poniedziałek, 31 października 2016

602 trasa - 18/19.10.2016

Fès - Volubilis - Meknès - Rabat Palais des Hôtes Royal - Nécropole du Chellah - Mausoleum de Mohammed V - Kasbah des Oudayas - Casablanca Washington Hôtel - Grande Mosquée Hassan II - Promenade - El Jadida - Oualidia - Safi.

Kolejna 2-dniowa trasa, a trzecia marokańska zaczyna się wyjazdem z hotelu Mounia w Fezie o godzinie 8.01. Jedziemy do ruin starożytnego rzymskiego miasta Volubilis. Przejeżdżamy przez rolnicze tereny, tereny, na których uprawia się zboże. Zbiory nie pokrywają krajowego zapotrzebowania i dlatego Maroko musi jeszcze go importować.
Po prawie 1,5 godzinnej jeździe o 9.34 jesteśmy w Volubilis. Przed nami to, co zdążyli do tej pory archeologowie wyciągnąć z ziemi. Miejsce to robi wielkie wrażenie, przynajmniej na mnie. Piękne mozaiki, piękne kolumny są pozostałością po świetności tego miejsca przed wiekami.
Kończymy zwiedzanie o 11.00 i udajemy się do miasta Meknes, które swoją świetność przeżywało za sułtana Mulaja Ismaila w XVII w. Wtedy też było stolicą Maroka.
W Meknesie podziwiamy między innymi dawne spichrze sułtańskie. Po wyjściu można sobie zrobić zdjęcie z pomnikiem nosiwody z czego i ja skorzystałem. Opuszczamy Meknes po 13.00 i udajemy się do stolicy królestwa, do Rabatu. Wizytę składamy królowi przed jego pałacem (15.15), ale mogliśmy dojść tylko do pewnej odległości. Mimo, że w Maroku nie można robić zdjęć ludziom w mundurach, tutaj przed pałacem było wolno, ale słońce tak mocno oślepiało, że aż dziwię, że kilka fotek jest czytelnych.
Od króla jedziemy do nekropolii Chellah (15.55). Tam też są piękne ogrody, a z radością zauważamy sporo gniazd bocianich. Niektóre wiją je sobie wprost na szczycie minaretów. Śmiejemy się, że nasze boćki chcą przejść na islam.
Potem odwiedzamy dziadka obecnego króla, Mohammeda V w jego mauzoleum (16.50). Tam także spoczywają jego synowie, w tym ojciec dzisiejszego władcy - Hassan II. Kobiety w krótkich spodniach tam nie wejdą, przekonaliśmy się o tym naocznie. Potem w czasie wolnym czaruję czaplę i nawet będzie pozować do zdjęcia.
Jedziemy do twierdzy (Kazba Oudaja) po drodze zauważając srebrny tramwaj. Rabat ma srebrne, a Casablanca czerwone. Do samej twierdzy przybywamy o 17.40 i tam po raz pierwszy na tej objazdówce mamy kontakt z Atlantykiem. Słońce zaczyna zachodzić i o 18.06 odjeżdżamy na nocleg do Casablanki.
Mieszkać będziemy w centrum miasta w hotelu Washington. Zakwaterowanie, posiłek i sen.
Rano w środę mam przyjemność złożyć urodzinowe życzenia mojej siostrzenicy, która właśnie kończy okrągłą rocznicę. Zresztą jej zdjęcie wsiadającej do autokaru rozpocznie wizualną część drugiego dnia mojej relacji.
Wyruszamy z hotelu o 7.58. Naszym głównym celem poranka jest wejście do wielkiego meczetu Hassana II zbudowanego częściowo na wodzie w latach 1986 - 1993. Wielki, w środku pomieści 25 tysięcy osób, a na zewnątrz jeszcze 80 tysięcy. Minaret z kolei jest najwyższą budową w całym Maroku.
Jest co podziwiać... Godzinę w nim spędzamy od 9.00 do 10.00.
Przerwa na kawę, soki na promenadzie. Nawet na chwilę mogłem poleżeć na ławeczce. O 10.42 odjeżdżamy do dawnej portugalskiej twierdzy El Jadida. Tam jesteśmy o 12.22 i będziemy do 14.17.
Zwiedzamy twierdzę z dołu, z góry. Morza nie widać, bo trafiliśmy na mgłę. Za to w wolnej chwili mogliśmy zwiedzić miejscowy suk i napić się po raz kolejny espresso.
Powoli kończy się objazdówka i dla tych, którzy będą wracać do kraju w ramach bonusu jedziemy nad morze, by mogli wykąpać się w morzu. Niestety znowu mgła. Wraz z siostrzenicą nie korzystamy z tej okazji bowiem zostajemy na kolejny tydzień na odpoczynek właśnie nad morzem w Agadirze.
Zwiedzamy za to tę miejscowość Oualidia, do której przyjechaliśmy o 15.42 i będziemy do 16.22.
Potem w drodze do Safi na moment zatrzymamy się na urwistym brzegiem Atlantyku w miejscu gdzie nie ma mgły i świeci mocne słońce.
Do Safi wjedziemy o 17.35. Zatrzymujemy się by podziwiać, bądź kupić wyroby z gliny, artystyczne przedmioty. Znowu oczy mają pełno pracy. To nic, wypoczną w hotelu Golden Tulip Farah Safi, gdzie kwaterujemy się o 18.16. ... i to jest godzina mety tej pięknej dwudniowej trasy.
Wieczorem nasza szóstka uczci odpowiednio urodziny siostrzenicy, wszak udało jej się przechować do teraz polską wódkę, a w kraju gdzie oficjalnie nie ma alkoholu, to rarytas.


6 komentarzy:

  1. Nigdy nie byłam w meczecie i pewnie nie będę. Brakuje mi ołtarza. Nie gniewaj się ale ja podzieliłabym tę trasę na dwie do Kasablanki i z Kasablanki. Pięknie ale za dużo wrażeń jak na jeden raz. Czekam na wgranie trzech kolejnych afrykańskich wędrówek. Pozdrawiam z serca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że długo nie czekałaś na moderację, czyli na to, że zaakceptowałem Twój wpis.
      Moja Droga nieznajomo! W meczetach nie ma ołtarzy, islam nie uznaje obrazów ani żadnych innych symboli. Jest miejsce do modlitwy, kilka razy dziennie nie dłuższej niż 5 minut. Za to żarliwość wyznawców Allaha to wzór dla nas Chrześcijan... dlatego przegrywamy w każdej dziedzinie, bo mącimy na świecie wszędzie gdzie się da, a skutki tego dziś odczuwamy w prawie laickiej Europie.
      Casablanca tak została przeze mnie potraktowana gdyż poza meczetem Hassana II nie ma tam specjalnie nic do obejrzenia, a nocą wręcz jest niebezpiecznie dla przybyszy, choć to teoria, ale musiałem jej się poddać. Dziękuję za pozdrowienia i sercem odwzajemniam.

      Usuń
  2. Interesujący jest Twój Dziennik Podróży. Ja prowadzę osobisty Dziennik Pokładowy gdzie na bieżąco relacjonuję wrażenia z wycieczek. Może kiedyś też go opublikuję… tylko ten ciągły brak czasu.
    Z przyjemnością przeglądam kolejne etapy egzotycznej wyprawy.Fascynujące!
    A przy okazji przekaż proszę Dużo serdeczności dla Solenizantki!

    ... Meczet pokazany na Twoich zdjęciach robi niesamowite wrażenie. I jak najbardziej przyznaję Ci rację w kwestii żarliwości wyznawców Islamu. Oni bezwzględnie przestrzegają reguł wiary i robią to z całkowitym oddaniem.
    Nie tylko w meczetach nie ma ołtarza. W Synagogach też ich nie ma. I moim zdaniem nie on jest w świątyni najważniejszy...
    Pozdrawiamy serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z wielką nadzieją pozostaję, że kiedyś Twój Dziennik Pokładowy będzie upowszechniony.
      Siostrzenicy życzenia przekażę; już w jej imieniu mogę podziękować. Na niej największe pozytywne wrażenie z całej wycieczki wywarł właśnie Wielki Meczet... a ja nie mam określonego miejsca "naj".
      Chłonąłem wszystko jednakowo.
      Dzięki za wizytę i odwzajemniam Wasze pozdrowienia.

      Usuń
  3. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń