Taki, a nie inny przebieg ostatniej marokańskiej trasy zawdzięczam bardzo sympatycznej pani Oli, rezydentce Biura Podróży Raibow w Agadirze.
Nie było chętnych na organizowane na miejscu wycieczki poza wyjazdem w góry Atlasu Wysokiego... ale tu też najpierw byli chętni, potem się wycofali i w końcu udało się skompletować skład w ilości 5 osób, żebyśmy mogli pojechać samochodem terenowym do miejscowości Immouzer.
Pani Olu, bardzo dziękuję, bo wiem, że to Pani zasługa, tak samo, jak to, że przed poprzednią trasą podała mi Pani nr linii autobusu, którym można dojechać do Drargi.
Samochód przyjeżdża po mnie przed mój hotel o 9.00, ale ta trasa ma swój początek już o 8.45, kiedy to wychodzę z pokoju. Dziś w koszulce marokańskiej wyróżniam się kolorem na tle szarości, która panuje dokoła z powodu braku słońca.
Kierowcą jest bardzo sympatyczny Ahmed, a w samochodzie już jest małżeństwo pana, który na poprzedniej trasie śpiewał w kościele, co zostało wtedy uwiecznione na fotce. Jakże miłe spotkanie.
Później zabieramy jeszcze jedno małżeństwo i już możemy opuścić Agadir kierując się przez góry Atlasu Wysokiego do Rajskiej Doliny.
Rajska Dolina w swoim czasie była miejscem przyciągającym hippisów. Hippisowskie, czyli bardzo kolorowe zdjęcia będą częścią relacji. Zresztą... cały szereg fotek musiałoby zostać usuniętych z powodu złej jakości spowodowanej przesunięciami podczas jazdy samochodu. Rzeczywiście, znaczna część musiała ulec skasowaniu, ale do części z pozostających zastosowałem program, który ku mojemu zaskoczeniu zrobił z nich ciekawostki. Znowu wiem więcej.
Co tu opisywać... widać góry Wysokiego Atlasu, towarzystwo przesympatyczne i tak dojeżdżamy o 10.30 do miejscowości zwanej Taghrate Ouankrim, krótki postój... takich miejsc postojowych (czytaj widokowych) będzie więcej. Tuż za tą miejscowością mamy niespodziankę w postaci wizyty w domu berberyjskim i poczęstunek w formie miętowej (pysznej!!!) herbaty i świeżo wypieczonego chleba z miodem. Rarytas dla podniebienia. Wcześniej gospodarz dokonał obmycia naszych rąk zgodnie z obrządkiem islamu. Bardzo to ładny i potrzebny zwyczaj. Wprowadzam go w domu.
O 11.25 mijamy tabliczkę z nazwą miejscowości Immouzer, czyli naszej docelowej miejscowości. Najpierw spotykamy parking dla osiołków, a potem trafiamy na miejscowy suk. Suk taki prawdziwy bez upiększeń.
Nie mogę patrzeć na mięsne stoiska, gdzie wszystko jest świeżo zabijane i na te poodcinane głowy kózek.
Jeszcze kilka takich widoków i przestanę jeść mięso.
W końcu zjeżdżamy w dół w rejon wodospadów. O tej porze roku są one wyschnięte, ale za to można podziwiać rzeźby w skałach, które woda stworzyła w miesiącach pory deszczowej.
Tutaj mamy obiad... nie jesteśmy w stanie zjeść wszystkiego co nam podano i naprawdę poprzez Ahmeda musimy tłumaczyć, że było smaczne, ale już więcej nie można. Z szacunku zjadłem nawet banana, których to owoców nie jadam.
W drogę powrotną wyruszamy o 13.35 i jedziemy tą samą drogą co przedtem przyjechaliśmy. Ta sama droga a widoki jakby inne, bo z drugiej strony samochodu.
W jednym z miejsc postojowych robimy sobie "rodzinne" zdjęcie, które po latach przypomni mi, że przez kilka godzin, wcześniej zupełnie nieznani sobie ludzie, potrafili spędzić wspólnie miło czas.
W "dolinie" spotykamy współczesnych hippisów ze Szwecji, którzy swoim terenowcem tutaj przyjechali.
Mieliśmy szczęście, bo w pewnym momencie niebo nad nami zrobiło się niebieskie, ale po powrocie do Agadiru szarość bezkresna. Ahmed żegna mnie przed hotelem i dojściem do pokoju o 15.30 kończy się ostatnia (szósta) marokańska trasa.
W tym miejscu dziękuję BP Rainbow za całych 15 dni spędzonych w Maroku, a zwłaszcza bezpośrednim opiekunkom, paniom Ninie i Oli. Jesteście rewelacyjne! i chce się do Was wracać. Wszak pozostało z oferty jeszcze "Magiczne południe".
Dziękuję wszystkim tym, z którymi dane mi było podróżować, a przede wszystkim piątce z naszej szóstki.
Na zakończenie, już po zdjęciach będzie piosenka, która podczas pobytu w Agadirze towarzyszyła nam każdego dnia i zawsze będzie kojarzyła się z krajem (co prawda policyjnym) życzliwych i serdecznych ludzi.