sobota, 16 września 2017

661 trasa - 08.09.2017

Bar - Budva - Bar.

Wczorajszy zachód słońca wróżył deszcz. Deszcz, którego tutaj nie było od 3 miesięcy, zatem musiało dziać się to intensywnie i z hukiem. Już o 3 w nocy rozpętała się burza, która trwała do rana. Zastanawiałem się, jak to będzie z objazdową wycieczką po Czarnogórze. Nasza siódemka, bo tyle zapisało się na nią z naszego hotelu (z naszego BP Marco) czekała o wyznaczonej godzinie. Deszcz już był słabiutki i wszystko wskazywało na to, że zaniknie i zrobi się słonecznie.
Niestety, w Dobrej Wodzie znalazła się grupa (nie z naszego BP Marco) osób twierdzących, że zapłacili za słońce (nie za wczasy!) i zostali oni prowodyrami bojkotu wyjazdu. Nie pomogły tłumaczenia miejscowego przewodnika, że się wypogodzi... wiadomo Polak jest mądrzejszy.
Skoro wyjazd został odwołany, a mieliśmy być między innymi w Budwie, to od razu podjąłem decyzję o wyjeździe solowym do tego miasta. Miasta, które pamiętam sprzed 29 lat, jako spokojną miejscowość wczasową... i ciągle mam w pamięci tamten piękny okres wypoczynku, ówczesne koleżeństwo itd. itp.
Co prawda, wczoraj już tam byłem od strony morza, ale dziś w zaistniałej sytuacji nadarza się okazja do sentymentalnej podróży, z nadzieją na dotarcie do bliskich mi wtedy miejsc. Od wczoraj też wiem, że przez te wszystkie lata Budwa stała się rozbudowanym wielkim kurortem, ale nadzieja została.
Wtedy jadąc tutaj, w autokarze królowały dwa ówczesne przeboje, które też śpiewaliśmy, a treścią ich była Ela, która straciła przyjaciela, a także na pytanie w innej piosence "i co byś powiedziała" pani odpowiadała "dałabym dała".
Popularna wtedy też była inna piosenka, ale w autokarze jej nie było. Za to tytuł "Nie zapomniałam" pasuje do motta dzisiejszej wędrówki - nie zapomniałem.
Padać przestało zaraz po decyzji o odwołaniu wycieczki. Zamiast "łapać" na drodze (bo była taka możliwość) autobus do Budwy, pojechałem linią Mediteran Ekspress do dworca autobusowego w Barze. Początek trasy to wyjście z hotelu o 9.20. O 9.52 przyjechał wspomniany autobus na przystanek obok cerkwi znanej już z wcześniejszej trasy, w którym "sfociłem" konduktora, czyli kogoś, kogo w polskich autobusach nie ma od kilku dziesiątek lat. A konduktor to facet, który sprzedaje bilety i mówi kierowcy gdzie ma się zatrzymać i daje sygnał do odjazdu. Na dworcu autobusowym w Barze jestem o 10.05.
O 10.21 odjeżdżam międzymiastowym autobusem do Budwy, tutaj już konduktora nie ma.
Zaczyna ponownie padać, momentami dosyć mocno. Autobus ma wyznaczone przystanki w poszczególnych miejscowościach, ale na "machania rękami" też reaguje i ludzi zabiera.
Będzie widać między innymi wyspę św. Stefana, która już nią nie jest, bo jest połączona z lądem drogą dojazdową... a 29 lat temu opływaliśmy ją statkiem dokoła.
Przy wjeździe do Budwy zanika deszcz (11.44). Patrzę na góry, przez które mieliśmy grupowo jechać na wycieczkę, a tam słońce się przeciera. Bojkotujący sami sobie oddali strzał w piętę.
Zaczynam poszukiwania śladów i co znalazłem? Poza Starym Grodem jedynie murek oddzielający plażę od promenady... w dodatku obudowany, a wtedy był betonowy.
Wtedy przy murku od strony plaży stali Polacy z towarami jakie z kraju przywieźli, a na promenadzie mieszkańcy ówczesnej Jugosławii to kupowali... a kupić można było wszystko. Pamiętam, że na granicy węgiersko-jugosłowiańskiej po stronie tej drugiej, kazali nam wypakować wszystko z walizek. Czego tam nie było? Chyba niczego nie brakowało, bo nawet maszyny do pisania były. Niby wczasy, a właściwie jechali początkujący polscy kapitaliści na handel i tak zaczynali dorabiać się majątku. Przewagę mieli mieszkańcy Piotrkowa Trybunalskiego i okolic.
Dziś byłem nad częściowo wzburzonym Adriatykiem, jakże innym od wczorajszego. Byłem ponownie w Starym Grodzie i tam ponownie wstąpiłem do katolickiego kościoła z IX wieku pw. św. Jana Chrzciciela. Aż dziw, że jest otwarty, za to ma cerbera w postaci pilnowacza, by nikt nie pstrykał zdjęć. Dogadałem się z pewnym Francuzem (jak to jest, że jak jestem w potrzebie to potrafię mówić po angielsku?) i najpierw on wszedł do kościoła manipulując coś przy aparacie, a ja wtedy pstryknąłem fotki, z których 2 były udane, po czym ja wysunąłem się na plan pierwszy i pilnowacz zajął się mną, a Francuz sobie popstrykał.
Byłem na dobrym tutejszym piwie i podziwiałem współczesność miasta. Polubiłem go na nowo, ale niestety, sentyment poszedł w zapomnienie. Nowa Budwa nigdy nie będzie tamtą Budwą.
Autobusem o 14.46 odjechałem do Baru. Słońce już mocno grzało, w Barze jeszcze cieplej. Wysiadłem w centrum miasta (15.45) i poszedłem do hotelu, do mojego pokoju z nr 131 i wyszedłem na balkon, a tam widok na spaloną część drzew oliwnych. Podpalenia dokonał na kilka dni przed naszym przyjazdem młody Polak. Poszedł w góry i podobno zabłądził... podobno ktoś telefonicznie poradził mu, żeby rozpalił ognisko, to go znajdą... i on to zrobił! Zrobił to w kraju, w którym kilka miesięcy nie spadła kropla deszczu i o mało sam od ognia nie zginął. Uratował go przejeżdżający doręczyciel poczty, czyli... nie zabłądził, skoro ktoś przejeżdżał. Poza tym był tuż nad domami po lewej stronie, skąd miał doskonały widok na Adriatyk i zawsze mógł iść przed siebie w dół.
Jak to z nami bywa, znalazła się "grupa obrońców" twierdząca, że chłopak za młody (po 20-tce) i niedoświadczony (nawet u nas przy dłuższym okresie suszy do lasów wchodzić nie wolno, nie mówiąc już o rozpalaniu ogniska - te wiadomości wynosi się ze szkoły!) i że strażacy zaczęli gasić pożar dopiero drugiego dnia rano. Tak, górne partie lasu tak... ale zaraz po podpaleniu, kiedy to przyjęło rozmiar pożaru, strażacy zabezpieczali przede wszystkim domy pobliskie. Gdyby tego nie dokonali  spłonęłaby część Baru. Te brednie o bezczynności strażaków głoszą ludzie, którzy wtedy tam byli, a w rzeczywistości oprócz zastępów straży pożarnej, udział w akcji gaszenia podjęło wojsko. Chłopaka zatrzymano i jest oskarżony o spowodowanie zagrożenia życia ludzkiego, bo tak w istocie było. Patrząc na fotkę ostatnią widać ile domów było zagrożonych. Jest wiele domysłów dlaczego tego dokonał, ale to są tylko domysły. Fakt jest jeden i jest niezaprzeczalny - rozpalił w wysuszonym lesie ognisko i nieważne, czy zrobił to sam, czy ktoś mu to zaproponował. Za bezmyślność trzeba zapłacić.
Meta trasy na pokojowym balkonie o 16-tej.
Już wieczorem dowiedziałem się, że objazdówka po Czarnogórze będzie w poniedziałek, czyli na dzień przed odjazdem do kraju.



4 komentarze:

  1. Czytałam w sieci ze ten sztubak nosi nazwisko Szydło i może dlatego tak go chronią mimo tego co zrobił. Osobiście uważam to za zbrodnię przeciwko naturze. Taki ktoś nie powinien otrzymywać paszportu a w kraju byc powinien pod nadzorem. Wstyd Polsce przyniósł i o ile wiem to w lipcu też polski nastolatek podpalił tam las. Jeszcze nas wszystkich za piromanów wezmą.
    Co do sentymentu do Budwy to są rzeczy nieodwracalne. Nigdy po dziesiątkach lat nie spotkasz tego samego. Tak samo jest w relacjach z ludźmi. Dziękuję za ciekawą i relację i przypomnienie Urszuli Sipińskiej a ponadto - chciałabym chciała, dałabym dała. AC

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czarnogórcy publikując jego nazwisko napisali Šidlo, a to może być Szydło, Sidło i temu podobne. Nie kojarzyłbym tego z nazwiskiem pseudoczłowieka roku.
      Ostro AC pojechałaś, a ten młodzian może być np. niecałkowicie sprawnym umysłowo... a tak może być. Może jest ofiarą jakiejś akcji mającej na celu spalenia zabytkowych sadów oliwnych dla uzyskania atrakcyjnych terenów pod budowę. Ktoś telefonicznie podobno kazał mu to ognisko rozpalić dla odszukania go. Najnowsze dane prowadzą do rezydenta, więc pytanie dlaczego też rezydent nie został zatrzymany. Kiedy on podpalił to w tym samym czasie o wiele wyżej zapłonęło drugie ognisko. Potem to się wszystko połączyło. Wiele niewyjaśnionych spraw... ale masz rację, za taki bezmyślny czyn musi być surowa kara, chociażby ku przestrodze innych przed podobnym zachowaniem.
      Budwa tamta zawsze tamtą Budwą w pamięci pozostanie, a ta też jest piękna choć już nie widzę tam miejsca dla siebie.
      Skoro chcesz to daj, a nie reklamuj się, hahaha

      Usuń
  2. Dlatego ja unikam miejsc do których mam nostalgiczny stosunek. Lepiej pamiętać to co było nim się zmieniło, bo drugi raz te same zachwyty się nie powtórzą.
    A miejsce faktycznie zachwycające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... powiedziałbym inaczej. Lubię wracać po krótkiej przerwie, ale po dziesiątkach lat są rzeczy nieodwracalne. Chociaż w stosunkach międzyludzkich bywa inaczej. Pamiętam jak w 2001 roku po 30 latach zostało zorganizowane spotkanie klasowe. Ileż to było emocji, co będzie, czy się poznamy. Potem okazało się, że wszyscy to przeżywaliśmy. A tak naprawdę już po 10 minutach stanowiliśmy paczkę, jakbyśmy nie widzieli zaledwie kilka lat. Byliśmy zawsze zżyci i to zaprocentowało. Kolejne copięcioletnie spotkania tylko to potwierdzają.
      Trochę się rozpisałem, ale już kończę. Dzięki, że zajrzałeś i ślad zostawiłeś.

      Usuń