmo Tatr. W Wysokich widzimy nawet śnieg na zboczach. Sam szczyt osiągamy o 9.54. Potem z górki, ale będą jeszcze 2 mniejsze szczyty.
Pokaże się kolorowy stok Rysianki i góry, którymi prowadzi czerwony szlak na Halę Miziową, będzie też widoczne Pilsko.
Między tym zbieranie grzybów. Po jakimś czasie pełna siatka ląduje w plecaku i zaczyna się zbieranie do drugiej. W głowie od rana pulsuje mi piękna romantyczna piosenka zespołu Pod Budą, która w pewnym momencie relacji zostanie wgrana.
Nie dojdziemy do Trzech Kopców, bo za Wilczym Groniem odbijemy w lewo na Przełęcz Bory Orawskie. Odbijemy fioletowym końskim szlakiem, który zresztą towarzyszy nam cały czas od Krawcowego Wierchu (od tego momentu do końca to będzie mój debiut szlakowy, z małym wyjątkiem kiedy przez niewielki moment czasowy żółty skrzyżuje się z czarnym z Rysianki do Złatnej Huty).
Schodzimy nim ostro w dół (3 minuty 11.13-11.16) i tam spotykamy żółty szlak turystyczny, który w realu jest, ale na mapach go nie ma. Prowadzi on ze Złatnej Huty do niebieskiego szlaku na Halę Lipowską.
Będzie to teraz spory wysiłek, bo aż do schroniska cały czas pod górę, momentami bardzo stromo.
Będą widoki na Halę Rysiankę, a z tyłu Pilsko i cały czas Tatry.
O 12.13 dojdziemy do niebieskiego i nim już o 12.43 dojdziemy, a raczej ja dojdę do schroniska na Hali Lipowskiej, prawie resztką sił i spragniony staję do kolejki (nikogo przede mną) po piwo. Za mną ustawia się inny gość. Niestety starsza pani, zasłużona do tego schroniska, moim zdaniem powinna już odpoczywać a nie stawać za okienkiem i upominać nas, że mamy czas i nam się nie śpieszy. Gość za mną zrezygnował, ja czekałem tylko dlatego, że czekałem tu na moje panie. Ponad 10 minut zajęło kobiecie przyniesienie butelki piwa, gdyż beczkowego nie sprzedawali, bo czyścili beczkę.
Bardzo nie lubię takich sytuacji kiedy ktoś w dzisiejszych czasach chce pokazać swoją wyższość nad innym. Turysta to też człowiek, inaczej - to przede wszystkim człowiek i należy traktować go z godnością, w końcu dzięki takim ludziom tamci mogą egzystować.
Kiedy moje panie dotarły, ja już w końcu piwo otrzymałem i nie mówiłem im o tym zdarzeniu, bo nie chciałem psuć atmosfery. Teraz mogą o tym poczytać. Koleżanki zamówione jedzenie otrzymały szybko, ale dlatego, że kucharka jest obrotna. Było smaczne i były bardzo zadowolone, z czego się cieszę.
Opuszczamy schronisko o 13.30 ponownie tym samym niebieskim szlakiem. Tym razem idziemy w dół i już do końca tylko w dół. Lepiej teraz widzimy Tatry, nawet rozróżniamy poszczególne szczyty.
Kiedy dojdziemy do miejsca gdzie ma początek żółty szlak, którym tu wyszliśmy, nasz niebieski skręca w prawo. Różnymi zakrętami, zakosami idziemy przed siebie i schodzimy.
Jeszcze niedawne złoto liści zmienia się w miedź. Kończy się Polska Złota Jesień. Teraz mamy po lewej pasmo, którym do południa szliśmy z najwyższym punktem czyli Grubą Buczyną. Pilsko też ciągle po lewej.
Pojawiają się zdrowe mocne opieńki, ale już trochę starsze. Poza kilkoma zaledwie sztukami nie zbieram. Mam już od dłuższego czasu pełną drugą siatkę podgrzybków i już nie zbieram. Jeszcze tylko jedna koleżanka czyha na podgrzybki.
Docieramy do zabudowań Złatnej, potem jeszcze trochę lasu, asfalt i główna droga, w którą nasz szlak skręci i tak na parkingu o 16.06 zamkniemy pętęlkę.
Przepiękna trasa, wyciskająca sporo potu, ale za to widoki... i towarzystwo, że hej!!!
hej...ale mieliście kolorowo...słonecznie...
OdpowiedzUsuńa ja się wybieram w niedzielę na Krawców Wierch...ciekawe jaka pogoda mi będzie towarzyszyć...
.
miłego dalszego dreptania 😊
Cieszę się z Twoich odwiedzin. Faktycznie kolorków trochę było. Życzę Ci, żebyś je także w niedzielę podziwiać mogła. Tam jest tak sympatycznie, że nawet gdybyś zbyt pięknej pogody nie miała, to i tak będziesz zadowolona. Powodzenia.
UsuńPiękne (nie znane mi) szlaki i doborowa ekipa. Pozazdrościć rajdu.
OdpowiedzUsuńPozazdrościć w sensie pozytywnym oczywiście. Miło, że zajrzałeś. Dzięki wielkie.
UsuńAchy i ochy to za mało. Coraz większy wianuszek pięknych pań koło ciebie. Chyba będę zazdrosna jeśli to grono jeszcze się powiększy.
OdpowiedzUsuńOpieńki ku mojemu zdumieniu urosły w tym roku po raz pierwszy w moim ogrodzie. Bywaj zdrów. AC
Jeśli musisz to bądź zazdrosna, tyle, że to niczego nie zmieni, hahaha.
UsuńDziękuję za to więcej niż achy i ochy i cieszę się z Twojej wizyty.
Opieńki w tym roku rosną wszędzie, co sama potwierdzasz. Serdecznej szczęśliwości dla Ciebie AC.