wtorek, 24 czerwca 2014

452 trasa - 24.06.2014

Korňa - Nižný Kelčov - Vyšný Kelčov - Chata Kmínek - Sedlo Nad Bitalovcami - Bitalovci - Makov.

Chata Kminek leżąca na granicy słowacko-czeskiej była w pierwszej edycji "Beskidów" jednym z miejsc, do którego należało dotrzeć po nalepkę. Najbliżej ze słowackiego Makova. Polubiłem to miejsce i byłem tam kilka razy... Jednak w czasie 271 trasy w dniu 29.10.2011, kiedy między innymi byłem tam, z metą w Makowie, po powrocie do domu zastałem nieżywą Pusię (króliczkę - nie miała nawet roku). Jeszcze była ciepła... przykre wspomnienie.
To zdarzenie zwaliło mnie z nóg i nawet zbrzydły mi wędrówki, choć tylko na moment i całe szczęście, że na moment. Zostało jednak pewne odium, które ciążyło mi do tego stopnia, że nie chciałem tam wracać. Jeśli dodam do tego, że zostawiłem w restauracji w Makowie, panience widokówki z pieniędzmi na znaczki, które nigdy nie zostały wysłane (a sama zaproponowała takie rozwiązanie), to podwójnie nie chciałem wracać.
Nie można latami trwać w takiej dziwnej sytuacji i trzeba to przerywać. Stąd moja dzisiejsza wędrówka właśnie do Chaty Kminek i do Makowa. Dodam, że aktualnie mieszkająca ze mną króliczka Perełka jest ponownie chora i to taki moment nadarzający się, żeby przeciąć złe wrażenia, bo wierzę, że zastanę żywą Perełkę w domu po powrocie.
Zobaczyłem na internetowej mapie wczoraj wieczorem szlak niebieski wiodący na Kminek z Korni, z miejscowości tak ostatnio mi bliskiej. Nie ma go jednak na żadnej mapie, które posiadam. Znaczy to, że szlak powstał zaledwie kilka lat temu. Warto go przedreptać.
Przyjeżdżam do Korni autobusem, ale nie wysiadam tak jak zawsze przy szkole, tylko przystanek dalej, przy Urzędzie Gminy. I faktycznie, tam jest początek szlaku niebieskiego do Kminku. Jest 8.34 wyruszam więc.
Pięknie oznakowany, idę na razie drogą asfaltową. Mam jednak pecha, bo zobaczyłem piękne dorodne kwiaty na ziemniakach i chcąc je sfocić nie patrzyłem pod nogi, w efekcie czego upadek i rozbite prawe kolano. Opatrunek na nogę, ale skoro nie boli, to idę dalej.
Zadowolony z oznakowania, ale tylko do czasu, kiedy kończy się asfalt, a na jego końcu trzy polne drogi i bez oznaczeń. Którą wybrać? Pierwsza okazała się drogą do nowego domu. Wracam do miejsca gdzie jest ostatnie oznaczenie. Napotkany człowiek mówi mi jak mam iść, więc idę, ale w dalszym ciągu nie ma oznaczeń. Znowu dochodzę do miejsca (na łące), gdzie są trzy drogi.
Nie wydrukowałem sobie wczoraj mapki z internetu, więc nie mam najmniejszego pojęcia jak iść. Postanawiam sprawdzić jak zapamiętałem zapisy mapy i od tej pory jest to moja prowizorka i fajna przygoda. Dzieje się to w miejscu, gdzie na drzewie jest lalka.
Potem to droga lasem, błotem, jestem ubrudzony po zadek, ale idę. Ciągle mam do wyboru jakieś drogi i tego wyboru dokonuję. W końcu spotykam drewnianą figurę NMP i proszę, żeby oświeciła mnie jak dalej iść, a tu dokoła znowu trzy drogi, ale wszystkie w górę. To na pewno nie, bo mam zejść na dół do Górnego Kelczowa. I pojawia się droga w dół, taka co drzewo ściągali, idę więc nią, cały czas mając nadzieję, że idę dobrze. Cały ten czas nie focę, bo skupiam się na tym, żeby w miarę wyjść czysto z tego błota.
Pojawiają się w końcu domy, ale jak się okazało, to nie Górny Kelczow, a Dolny.
Na dole zastanawiałem się, co ja będę robił z czasem do odjazdu pociągu w Makowie, a teraz okazuje się, że mi go może zabraknąć. Znalazłem się na dole przy stacji kolejowej Dolny Kelczew i wiem, że czeka mnie wędrówka drogą w stronę Górnego przynajmniej godzinę. Kalkuluję i wychodzi mi, że jednak zdążę.
Nie napisałem, że dzisiejsza trasa jest wyjątkowo kolorową. Kolorowe domy, kwiaty przede wszystkim, a wszystko na tle pięknego koloru zieleni.
Rozpocząłem wędrówkę przy błękitnym niebie, ale w czasie mojego błądzenia, chmury przykryły niebo.
W Dolnym Kelczowie jestem o 10.30, a gdybym szedł zgodnie ze szlakiem, to byłbym już blisko Kminku.
W końcu o 11.21 dochodzę w Górnym Kelczowie do miejsca, gdzie odnalazłem niebieski szlak.
Naookoło, ale jestem. Na chwilę wstępuję do kościoła, ale zaraz wracam na szlak, który powoli wspina się w górę. Tym razem bardzo dobrze oznakowany.
Widoków mało, bo to nie jest trasa widokowa. Za to mogę podziwiać przyrodę.
Chata Kminek. Trwają jakieś prace przed budynkiem. Wstępuję na espresso, po pieczątkę i kupuję kolejny znaczek turystyczny. Oczekując na kawę dumam o naszych polskich łosiach, które znowu mają iść pod odstrzał. Trwa akcja zbierania podpisów przeciwko temu procederowi. Moje łosie na czapce mają tą przewagę, że ich ewentualna zmiana przepisów nie dotyczy.
Miałem tutaj być ponad godzinę, a wyszło tak, że zaledwie pomiędzy 12.31 a 13.00. Dalej zielonym do Przełęczy Nad Bitalowcami (13.12), gdzie znowu wstępuję na inny niebieski i nim już zejdę do mety w Makowie. Same Bitalowce mijam o 13.23. Powoli znowu pokazuje się słońce i w jego promieniach dojdę do mety na stacji kolejowej w Makowie o 14.20. To końcowa stacja, dalej gąsieniczka nie jeździ. Już stoi i czeka na mnie, bo za 19 minut mam stąd odjechać do Czadcy.
Mimo przygód, wycieczka bardzo udana. Los wypełnił mi czas, o którym myślałem, że mam go w nadmiarze, a ponadto te kolory kwiecia, domów i samopoczucia.
Perełka w domu kica, ale dalej nie je i nie załatwia się tak jak należy. Dalej muszę robić za weterynarza...
 



4 komentarze:

  1. jak zawsze ciekawe dreptanie...i ciekawe przygody...a kolano wygojone??????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolano wymagać będzie czasu, ale nie boli, dreptać mogę...
      Cieszę się, że tu zajrzałaś.

      Usuń
  2. Dobrze Stasiu, że przełamałeś opory i powędrowałeś. Szkoda, że z bolesnymi przygodami, ale mamy nadzieję, że to nie poważniejsza kontuzja!
    Piękna jest Twoja opowieść o wyborach dróg. Zawsze każda którą wybierasz- prowadzi w tę najładniejszą okolicę:-)Kolorowo na Twoich zdjęciach, kwietno i malowniczo!
    Dużo zdrowia dla Ciebie i Perełki Stasiu wędrowniku- weterynarzu.
    W sobotę wyjeżdżamy na 2-tygodniowy urlop nad morze.
    Po powrocie nadrobimy zaległości w lekturze Twoich wędrówek.
    Pozdrawiamy serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze powiedziawszy wolałbym nie wybierać, tylko iść dobrze oznakowanym szlakiem... ale i ta przygoda spowodowała, że będę jeszcze lepiej przygotowywał się do drogi.
      Kolano pozwoli na jutrzejszą spokojniejszą wędrówkę, tak, że nie jest źle.
      Zdrowie Perełce jest potrzebne, a ja coraz bardziej z tego co widzę, zaczynam wątpić w powodzenie. Trzeba jednak myśleć pozytywnie.
      Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam Was. Życzę miłego wypoczynku.

      Usuń