czwartek, 11 grudnia 2014

487 trasa - 11.12.2014

Wiślica - Wiślicka - Stalmacha - Kaplicówka - Skoczów.

Miało być inaczej... miał być Beskid Żywiecki i Rysianka w roli głównej... ale mocne zawroty głowy spowodowały, że musiałem zostać w domu i dobrze, że z nikim nie byłem umówiony. Tak to już mam z tym moim organizmem, że po wyżu przychodzi niż i to drugie właśnie nastąpiło.
Przed południem patrząc na błękitne niebo za oknem, stwierdziłem, że nie mogę tak bezczynnie siedzieć i muszę pokonać organizm, na tyle, na ile to możliwe.
Stąd ponownie Beskid Śląski, bowiem Skoczów do niego należy. Nie byłem w tym roku jeszcze na żadnej trasie w Skoczowie, pora to uczynić. Pomyślałem, że warto w końcu (pierwszy raz w życiu!) zawitać do Wiślicy, gdzie mieszka część mojej rodziny, a z którą kontakt przez ostatnich 20 lat , a może i więcej opiera się na wymienianiu kartek świątecznych.
Wędrówkę rozpoczynam tuż przed wejściem na teren Wiślicy i dlatego uważam, że można zaliczyć start o 11.30 do tej miejscowości. Tabliczkę z jej nazwą mijam 7 minut później. Kontakt telefoniczny z moją siostrą pozwolił mi na pozorne umiejscowienie domów, gdzie powinienem dotrzeć. Stare numery już nieaktualne, bo także tutaj trafiło nazewnictwo ulic. Tylko na części domów zostały zachowane. Z rozmowy z siostrą wiem, że powinienem zacząć rozpytywać o moich bliskich, po minięciu kaplicy, co stało się równo w południe.
Ku mojemu zaskoczeniu, osoby napotkane nie wiedziały nic o krewnych, albo nie chciały udzielić tej informacji (nawet w miejscowym sklepie nie uzyskałem nic!).
Połaziłem trochę korzystając ze słonecznej pogody... ale nagle od północy zaczął pojawiać się bebok, czyli czarne chmury, co przyjąłem za oznakę zbliżającego się deszczu, a ja nie jestem na taką okoliczność dziś przygotowanym. Ulicą Wiślicką idę do Skoczowa.
Kolejny etap to dotarcie na wzgórze Kaplicówka, co czynię po wejściu z ulicy Stalmacha w Ceglaną, a z niej już jest piękna trawiasta dróżka prosto na sam szczyt, gdzie stoi kaplica poświęcona św.Janowi Sarkandrowi i Krzyż Papieski, pozostały z wizyty Jana Pawła II w tym miejscu w dniu 22 maja 1995r.
Kiedy przybywam na wzgórze, niebo jest już mocno zachmurzone. Zdjęcia pokazują widoki takimi jakie były, czyli brak dalekiej widoczności i szarość na horyzoncie. Spędzam w tym miejscu czas pomiędzy 13.00 a 13.24.
Potem zejście do Skoczowa, w pierwszej kolejności do kościoła pw. Św. Piotra i Pawła. Sama modlitwa nie wystarczyła, bo widząc piękne wnętrze, musiałem go zatrzymać w aparacie.
Potem dojście do skoczowskiego rynku, gdzie o 13.55 nastąpiła meta tej trasy, a wszystko z powodu pierwszych kropel deszczu, których potem było więcej.
Zawsze z rozrzewnieniem spoglądam na sklep Metalowiec, gdyż w latach mojej pracy zawodowej (70-te, 80-te, 90-te, i XXI wiek) często tutaj robiłem zaopatrzenie dla firmy. Rozrzewnienie dlatego, że prawie wszystko wokół zostało zmienione, a ten sklep przetrwał.
Focę kilka bombek choinkowych, mówiących o tym, że najradośniejsze rodzinne święta tuż, tuż... a obok zziębnięte gołębie oczekujące na okruszki... nie miałem, szkoda.
 

4 komentarze:

  1. No nie że piękne to moje miasteczko...i okolice...
    przechodziłeś koło naszej działki...bliziutko...
    szkoda, że pogoda nie dopisywała cały czas...
    Pozdrawiam:))) i zapraszam na częstsze zwiedzanie Skoczowa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gabi, masz rację. Jadąc z powrotem autobusem, jechałem przez Twoje osiedle, Międzyświeć, Bładnice i ze zdumieniem odkryłem, jak mało znam tamte strony... czyli wszystko przede mną. A z zaproszenia oczywiście skorzystam. Miłego dnia.

      Usuń
  2. A możemy zwiedzić Piekiełko...czyli stary nasz gród...z czasów Polan i innych plemion...widzę go z mojego okna a byłam ostatnio ze 30 lat temu...ale to dlatego, że mam go na widoku i wiem, że istnieje...pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń