sobota, 1 kwietnia 2017

631 trasa - 01.04.2017

Korňa - Živčáková - Kaplnka PM - Kostol PN Matky Cirkvi - Korňa.

Już ponad 3 miesiące nie byłem u Tej, dzięki której kilka lat temu zostałem uzdrowiony. Byłbym szybciej, ale od miesiąca wiedziałem o planowanej pielgrzymce Fundacji św. Antoniego w Ustroniu, której od początku istnienia jestem członkiem. To, że wiedziałem zbiegło się z tym, że właściwie to ja ją organizowałem.
Wyszło tak, że pielgrzymujemy w prima aprilis, ale dziś żadnych kawałów nie będzie. Jesteśmy duchowo nastawieni na wielkie przeżycie spotkania z Mateńką na Żywczakowej... a dzień ten wynika z tego, że jest pierwszą sobotą miesiąca, a właśnie w te dni odbywa się tam zawsze nabożeństwo pierwszosobotnie i to w kaplicy postawionej na miejscu objawienia w dniu 1 czerwca 1958 roku.
Jedziemy rozmodleni busikiem i już w Korni na dole, kiedy zobaczyliśmy na górze koronę na kopule kościoła, ja rozpocząłem 631 trasę o 7.50. Prawie 20 minut przytrzymała nas sygnalizacja świetlna, bowiem od cmentarza do parkingu pod kościołem ruch samochodowy odbywa się wahadłowo ze względu na wąską drogę. Widzimy, że przed nami też stoi bus ze słowackimi pielgrzymami. Jak się potem okaże, busów, autobusów było sporo, zatem nie jesteśmy sami. Do tego trzeba dodać pielgrzymów, którzy z różnych stron wychodzą na górę. Piękna, słoneczna pogoda do wędrowania zachęca.
Jak zawsze cieszę się kiedy już jestem na górze. Na parking dojechaliśmy o 8.20. Cieszę się też z tego, że są ze mną ludzie z mojego miasta i okolic. Niektórzy już któryś raz z kolei, ale są i tacy, którzy przybyli tutaj po raz pierwszy - bardzo to jest dla mnie ważne, gdyż jak się potem okaże będą zachwyceni miejscem.
Idziemy od razu do kaplicy (8.37). Nie jesteśmy pierwsi, ale dzięki temu możemy zająć miejsca w środku, bo pątników będzie sporo i będą na zewnątrz. Do 10-tej mamy sporo czasu, ale przeznaczamy go na indywidualne modlitwy, w końcu przybyliśmy tutaj z różnymi intencjami.
Nie będzie dziś misjonarzy opiekujących się tym miejscem, O.Ondreja spotkam dopiero w kościele i tam zamienię z nim parę zdań. Całość, czyli nabożeństwo i później mszę świętą celebrować będą zakonnicy z różnych zakonów przybyłych tu z pielgrzymkami.
Wcześniej niż zwykle, bo już o 9.50 rozpoczyna się nabożeństwo zakończone procesją do kościoła PM Matki Kościoła. To moja druga procesja w tym miejscu, poprzednio podczas konsekracji tegoż kościoła. Cieszę się, że tym razem idą ze mną moi znajomi.
Mamy swoją zamówioną intencję w mszy, która rozpocznie się o 11.15. Było miło słyszeć radość w wypowiedzi, kiedy o naszej Fundacji mówiono. Byliśmy jedyną grupą z Polski, a Słowacy zawsze nas mile przyjmują. Kościół słowacki tym różni się od polskiego, że tu nie uprawia się polityki. Myślę, że gdyby nasi księża byli tak prześladowani w czasach pseudokomunizmu jak słowaccy, to i u nas polityki też by nie było.
Od początku oczekiwałem spotkania z Czeszką, którą znam z poprzednich pielgrzymek, a która zawsze tutaj przychodzi boso, bez względu na pogodę, na pory roku. Już parę lat temu o tym pisałem, że zimą przy minus 20 stopni C, wyszła na górę (a idzie się ponad 2 godziny) i zeszła boso... i nic się jej stopom nie stało. Zostały nietknięte. Ogromna wiara kobiety - a wiara czyni cuda.
... i właśnie po mszy ją spotykam, serdeczne uściski, łzy w oczach, że znowu się tutaj widzimy, oboje w swoim czasie dotknięci Łaską... a moi znajomi w końcu mogli ją zobaczyć, bo tak znali ją tylko z opowiadań. Nigdy nie robiłem jej fotek, bo jakoś się krępowałem, ale jedna z pań powiedziała, że właśnie takie dowody wiary trzeba ludziom pokazywać. Stąd za jej zgodą dziś pstryknąłem pierwszą fotkę w otoczeniu moich przyjaciółek, które też serdecznie ją wyściskały.
Schodzimy na parking do busika, aby zjeść przygotowane śniadanie (12.15!!!), ale kto by wcześniej jadł, jeśli emocje górują, bo to są emocje. Każdy z nas coś tutaj wniósł na górę i zostawił Mateńce, prośby, podziękowania, kłopoty życiowe i inne.
Drogi krzyżowej odprawić nie zdążymy, bo musimy o odpowiednim czasie wrócić do Ustronia. Zostało nam jeszcze tylko nabrać wody uzdrawiającej. Zawracamy do źródeł i dopiero tam mam swoje 2 fotki. Na jednej z nich widać wymalowaną moją radość na twarzy i ta radość jest szczera.
Powrót na parking, musimy swoje znowu odczekać pod sygnalizacją świetlną i w końcu o 13.41 zjeżdżamy. Focę ponownie przez szyby krajobraz, oczywiście te fotki jak i na początku relacji są ze świetlnymi refleksami, ale tak to było widać. Kończę trasę w Korni w ,tym samym miejscu co rozpocząłem, o 13.50.
Osobiście pozostał mi niedosyt dreptania, bo jednak jestem nauczony na górę wychodzić, ale to pewnie niebawem nadrobię.
Na koniec będzie słowacka pieśń maryjna.


10 komentarzy:

  1. Opisujesz Miejsce Wyjątkowe.
    Dzięki Tobie Stachu- mieliśmy to szczęście ...
    Dziękujemy
    Pozdrawiamy wiosennie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Danusiu, to jest miejsce, które należy zobaczyć, przeżyć osobiście i pokazać innym... i nigdy nie będzie dość, bo kto raz przyszedł do Mateńki na Żywczakowej ten zawsze tam będzie wracał.
      Byliśmy razem tam przed rokiem i choć wtedy też była pierwsza sobota, ale było zupełnie inaczej. Nie było wtedy tyle pielgrzymów co wczoraj, lecz zarówno wtedy jak i teraz było pięknie, serdecznie, wręcz magicznie.
      Tak samo wiosennie Was pozdrawiam dziękując za odwiedziny.

      Usuń
  2. AC. Dla mnie anonimowym nie jesteś, ważne że jesteś. Piękna magiczna kraina Mateńki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Magia jest poza. Jesteśmy ponad nią. Tak samo jesteś ważna, tylko pozwól Panu odrzucić w życiu wszelkie amulety.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniałe miejsce na pielgrzymkę! Nie znałem ale już sprawdzam na mapie najlepszą drogę.

    Słowacy czy Czesi nigdy walk marodowowyzwoleńczych nie prowadzili, dlatego ich księża nie zajmują się polityką. Z drugiej strony ja akurat tego księżom za złe nie mam, czasami prymasowskie "non possumus" jest konieczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mylisz się - prowadzili, tylko my o tym wiedzieć nie chcemy. Może nie na taką skalę jak my, ale jednak.
      To nie kwestia walk, ale zniszczenia kościoła. U nas mimo wszystko (było kilka wyjątków jak bł. Jerzy Popiełuszko) księża mogli legalnie prowadzić religijną działalność. Tam księdzem było się w ukryciu. To, że tam kościół przetrwał i jest o wiele mocniejszy w wierze niż nasz, to zasługa wiernych.
      Uważam, że w kościele nie ma miejsca na politykę i coś w tej dziedzinie także u nas się zmienia.
      Bliżej siebie masz jeszcze jedno miejsce Objawień w Detmanowej. Prowadzi tam żółty szlak z Pienin, a konkretnie z Jaworek. Objawienia tamte to już lata 90-te, czyli niedawno. Tym miejscem opiekują się unici, czyli grekokatolicy.
      Żywczakową polecam osobiście. Tam zniknęły moje rakowe komórki. Dziękuję i serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
    2. ... nie Detmanowa tylko Litmanowa, a czas przejścia z Jaworek żółtym szlakiem - 2 i pół godziny.

      Usuń
    3. Litmanową znam - To częste tereny wypadów dla ludzi z moich okolic.

      Usuń
  5. Pielgrzymowanie na chwałę Mateńki...z modlitwą i przeżywaniem

    OdpowiedzUsuń