Właśnie minęło 10 miesięcy od mojego cudownego uzdrowienia na górze Živčaková, więc pora pojechać kolejny raz do Królowej Pokoju, pokłonić się i podziękować. Obiecałem Jej, że w tym roku będę tam co 2 miesiące i właśnie nadszedł ten moment.
Cieszę się, bo w porównaniu z sierpniową aurą, kiedy to było bardzo deszczowo, dzisiaj jest pięknie, słonecznie. Prawdziwie jesiennie.
Tym razem idę z Korni, dokąd przywiózł mnie autobus o 8.31. Pierwsze kroki kieruję do miejscowego kościoła, skąd w Wielki Piątek szedłem na drogę krzyżową... na Żiwczakową.
Potem tą samą drogą ruszam w górę. Stacje drogi krzyżowej są za szybami, a że jest przymrozek, to niektóre oszronione, niezbyt wyraźnie są widoczne (chodzi o rzeźby w środku), ale i tak w mniejszej lub większej wyrazistości dziś będą widoczne. Oprócz szronu, przeszkadzała ciemność w lesie, a na polanach mocne słońce. Dałem jakoś radę, bowiem wykorzystałem dziś zupełnie nowy sposób robienia zdjęć, dostępny w moim aparacie. Jaki efekt ? , trochę marny, ale będę to ćwiczył w przyszłości.
Pomiędzy poszczególnymi stacjami podziwiam piękno okolic, piękno natury i poprzypinane do drzew obrazki pątników...
Tradycyjnie słońce operuje mocno tuż nad budowanym Sanktuarium, tak, że i dziś z tej strony nie będzie porządnego zdjęcia, dopiero będzie to możliwe po jego drugiej stronie. Do Sanktuarium przychodzę o 9.40, potem oczywiście dalsza droga do Kaplicy PM istniejącej w miejscu Jej pierwszego objawienia. Po drodze nabieram wodę ze źródeł, a także schodzę do źródła z wodą uzdrawiającą choroby oczu. Kilka osób z mojego otoczenia ma właśnie z tym problem, zresztą sam też coraz gorzej widzę.
Kiedy przychodzę do Kaplicy, jest nas zaledwie kilka osób, ale zaraz przyjdą inni, bowiem o 10.20 rozpocznie się różaniec, a po nim o 11.00 msza święta, którą odprawi bliski mi Ojciec Ondrej.
Tak się składa, że dziś celebrowane jest tutaj święto św. Gaetano Errico, założyciela zakonu Misjonarzy Najświętszych Serc Pana Jezusa i Panny Marii. O.Ondrej jest członkiem tego zakonu, tak samo jak i pozostali przebywający na Żiwczakowej, bo to im powierzono opiekę nad tym świętym miejscem.
Słuchając homilii O.Ondreja, kolejny raz marzyłem, aby nasi niektórzy kapłani nauczyli się tej sztuki, bowiem docieranie do serc wiernych jest sztuką. Jest tylko jedno wytłumaczenie, kapłan wtedy jest prawdziwy kiedy jest autentyczny i kiedy w życiu czyni to, o czym naucza.
O 11.45 koniec liturgii, dziękuję Królowej Pokoju za wszystkie dobra i proszę o dalszą opiekę dla mnie, dla bliskich mi osób. A potem przy kawie mam przyjemność osobiście poznać jedną z pań, jak dotąd, tylko znajomą z facebook'a. Robi nawet zdjęcie O.Ondrejowi ze mną, sama nie chce pokazywać się na zdjęciach, a szkoda, bo ładna pani jest.
Jest oczywiście Alex, który się zgubił niedawno, bo odezwała się w nim natura. Efekt taki, że ma mieć rasową narzeczoną, bo sam jest rasowy. Teraz jest na diecie i może pić wodę pod warunkiem, że O. Ondrej zrobi ze swoich dłoni żywą miseczkę, hahaha.
Kotka tym razem została zmuszona do pozowania, bo normalnie ucieka przed obiektywem.
Jak zawsze z żalem opuszczam to miejsce, ale jeśli chcę zdążyć na autobus, to muszę iść dalej. Schodzenie do Turzovki rozpoczynam o 12.15. Są widoki, a w lesie są grzyby w większości niejadalne, ale w miejscu, gdzie w sierpniu nazbierałem maślaki, spotkałem zdrowe prawdziwki. Mam w końcu jakieś porządne grzyby.
Dziś dużo widać po wyjściu z lasu, oczywiście Turzovka na planie pierwszym i otaczające ją wzniesienia.
Nawet nie mam specjalnie brudnych butów, ale wchodząc do miasta, myję je w rzece. W mieście jestem o 13.38. Idę trochę odpocząć do miłej jak zawsze restauracji, a potem na pocztę, której... nie ma na starym miejscu. Jest przeniesiona w okolicę przystanku na Beskidzkiej, gdzie o 14.05 będzie meta tej trasy.
Emocjonalna pielgrzymka, ale zawsze tak się czuję kiedy idę do Królowej Pokoju.