Beskid Śląski, trasa czesko-polska. Wczoraj minęły równo 3 lata, kiedy wędrowałem tak jak dziś. Wtedy z koleżanką, a dziś samotnie. Zbyt późno wczoraj zdecydowałem się na dreptanie, żebym mógł kogokolwiek powiadomić o moich planach. Co prawda, przeszliśmy w nocy na właściwy czas i można było o godzinę dłużej spać, ale myślę, że o tej porze każdy wiedział co dziś będzie robił.
Miła niespodzianka na dworcu kolejowym w Czeskim Cieszynie, gdyż spotykam grupę "Człapoko-Twardzieli", którzy tym samym pociągiem pojadą, a to oznacza, że przez kilka stacji pojedziemy razem.
Wysiadam w Trzyńcu o 7.32 i to jest godzina rozpoczęcia tej trasy. Pierwsze zdjęcia mimo niedzieli są przemysłowe. Focę pracującą hutę, która jest po drugiej stronie torów. Jest też zdjęcie dworca kolejowego, bowiem prasa podała, że będzie częściowo rozbierany i budowany nowy. To takie zdjęcie dla potomności, zanim się pozmienia.
Potem już akcent niedzielny, bo msza w trzynieckim kościele (8.00 - 9.10). O ósmej w niedziele zawsze odprawiana jest po polsku. Zaczęły się u nich rekolekcje i polski ksiądz w homilii porównał naszą premier Ewę Kopacz do faszyzmu i komunizmu, ta skromna kobieta ponoć jest zagrożeniem wiary.
Nie chcę tego więcej komentować, ale było mi po prostu za niego wstyd. Czesi to nie Polacy, chcą słuchać o Bogu, a nie wplątywać w to wszystko insynuacje polityczne w zależności od przekonań danego kapłana.
Ludzie wyszli zażenowani z kościoła i wcale się nie dziwię...
Nie napisałem, że wędruję dziś szlakiem czerwonym. Potem już las i tak na przemian trochę drogi asfaltowej, trochę lasu. Piękna słoneczna pogoda. Miałem nadzieję na nazbieranie opieniek, ale po nich nie ma śladu, choć niektóre niejadalne, były.
O 9.45 melduję się w miejscu zwanym Nad Kalištěm, a o 10.05 Pod Babią Górą.
Na czesko-polską granicę na Wróżnej przychodzę o 10.43. Teraz po prawej (czeskiej) stronie będę miał metalowe ogrodzenie, a po lewej widok na Leszną, na Tuł i na Małą i Wielką Czantorię. To nie potrwa długo, bo także po polskiej stronie pojawi się ogrodzenie i w ten sposób spory odcinek przejdę pasem granicznym, odgrodzony płotami, a za nimi zobaczę po jednej i po drugiej stronie zwierzęta leśne.
Pod Małym Ostrym jestem o 11.05, a Ostry (ale nie szczyt, bo przez niego szlak nie wiedzie) minę o 11.36. Tam też zobaczę piękne jesienne liście na drzewach. Zejście w dół i ponowna wspinaczka w górę.
Tak, o 12.07 dojdę do Nydku Góry gdzie jest skrzyżowanie z żółtym szlakiem do Polski i do Nydku (bezszlakowo).
Teraz już wchodzenie mozolne zboczem Czantorii na górę. Ostatnie kilka setek metrów to porządny wyryp. Jestem cały mokry od potu. W końcu dochodzę do skrzyżowania szlaków pod Chatą Czantoria i znowu zmiana koloru prowadzącego na szczyt. Kiedyś był niebieski, potem czerwony trójkąt a teraz jest żółty turystyczny. Zaczynam nim iść o 12.57.
Potem zasłużony Złoty Bażant w schronisku (13.13 - 13.40) i schodzenie w dół niebieskim szlakiem do Poniwca. Kiedyś już pisałem, że niebieski szedł w dół prosto od czeskiego schroniska, ale, żeby ludzie nie mijali sąsiedniego ranczo, zmieniono szlak, by wiódł właśnie obok niego.
Niebieski szlak to strona północna i widać resztki październikowego śniegu. Focę pieska biało-czarnego, który jak się okazało, zgubił się i szukał właściciela...
Przy schodzeniu w dół odezwało się nieciekawie lewe kolano, ale mu przygroziłem, że ma zachowywać się normalnie i jakoś zszedłem do Poniwca o 14.33. Przejście tą dzielnicą Ustronia, przecinam ruchliwą o tej porze dwupasmówkę i dochodzę do Brzegów, gdzie o 15.06 kończy się ta trasa.
Trochę "wycisku" od organizmu dziś otrzymałem, ale w takich warunkach pogodowych tego się nie przeżywa. A opieńki... no coż, odpuszczam, wszak spotkałem je w Wiedniu, hahaha.
Po czeskiej stronie prawie jak w lecie, ale po polskiej już nieodwołalnie jesień... To pewnie też wina pani Kopacz :))
OdpowiedzUsuńZdjęcia zrobione pod górę przed schroniskiem są wspaniałe. Aż chciałbym biec na dworzec i też tamtędy podeptać. Najgorsze jest to, że mogłem, ale jakoś sobie dziś odpuściłem.
Nikt nigdy nie pojmie jak to jest, że człowiek idzie tam, poci się, nogi go bolą, kolana i kręgosłup łupią na drugi dzień, a i tak tęskni za tym żeby znów to przeżyć.
Szczerze i po polsku zazdroszczę Panu miejsca zamieszkania :)
Wszystkiego dobrego na szlaku i poza nim!
Dziękuję i tego samego życzę... a co do zazdrości to mam nadzieję, że jest pozytywna.
UsuńTak to prawda, uwielbiam swoje miejsce zamieszkania... jednak, kiedy chcę zwiedzić inne rejony, to tak samo muszę, jak inni, tam dojechać. Być może to też wina pani Kopacz...
Te nieliczne słoneczne dni tego roku sprawiają, że to co piękne jest jeszcze piękniejsze.
Piekne, ciepłe, malowane promieniami słońca zdjęcia i wspaniałe kolory jesieni!
OdpowiedzUsuńMy w tym czasie w Mirowie, Bobolicach i okolicy i żal, że nie można być jednocześnie tu i tu.
Mamy nadzieję, że ból kolana to już przeszłość.
Pozdrawiamy serdecznie :-)
W tej chwili ból to już przeszłość, ale był na tyle silny, że o nim wspomniałem. Wy także byliście w tym czasie w pięknym miejscu, bo niewątpliwie Jura do takich należy, zwłaszcza o tej porze roku.
UsuńDziękuję za odwiedziny mojej strony i odwzajemniam pozdrowienia.