poniedziałek, 31 października 2016

604 trasa - 23/24.10.2016

Agadir Eglise Catholique Sainte Anne - Caribbean Village Agador - La Plage - La Promenade - Avenue Général Kettani - Avenue Hassan II - Vallée des Oiseaux - Drarga Crocoparc.

W niedzielny poranek całą szóstką udajemy się na mszę do kościoła św. Anny i tam o 9.25 rozpoczyna się kolejna moja marokańska, tym razem znowu 2-dniowa trasa.
Próżno szukać z ulicy wieży kościelnej, wszak jesteśmy w kraju, w kulturze islamu i tylko tablica przy wejściu do ogrodu informuje o tym, że jesteśmy we właściwym miejscu. Przybywają wierni  z całego świata, wszak to jedyne tutaj w okolicy miejsce, gdzie możemy potwierdzić przynależność do swojej wiary.
O 10.05 rozpoczyna się msza wejściem rewelacyjnego chóru studentów afrykańskich. Ta radość udziela się nam wszystkim. Oprócz tego, że będziemy duchowo przeżywać, to jeszcze nastrój jedności tę duchowość spotęguje. Przeżywamy coś, czego brakuje w naszych kościołach... zatracenie poczucia czasu. Nie ważne jak długo tu będziemy, ważne, że przyszliśmy tu z wewnętrznej potrzeby.
Holenderski ksiądz tutaj jest wszystkim i kapłanem i gospodarzem. Czytania i modlitwy odbywają się w różnych językach, głównie we francuskim. Z Polski mamy duet żeńsko-męski, co o tyle warto zapamiętać, gdyż na ostatniej marokańskiej trasie będę podróżował między innymi z tym panem.
Niesienie darów do ołtarza to radość jaka tylko może być udziałem ludzi z Afryki. To jest śpiew, taniec i zachwyt tego, że sam Bóg jest z nami.
Śpiewają wierni z Senegalu (przy gitarze), z Portugalii (a capella)... atmosfera jest tak uroczysta a jednocześnie tak prosta, że nawet nie wiemy kiedy upłynęły nam 2 godziny, gdyż msza zakończyła się o 11.50. Dziękujemy kapłanowi osobiście za dar i możliwość przeżycia czegoś fascynującego. Dzięki takim spotkaniom przekonuję się o tym jak wielki sens ma wiara w Boga.
Z kościoła idziemy do naszego hotelu Agador i to będzie kolejny punkt tej trasy, z obiadem włącznie.
Po obiedzie już tylko z siostrzenicą idę na plażę. Przed nami 20 km do pokonania, bowiem trzeba liczącą 10 km plażę przejść tam i z powrotem. To już 3 taki spacer od kiedy mieszkam w Agadorze, gdyż nie potrafię leżeć na słońcu ani minuty, za to dreptać mogę. Będą jeszcze dni, kiedy 2-krotnie przejdę plażą, co da łącznie 40 km.... i wcale się tego nie odczuwa.
Co jakiś czas grupy chłopaków grają w piłkę nożną, panie tutejsze do morza wchodzą w całych swoich strojach i to ma też swój urok.
Najbliższym wzniesieniem jest kazba Agadir, na którego stoku po arabsku wypisane są słowa znaczące: Bóg, Ojczyzna, Król. Wieczorem ten napis jest podświetlany.
Wracamy ze spaceru, kiedy słońce zaczyna zachodzić, niestety coraz więcej chmur, góry bardzo dobrze widoczne, a to oznaczać może tylko jedno, że jutro słońca nie będzie. Potem okazało się, że nie świeciło ani jeden cały dzień aż do dnia wylotu, czyli do piątku. To nic, bo wiatr nad morzem też opalał, a przynajmniej nie spalił skóry. Na plaży byliśmy pomiędzy 16.00 a 18.30.
Przerwa na kolację, a po niej już tylko sam idę o 20.12 na promenadę, na której pod liściem palmy o 21.20 zakończę niedzielne dreptanie.
W poniedziałek rano, także sam, zaczynam w tym samym miejscu, ale idę na spacer po mieście, przy okazji chcę znaleźć miejsce odjazdu autobusu linii nr 5 do parku krokodyli w Drardze. Zaczynam o 9.00.
O 13.15 ponownie z siostrzenicą odwiedzamy Dolinę Ptaków, czyli agadirskie minizoo. Wychodząc z niego drugą bramą, od razu mamy przystanek autobusowy i wspomnianą "5-tką" o 13.57 odjeżdżamy. W autobusie nie robię żadnych fotek, gdyż nie zawsze może to być wśród tutejszych mieszkańców dobrze widziane.
Kiedy autobus zjechał w Drardze z autostrady do Marakeszu, na najbliższym przystanku wysiadamy o 14.36. Teraz tylko przejść przez autostradę i jesteśmy u krokodyli o 14.45. O 15-tej codziennie odbywa się ich karmienie, zatem zdążyliśmy. One jednak leniwe, wygrzewające się na kamieniach ani o jedzeniu nie myślą. Tylko jeden raz kłapnął kawałek i dalej spał. Reszty to nie interesowało.
Oprócz krokodyli znajduje się tutaj ogród botaniczny roślin z Afryki. Pięknie to połączyli. Są tu także pracownie instytutu zajmującego się krokodylami, między innymi dbają o narybek a raczej o nakrokodylek.
Czas szybko mija i wychodząc z paszczy krokodyla o 15.25 opuszczamy to ciekawe miejsce i potem "5-tką" wrócimy do Agadiru.


6 komentarzy:

  1. Jakże pięknie musi być tam na tych mszach. Pozostaje mi tylko pomarzyć. Morze, piasek i krokodyle. Wszystkiego po trochu ale to wszystko ciekawe. Ściskam. Wierna czytelniczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci wierna czytelniczko, która zawsze zostawia tu ślad po wizycie w formie wpisu, za co jestem bardzo wdzięczny. Dzięki Tobie wiem, że chociażby dla jednej osoby ten blog ma sens. Samych serdeczności życzę.

      Usuń
  2. Piękne, nastrojowe ujęcia przestrzeni morskiej. Po takiej plaży - faktycznie można wędrować i wędrować bez końca !
    Jak to dobrze, że ponownie mogę się przenieść w czasie i przestrzeni śledząc Twoje Stachu wpisy. Szczególnie teraz gdy za oknem zimno i deszczowo!
    ...A tu kolorowo, egzotycznie i aromatycznie. Zachwycam się roślinnością marokańską i w ogóle innością tego Regionu.
    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... a uzębione śpiochy podobają się? To taka agadirska trasa z różnymi aspektami życia w tym kurorcie, choć z nie wszystkimi jeszcze. Za mało miałem czasu, żeby więcej pozwiedzać.
      Za jakiś czas ta relacja będzie uzupełniona filmikiem z mszy opisanej na początku, ale póki co przygotowuję się do wyjścia w nasze jesienne polskie góry.
      Miło czytać Twoje wpisy, za które dziękuję. Pozdrawiam Was.

      Usuń
  3. Hihi... uzębione śpiochy robią wrażenie, ale najbardziej to Twoja Stachu odwaga... żeby tak samemu pchać się w paszczę krokodyla? no,no...
    Wyprawa nadzwyczaj urozmaicona, ale na tyle Cię znamy, że wiemy- Jesteś do tańca Stachu i do różańca.
    Pozdrawiamy serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na odwagę nie było mnie stać, a ona wtedy by się objawiła, gdybym chętnie poszedł na spotkanie z "zębatkami" vis a vis, bo była taka możliwość. Widziałem na fotkach, jak całe rodziny z małymi dziećmi tańczą z nimi, jak "zębatki" stają przed nimi na 2 nogach i chcą dać buzi. To jest odwaga...
      Miło, że tu zaglądacie. Miłego dnia.

      Usuń