piątek, 6 listopada 2015

HISTORIA - 1 trasa - 06.11.1996

Ustroń Dobka - Orłowa - Równica - Ustroń Zawodzie.

W góry uwielbiałem chodzić zawsze, od dziecka. Było to wędrowanie typowo turystyczne jak i czasem ekonomiczne, gdyż trzeba było zbierać borówki, by po ich sprzedaży można było kupić ubranie do szkoły, podręczniki , czy inne artykuły potrzebne. Najwięcej rosło ich zawsze na Równicy, zwłaszcza w miejscu gdzie rozchodzą się w swoje strony szlak zielony do Brennej i niebieski na Orłową. Latem co drugi dzień trzeba było pokonywać wysokości, by potem z obciążeniem schodzić z pełnymi bańkami.
To wyrabiało kondycję i chęć oglądania tego z wysokości, czego nie widać z dołu. Uwielbiałem to.
Przez długie lata wędrowałem tylko przez 3 pory roku, bo wydawało mi się, że zima należy tylko do narciarzy. Jakże wielkie było moje zdumienie, kiedy już w latach 90-tych koleżanka pokazała mi stare zdjęcia z zimowych wycieczek. Od tego momentu dla mnie początek sezonu zawsze jest podczas pierwszej styczniowej trasy, a koniec podczas ostatniej grudniowej.
Nie miałem zamiłowania do fotografii, do robienia notatek. To wszystko zostawało w pamięci, dopiero od 1992 roku zacząłem focić i spodobało mi się to. Były pamiątki. Można było zobaczyć jak po latach wszystko prawie się zmienia. Ciągle brakowało jednak dokumentacji. To trwało do 6 listopada 1996 roku, bowiem wtedy postanowiłem prowadzić kronikę i dlatego powstała numeracja tras.
Właśnie pokazuję tę pierwszą. Wtedy pstrykań było mało, bo to jeszcze były aparaty analogowe, na klisze, na których maksymalnie mieściło się 36 zdjęć, czasem jakimś cudem 37. Trzeba było wybierać ciekawe momenty, nie zawsze to wychodziło jakby się chciało.
Przeniesienie fotek z kliszy na płytkę nie jest jednak wiernym odbiciem, gdyż albo upływ czasu podniszczył kliszę, albo automat to czyniący nie rozróżnia miejsc jaśniejszych czy ciemniejszych na kliszy. Ważne jednak, że są i można je na nowo obrabiać.
Jeszcze wtedy w 1996 roku i długo potem, za wędrówki uważałem tylko te, co wiodą szlakami turystycznymi. Bezszlakowe dreptanie nie miało prawa być zaliczone do tras. Gdyby te inne wycieczki doliczyć to byłbym pewnie już setkę do przodu... dlatego też ta pierwsza trasa zakończy się na Zawodziu w miejscu, gdzie turystyczny czerwony odejdzie w bok, a ja skrótem pójdę do centrum Ustronia i do domu.
Stosunkowo niedawno dotarło do mnie, że każde dreptanie to wędrówka i czy to będzie szlak turystyczny, spacerowy, rowerowy, konny, narciarski, czy bezszlakowo - wszystko to jest równie ważne.
Pora zacząć opisywać 1 trasę. Był piękny słoneczny dzień, tak jak w tym roku. Nie mogłem sobie darować, że muszę siedzieć w pracy, a na Orłowej rosną ulubione opieńki. Toteż biorę pół urlopu i jadę do domu.
Wtedy nie patrzyłem na poszczególne czasy przejść, liczyło się tylko to, o której wyszedłem z domu i o której do niego wróciłem, a w tym przypadku wyszedłem o 11.30. Autobusem Transkomu dojechałem do Dobki, wtedy za złotówkę można tam było regularnie jeździć.
Start w Dobce szlakiem zielonym na Orłową... którego dziś już nie ma, a więc znowu historia.
Klisze w aparatach miały to do siebie, że czasem lubiły się zwijać. Tak było na starcie, bo pani robiąca mi zdjęcie przed płotkiem ze szlakowskazem stwierdziła, że film jej się zwinął. To tylko jedna klatka, więc pod kurtką na nowo wszystko nastawiłem i już inna pani zrobiła kolejny pstryk, jak się potem okazało fotka na fotce. Stąd na tym pierwszym zdjęciu rozpoczynającym trasę, ale też całą kronikę wyglądam jak duszek między sztachetami płotku.
Wychodząc na Orłową zbierałem do siatki opieńki. Na szczyt Orłowej oczywiście nie szedłem, tylko przy domu, który kiedyś pełnił rolę punktu żywieniowego a nawet noclegowego, zacząłem schodzić w dół. Na rozdrożu pożegnałem zielony szlak do Polany, a ja niebieskim na Równicę.
Będzie takie ciemne zdjęcie i szlakowskaz, to te miejsca, gdzie w dzieciństwie zbierałem borówki, dziś tam jest znowu mało drzew, ale kiedy szedłem 19 lat temu, było gęsto i ciemno.
Mam fotkę nad schroniskiem na Równicy, za mną dom, w którym przez okres PRL-u znajdowała się stacja zagłuszania Wolnej Europy. Dziś tego domku nie ma, a na jego miejscu stoi Dwór Skibówki.
Schodzę do Zawodzia czerwonym szlakiem obok Kamienia. Tam też wtedy jeszcze było ciemno, bo był gęsty las. Jak już pisałem koniec trasy na Zawodziu, w miejscu gdzie szlak skręcił w prawo, a ja skrótem przez Gościradowiec poszedłem do domu. W domu byłem o 15.15 i jak zapisałem w kronice, mając pół urlopu, przeszedłszy trasę, byłem w domu wcześniej niż gdybym cały dzień pracował.
Tak zaczyna się historia numerowanych tras. Wtedy też postanowiłem, że regularnie minimum raz w miesiącu muszę iść w góry, kiedy nie było okazji, to ostatniego danego miesiąca brałem urlop, żeby postanowienie wypełnić.


4 komentarze:

  1. Super sprawa! Ale, gdyby nie dokładny opis Twojego wędrowania, miałabym pewne trudności w rozpoznaniu pokazanych na zdjeciach okolic. Oczywiście za wyjątkiem szczytu Równicy, który chyba bardziej mi się podobał w poprzednim wydaniu.
    Wspaniałe wspominanie :-)))
    Pozdrawiamy serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze lepiej można coś poznać, jeśli jest więcej fotek, bo "krok po kroczku" idzie się do przodu i można skojarzyć. Niestety dawniej, kiedy dana wycieczka zamknęła się do 1 kliszy, bez podpisu zdjęcia trudno było dobrze go zaszufladkować, zwłaszcza, że wiele miejsc w górach jest do siebie bardzo podobnych. Pozdrawiam jak mogę najserdeczniej.

      Usuń
  2. Zdecydowanie jesteś seksowniejszy teraz.

    OdpowiedzUsuń