poniedziałek, 6 kwietnia 2015

508 trasa - 06.04.2015

Hrádek - Chata Hrádek - Chata Filipka - Filipka - Návsí.

Nasi krajowi przewoźnicy od lat iluś tam, mają pasażerów w nosie w okresie świątecznym. Można zrozumieć Boże Narodzenie i Wielkanoc (choć nie do końca, bo zdarza się, że kogoś bliscy leżą w tym czasie w szpitalu i nie ma możliwości w tych ważnych dniach świątecznych odwiedzenia ich), ale pozostałe święta w roku powinny być obsługiwane, w końcu po to są te firmy przewozowe, żeby ludzi woziły.
Idąc tym tropem, policjanci, strażacy, i wiele innych zawodów - też musieliby uznać, że są święta i nie poszliby na służbę.
Jest jednak chlubny wyjątek, jeśli chodzi o połączenie Ustronia z Cieszynem, mianowicie Traf Line. Należy ich reklamować, bo wiedzą po co są. Przyznam szczerze, że idąc rano na przystanek autobusowy, nie byłem do końca przekonany, że to co w rozkładzie napisane będzie zrealizowane. A jednak było i mogłem pojechać do Cieszyna, przekroczyć granicę z Republiką Czeską, a tam już jest normalnie, co oznacza, że pociągi, autobusy jeżdżą, bo wychodzą z założenia, że służą ludziom.
Pociągiem dojechałem na miejsce startu tej trasy, która znajdowała się na peronie stacji kolejowej w Gródku i o 8.45 wyruszyłem zielonym szlakiem w stronę Filipki.
Niestety idę sam, bowiem los bywa nieprzewidywalny i moich współdreptaczy zatrzymał w domu. No cóż, pójdziemy znowu innym razem, a na Filipkę prowadzi sporo szlaków, więc można będzie trochę się z nimi zapoznać.
Koloryt dokoła - odcienie szarości, popiel i biel śniegu, którego im wyżej tym będzie więcej. W głowie i w sercu kolorowe pisanki, więc źle mi się nie pójdzie. Widzę, że przede mną idą ludzie całymi rodzinami, idą wolno, więc ich powoli mijam.
Dochodzę do husyckiego zboru, który jest widoczny z daleka nad Gródkiem i wygląda jak zamek. Tutaj przy nim spotykam przeniesiony z innego miejsca pomnik upamiętniający emigracyjny pobyt w tych stronach przedwojennego polskiego premiera Wincentego Witosa.
Za zborem szlak wejdzie do lasu, spotkam pierwszego bałwana robiącego za zająca, i spokojnie ciągle podchodzę pod górkę. Słońce trochę daje znać o sobie i chce się przebić przez chmury, ale nie zawsze udaje się mu ta sztuczka. Kiedy dochodzę do Chaty Hrádek o 9.47 zaczyna  padać drobny śnieg z chmur gnanych wiatrem.  Odtąd już tak będzie do końca wędrówki, że po chwilach przejaśnień nastąpi kolejna fala śnieżnego sypania.
Powyżej chaty posadzono drzewka w Alei Dobra. Trzeba będzie latem to zobaczyć. Te sine tła na zdjęciach, to śnieżne chmury, z których momentami mam porządną zawieruchę, ale jakżeż mi się to podoba.
Dochodzę do skrzyżowania szlaków pod Filipką, a tam mamy bałwana chłopczyka, co wyraźnie zaznaczono. Stąd już niedaleko do Chaty Filipka, do której przychodzę o 10.15. Ludzi trochę jest, ale miejsce dla mnie też się znalazło. Świąteczna atmosfera całkiem tutaj rozgościła się. Kiedy za oknem widzę błękit nieba i słońce to postanawiam wyjść dalej. Jest 11.00, ale było mi dane tylko liznąć tegoż, gdyż już znad Nawsia i znad Nydku pędzą kolejne śnieżne chmury i zanim doszedłem do pobliskiej starej chaty to już nieźle ponownie sypało. Stożek prawie niewidoczny, zresztą wszystkie góry słabo widoczne na fotkach, to efekt rzeczywisty, tak to wyglądało.
Na szczyt Filipki przychodzę o 11.15 a tam pod zadaszeniem spotykam miłą panią częstującą mnie przesmacznymi świątecznymi pierniczkami własnej roboty. Smaku długo nie zapomnę. Teraz żółtym szlakiem schodzę w dół do Nawsia. Może nie tyle schodzę, co zsuwam się w dół w kurzawie śnieżniej, ileż z tego miałem radości... zresztą na samo wspomnienie tego, ponownie się raduję.
Szlak znany mi prawie na pamięć, a jednak zabłądziłem, bo zapatrzyłem się przy jednym domu na udekorowane drzewko jajami, to popularny zwyczaj w Republice Czeskiej. Szybko odnalazłem właściwą drogę i powoli zacząłem zbliżać się do domostw Nawsia. Niestety tutaj niżej śnieg zaczął być bardzo mokry i przez to, zanim doszedłem do mety, całkiem zmokłem i w ten sposób śmigus- dyngus naturalny mogłem przeżyć. Miałem parasol, ale specjalnie nie rozciągałem go, raz, że to końcówka, a dwa - niech tradycji stanie się zadość.
Meta na dworcu kolejowym w Nawsiu o 12.27. Oczywiście, już na zakończenie wyszło słoneczko, na co pokazałem mu zęby (co widać na przedostatniej fotce), jednak pan robiący fotkę stwierdził, że bardziej widzi mnie poważniejszym, stąd ostatnie zdjęcie... tylko, że ta powaga na zewnątrz, ale w środku dalej kolorowe pisanki...
Zaczynałem od Traf Line i skończę na tej firmie, bowiem to ich busik mnie zawiózł do Ustronia, a na Wispol musiałbym czekać w Cieszynie dokładnie 2,5 godziny. Brawo Traf Line, reklamujcie się, bo ludzie nie wiedzą o was tego, że jeździcie z Lipowca do Cieszyna przez Kozakowice, Goleszów i z powrotem.
Kozubowa
Ostry i Jaworowy
Tam w tyle wiedzie szlak z Bystrzycy na Filipkę.
Stożek

4 komentarze:

  1. Tak się przyglądam, to ten zbór do złudzenia przypomina mi zamek prezydenta w Wiśle. Ogólnie widoki interesujące, ale szczerze mówię, że wolałbym je bez śniegu.

    Mam dwa pytania, od razu mówię, że trochę naiwne ;) ale nie wyjeżdżałem z Polski od wielu lat, więc niech mi to będzie wybaczone.

    1. Istnieje jakakolwiek komunikacja kolejowa lub autobusowa PRZEZ granicę? Mam na myśli taką "podmiejską" oczywiście, nie jakieś tam ekspresy do Budapesztu :)
    2. Jak wygląda sprawa pieniążków? Trzeba zawczasu sobie wymienić przed wycieczką czy można coś zdziałać złotówkami?

    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam poświątecznie... piszę tylko o Cieszynie. Wiadomo, że posiada komunikację miejską, ale do granicy jest z centrum tak blisko, że nie opłaca się podjeżdżać. Przez granicę nic nie kursuje, trzeba pokonać ją pieszo. Najlepiej przechodzić przez most obok Celmy, bo stamtąd tylko 5 minut na wprost do dworca kolejowego w Czeskim Cieszynie.
      Korony w większości wybieram w tamtejszych bankomatach bezproblemowo, poza tym za bilety kolejowe w kasie też kartą można zapłacić. Co do złotówek - nie wiem, bo nigdy nie próbowałem, gdyż z nabyciem koron nie ma problemów.
      Dzięki za odwiedziny z czego bardzo się cieszę i pozdrawiam.

      Usuń
  2. Ha...to ja miałam z Toba maszerować... Ale po fotach to widzę, ze dobrze że w domu została...pogoda dla zdjęć nie ciekawą....dziś to co innego...pięknie słońce święci ja w łóżeczku leże ...kogut gdzieś pieje...a ja czytam o Twoich wojażach...ale dziś rower...i to tylko po okolicy...która też piękna... Pa

    OdpowiedzUsuń
  3. Przecież lubić focić w warunkach śnieżnych, a tych nie brakowało. Same foty nie oddają atmosfery wędrówki, a ta była wyśmienita.
    Szczęściara co może poruszać się rowerem, ja niestety nie. Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń