Rodzimy Beskid Śląski. Rodzima miejscowość. To sprawi, że na koniec okaże się, że była to jedna z bardzo nielicznych tras pokonanej bez żadnych biletów, zarówno na środki transportu jak i biletów płatniczych. Dziś nie wydałem nawet grosza, a za to do domu przyniosłem plony lasu.
Zaczynam wszystko o 9.23 sprzed jarzębiny rosnącej na wprost moich okien. Pogoda słoneczna (a miało podobno lać), chociaż i tak jest chłodno. Wybrałem się na Czantorię bez konkretnego planu, którędy pójdę, gdzie skończę. Sporo czasu i wszystko zależeć będzie od tego jak rozwinie się sytuacja.
Już przy domu podziwiam kolory jesieni, a potem im dalej, tym będzie ich więcej. Dla mnie ta część jesieni z kolorowymi liści, z grzybami, babim latem, to najpiękniejsza pora roku. Właśnie, wspomniałem grzyby. Mam nadzieję, że po kilku dniach z deszczem coś tam urośnie i trochę do domu przyniosę.
Chodnikiem, a potem ulicą Kluczyków o 9.38 dochodzę na ulicę Myśliwską i tym samym odtąd pójdę żółtym szlakiem turystycznym w kierunku Małej Czantorii. Na Kępie jednak go opuszczę (10.04) i wejdę do lasu, by wspinać się pod górę znanym mi sprzed lat chodnikiem. Liczę na grzyby. Jakiś czas nie ma, ale w końcu pokazuje się pierwsza samotna opieńka, przerośnięta trochę. Znaczy to, że już były???, że znowu przegapiłem??? Tuż obok na pniu niejadalne grzybki. W pewnym momencie moim oczom pokazuje się w trawie i pod gałęziami kolonia opieniek. Jestem podekscytowany. Te opieńki są delikatne, bo rosną na ściółce lasu bukowego. Zbieram i odtąd czas się nie liczy. Stale w górę.
Znacznie wyżej przejdę z lasu bukowego w las iglasty i tam już będą opieńki "mięsiste" i też ich sporo. Wkrótce pojawią się kurki i pod wielką stertą gałęzi osiedle podgrzybków. Część z nich zdrowa, więc zabieram. Nawet na zdjęciu kilkoma się pochwalę, ale ten największy znalazłem później i musiałem rozdzielić grzyby na 2 siatki. Podgrzybki później powędrują do prawie pustego plecaka, a opieńki zostaną w siatce na ręce. Nawet nie wiem kiedy znalazłem się na górze, przy ruinie domu na Siodle Pod Małą Czantorią (11.53).
Mały odpoczynek do 12.10 i potem pójdę na prawdziwy szczyt Małej Czantorii (12.18).
Na Wielką Czantorię dziś nie pójdę, bo grzyby jednak ważą trochę a trzeba je przynieść do domu w postaci nadającej się do zjedzenia, a przecież i tak w siatce "ubiją się".
Patrzę na oświetlony słońcem Goleszów i Kozakowice, tak jak gdyby to była scena. Idę w kierunku żółtego szlaku, a ten powita mnie szlakowskazem z nazwą Małej Czantorii... i to takie małe kłamstwo na szlaku.
Odtąd (12.25) już tylko schodzenie w dół. Jeszcze będą opieńki, ale ja już nie mam do czego zbierać, a nie chcę, żeby w tej siatce co mam, pękły uszy.
Z powrotem jestem Na Kępie o 13.14 i aż do Widokowej, będę powtarzał szlak. Znowu piękne kolory, piękne konie, piękne dalekie widoki. O 13.24 ponownie Myśliwska a o 13.41 wejdę na Widokową. Na jej końcu przy tzw. wapienioku o 13.55 będzie meta tej trasy bogatej w opieńkowe żniwa i kolory.
Teraz czeka mnie sporo godzin, żeby zebrane grzyby przetworzyć. No, to do dzieła.
Mała Czantoria |
Właściwy szczyt Małej Czantorii |
No, właśnie! A kto powiedział, że trzeba daleko wędrować żeby zobaczyć ciekawe miejsca!
OdpowiedzUsuńA u Ciebie Stachu panoramicznie, kolorowo i na dodatek tak bardzo grzybowo:-)
Pozdrawiamy serdecznie :-)
Swoje okolice zostawiam na czas kiedy już nie będę mógł dreptać intensywnie, ale od czasu do czasu warto nimi przejść się. Również Was pozdrawiam.
UsuńNa grzyby...na grzyby...towarzyszu mój...ha ha Ty to potrafisz...grzybki...fotki...a i espresso... po drodze zaliczyć...
OdpowiedzUsuńTym razem nie było gdzie napić się przepysznej kawuni, a jak wiesz, z sobą nie noszę. Grzyby to cała moja radość jesiennych pobytów w lasach, oprócz jej kolorów oczywiście. Dzięki za wizytę.
Usuń