czwartek, 14 września 2017

659 trasa - 04/05.09.2017

Bar Hotel Princess - Crkva sv. Jovana Vladimira - Marina - Stari Bar - Hotel Princess - Stari Bar - Turčini - Baltina - Turčini - Stari Bar.

Montenegro czyli Czarnogóra wita... i to jest piękne. Jestem tutaj na wczasach zorganizowanych przez niejeden raz opisywane na tym blogu Biuro Podróży Marco z Bielska-Białej.
Podróżowanie z nimi to komfort, bo jeśli ktoś nie jest złośliwcem, który szuka dziury w całym, to zawsze będzie czuł się dobrze. Fachowa opieka. W tym miejscu rezydentką jest profesjonalistka w każdym calu, pani Magda. Piękna kobieta z ujmującym uśmiechem, zawsze gotowa do porady, tryskająca humorem i kochająca swoją pracę.
Zakwaterowanie mam w Barze w hotelu Princess. Dwa dni przed wyjazdem miałem 40 stopni temperatury w plusie i tylko odpowiednie "nafaszerowanie" organizmu lekarstwami pozwoliło mi na powrót do Czarnogóry po 29 latach, wtedy jeszcze należącej do Jugosławii. Chciałem koniecznie tu przyjechać, by zobaczyć także Budwę, szczególnie przeze mnie  ulubioną (tam wtedy mieszkałem).
Tym razem jestem dalej na południe i bardzo dobrze, bo dojazd tutaj od strony Serbii dostarczył oczom niezapomnianych wrażeń podróżując przez malownicze wysokie góry z licznymi urwiskami i kanionami.
Leżenie plackiem na plaży to nie dla mnie. Maksymalnie wytrzymuję to przez 2 minuty. Ten wariant wypoczywania odpada w 100%... a jeśli to odpada, to musi być ruch i będzie. Dzięki temu ten pobyt przerodzi się w 5 czarnogórskich tras i 1 albańskiej.
Po zapoznaniu się w niedzielę z okolicą i wyrzuceniem z siebie resztek choroby, w poniedziałek postanowiłem zwiedzić co tylko się da w okolicy, zahaczając oczywiście o Adriatyk i otaczające Bar góry.
To jest relacja z jedynej 2-dniowej trasy, pierwszej w kolejności, a zaczynam o 8.20 (po śniadaniu) w hotelu.
Potem słysząc śpiewy dochodzące z cerkwi będącej naprzeciw hotelu, postanawiam tam wejść, gdyż jest otwarta. To co tam zastałem autentycznie zaparło mi dech. Wystrój i celebracja prawosławnej mszy na długo pozostaną w mej pamięci... i te śpiewy. W cerkwiach nie ma organów, więc śpiew jest tutaj na pierwszym miejscu i to taki, że ciarki wędrują po całym ciele. Jest to cerkiew św. Jana Włodzimierza konsekrowana w ubiegłym roku i jest otwarta każdego dnia od rana do późnej nocy. Jest to w przeciwieństwie do konsekrowanej wczoraj katolickiej katedry św. Piotra, która jest zamknięta na cztery spusty.
To właśnie jest bolączką katolickich kościołów, niektóre z nich dopuszczają wiernych, ale tylko do pocałowania klamki (tak to określam). Wcale nie dziwię się, że coraz więcej ludzi odchodzi od wiary i kościoła, bo jeśli tak ma wyglądać zachęta, to lepiej modlić się w domu, nie trzeba kościołów.
A tu zarówno cerkwie jak i meczety są otwarte i mają rzesze wiernych.
Po zachwycie nad tym co zobaczyłem w cerkwi idę na teren największego w Czarnogórze portu, do Mariny. Tutaj mogę poopalać swoje ciało, ale na skałkach w ruchu. Za długo nie mogę jak na pierwszy raz, ale zawsze mogłem wziąć ponowne zaślubiny z Adriatykiem.
Bar to nowe miasto, a Stary Bar znajduje się od centrum ok. 4 kilometrów w głąb lądu w stronę gór w masywie Rumija. Wiele nie musiałem się zastanawiać, żeby po południu tam się wybrać. Przedtem na promenadzie wstępuję na piwo tutejszej produkcji, które bardzo mi zasmakowało. Obsługiwał mnie sympatyczny młody człowiek i jeszcze wtedy nie wiedziałem, że bardzo sobie oboje przypadniemy do gustu i po paru dniach narodziła się przyjaźń... tak, że ciężko mi było odjeżdżać, ale tego wątku rozwijał nie będę, bo on nie jest elementem żadnej tutejszej trasy, poza tą.
Idę w stronę Starego Baru. Mijam wspomnianą już zamkniętą świeżo konsekrowaną katedrę św. Piotra, a potem w górę. Po drodze w ogrodach figi, granaty. Przechodzę też nad torami słynnej linii kolejowej Belgrad - Bar słynącej z tego, że tory ułożone są wysoko w górach i jazda tym pociągiem daje niesamowitą dawkę adrenaliny na pewnych odcinkach. Okazuje się, że bilet nie jest zbyt drogi, bo na osobę wychodzi to ok. 25 euro. Może kiedyś się przejadę, ale póki co idę do Starego Baru.
Widzę sady oliwne i zachwycam się kształtami drzew. Każde z nich to zupełnie inna naturalna rzeźba, coś w rodzaju naszych wierzb. Zastanawiałem się nad tym, żeby jedną z tras poświęcić dreptaniu wśród tych drzew, ale czasu na to zabrakło.
O 16.55 docieram do celu, nie wchodzę do ruin starego miasta, gdyż tu przyjdziemy któregoś dnia grupą, a ja byłem bardziej zainteresowany tym, czy są jakieś ścieżki w góry i... oczy mi z orbit (z radości) wyszły, kiedy tuż obok murów zobaczyłem szlakowskaz z podanymi jednocześnie kilometrami i czasem przejścia. Mimo trepków na nogach idę do przodu i widzę znakomite oznakowanie, wręcz przeciwnie do tego co podają w przewodnikach. Już wiem, że druga część tej trasy, czyli wędrówka górami będzie jutro, a ja zawracam do Baru.
Przychodzę, kiedy robi się ciemno i... wstępuję ponownie do cerkwi i proszę Mateńkę o opiekę w górach.
Potem obiadokolacja i spacer promenadą. Wracając do hotelu potykam się o schodek w nieoświetlonym miejscu i rozbijam prawe kolano, ratowałem aparat przed rozbiciem... żeby był śmieszniej tam jest tylko jeden schodek. Opatrunek na nogę i wiara w to, że jednak rano będę mógł iść.
W nocy opatrunek zsunął się z kolana, a moja pościel wyglądała jak po prawidłowej nocy poślubnej (czy są dziś jeszcze takie noce?). Pani rano zmieniając pościel nie mogła się nadziwić temu, co tu w nocy było, hahaha a przecież nie powiem, że to tylko kolano.
Rano nowy opatrunek i w góry. Kochana pani Magda z niepokojem doradzała bym bardzo uważał na siebie, przepytała mnie, czy mam wodę, zabezpieczenie przed słońcem itd. Oczywiście, że mam, mam nawet długie spodnie, które przydały się w przedzieraniu przez gęstwinę z kolczastymi roślinami... no i odpowiednie obuwie.
Kilka moich wyjść i najpiękniejszą pochwałę od Pani Rezydent otrzymałem w postaci machnięcia ręką, a co będę mówiła skoro wiesz. Piękne zaufanie z czego jestem dumny.
Chcę skrócić dotarcie do Starego Baru i udaje mi się to dzięki linii autobusowej. Tu ciekawostka w autobusach Mediteran Express bilety sprzedaje konduktor tak jak kiedyś i nas.
Po wzmacniającym espresso w Starym Barze o 9.52 mogę ruszyć. Kolano nie boli, nie utykam, więc problemów nie powinienem mieć. Zawieram jeszcze umowę z organizmem, że pójdę tak daleko, do miejsca, w którym zostanie mi połowa zapasu wody. Jest rano a już jest porządny upał. Tutaj to norma zwłaszcza tego lata.
Jestem zachwycony oznakowaniem. Czerwono-białe kółka przekształcają się w strzałki, prostokąty itd. Głównie są na dole przy nogach, ale asekuracja jest też na wysokości oczu. Czasem kółeczko ma ogonek, a to nic innego jak wskazanie, w którą stronę trzeba iść. Jak trzeba to oznakowanie jest co 2 metry, a główna zasada to taka, że następny znak musi być w takim miejscu, żeby go było widać z poprzedniego.
Napisałem wtedy na moim fejsowym profilu, żeby znakarze z Polski, Czech i Słowacji przyjechali tutaj uczyć się porządnej roboty. Dalej to podtrzymuję.
Samego przejścia szlakiem opisywał nie będę, bo to pokażą fotki. Dojdę do miejsca, tuż pod Baltiną, gdzie w butelce zostanie połowa zapasu wody. Spotykam dwa błękitne jelonki rogacze, a tak w ogóle to te robaczki w tym roku wszędzie spotykam na szlakach. Pieski, które starały uświadomić mi kto pilnuje tego miejsca. W drodze powrotnej trochę zmieniam przejście po dojściu obok muzułmańskiego cmentarza na utwardzoną drogę, żeby ponownie nie przedzierać się przez kolczastości. Dzięki temu coś nowego zauważam i o to też chodziło.
Powracam do Starego Baru o 13.05 i tam przy złocistym kończę tę przeuroczą 2-dniową trasę.
Jutro dzień wolny od tras, czyli od teraz mam czas prywatny, tylko dla siebie.

4 komentarze:

  1. Juz chciałam przyczepic się do tego że ponowne relacje miały być tutaj w drugiej połowie miesiąca a przecież jest ta pora. Witaj w kraju! W Czarnogórze nigdy nie byłam ale na terenie Jugosławii byłam w Rijece w czasach młodości i sprawności.
    Zachwycam się tą relacją bo jest to bogactwo literatury pisanej i obrazkowej. Pozdrawiam. AC

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, najpierw planowany opieprz, potem nazwanie moich wypocin literaturą - cała Ty. Oj, brakowało mi Twojego charakterku. Też Cię witam i cieszę się, że jesteś. Miłej zatem lektury.

      Usuń
  2. Kompletnie nie znane mi zakątki. Ale szlaki jak widzę zadbane i świetnie oznakowane, doprawdy nogi same zaczynają przebierać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że nogi zaczęły odpowiednio reagować. Witaj!

      Usuń