wtorek, 22 kwietnia 2014

439 trasa - 21.04.2014

Ustroń Widokowa - Na Kępie - Podlesie - Tuł - Nýdek - Padový - Wielka Czantoria - Mała Czantoria - Podlesie - Na Kepie - Myśliwska - Ustroń Manhatan.

Od szeregu lat wędruję w Poniedziałek Wielkanocny na Tuł. Do ubiegłego roku bazą była zawsze restauracja "Pod Tułem" powstała na miejscu dawnego schroniska PTTK. Z roku na rok pogarszało się nastawienie obsługi restauracji do zwykłych turystów do tego stopnia, że w ubiegłym roku przelała się szala goryczy i powiedziałem sobie - już nigdy tutaj!
... ale Tuł to także góra i nie jest powiedziane, że z powodu bojkotu restauracji, nie można podtrzymywać tradycji.
Wyszedłem z domu licząc na to, że spotkam na szlaku poznaną tam 2 lata temu Danusię z rodziną. Danusia jest członkiem tego blogu i od czasu do czasu umieszcza tutaj swoje komentarze. Miałem kilka wersji dreptania w zależności od tego, czy się spotkamy, a także od pogody i innych względów.
O 10.30 wchodząc na ulicę Widokową rozpocząłem tę trasę. Słonecznie, ja na zielono, zgodnie z otoczeniem (hahaha) i dzielnie do przodu. Po dotarciu do żółtego szlaku turystycznego o 10.40, zauważam, że od strony Czech i Cieszyna, nadciągają chmury. Tak docieram o 11.04 Na Kępę i tam żegnam żółty turystyczny i dalej żółtym, lecz spacerowym w stronę Podlesia. No i już w lesie zaczęło kropić. Naturalny śmigus-dyngus został zaliczony. Długo to nie trwało, chmury jednak pozostały, przez co poprawiła się widoczność. Pokazał się Tuł, a o 11.40 na Podlesiu wchodzę na czarny szlak turystyczny i nim teraz pójdę w kierunku Tułu. Podziwiam czeskie góry, bo z polskich widoczny jedynie Tuł i trochę goleszowski Chełm.
Kiedy dochodzę do podnóża Tułu, zauważam Danusię z mężem. Jakże się ucieszyłem z tego spotkania po 2 latach. Dowiaduję się, że w tym roku do restauracji nawet nie wolno było dojechać samochodem. Co za ludzie... są Święta Wielkanocne a dla nich liczy się tylko szmal... no bo od kilku lat wesela, chrzciny. To jest wszystko zrozumiałe, to wszystko można załatwić spokojnie, wywiesić ogłoszenia, a nie wylatywać z wielką buzią na ludzi. W ten sposób lista osób zrażonych z roku na rok się powiększa.
Od momentu spotkania trwa improwizacja trasy. Na życzenie Danusi, pójdziemy do Czech, do Nýdku. Dla mnie to oznacza powrót do Podlesia, ale co tam... ważne, że idziemy razem. Granicę z Czechami przekraczamy o 12.25 i dalej żółtym, tylko, że już czeskim. Po drodze krople deszczu znowu przypominają o tym, że śmigus-dyngus, ale zanim dotrzemy do centrum, już ich nie będzie, nawet zacznie się przejaśniać. Wstępujemy na piwo i dopiero w domu załapałem, że nam go nie zaczopowali, tylko nalali tak jak w Polsce. Smakowało, a to najważniejsze. Między 13.15 a 14.02 tak sobie spokojnie odpoczywaliśmy. Potem zaprowadziłem ich pod kościół z XVI wieku, św. Mikołaja i to był najdalej wysunięty punkt Nýdku, do którego dotarliśmy.
Co dalej? Decydujemy się na wejście czerwonym szlakiem na Wielką Czantorię. Dla Danusi i męża, jest to oczywiście debiut. Powoli pniemy się w górę, widoki przepiękne i na czeskie i na polskie góry Beskidu Śląskiego i Śląsko-Morawskiego.
Padový mijamy o 15.08. Trochę wyżej odpoczynek na kawę... i dalej w górę.
O 16.30 docieramy do czeskiego schroniska na Wielkiej Czantorii. Podbijamy pieczątki i z marszu dalej, teraz ponownie czarnym szlakiem do Podlesia.
W drodze między Wielką a Małą Czantorią podziwiamy dalekie krajobrazy, aż daleko za Jezioro Goczałkowickie. Jeszcze nigdy stąd tak daleko nie widziałem. Chmury i słońce raz oświetlały w dole Ustroń, raz zaciemniały. To samo dotyczy różnych szczytów i pasm górskich.
Mała Czantoria - mijamy ją o 17.20. Teraz już tylko w dół. Na dole zamykamy pętlę, którą dziś pokonaliśmy. Rozstanie na Podlesiu. Danusia z mężem idą za Tuł, a ja ponownie na żółty spacerowy Na Kępę. Tym razem już mamy wymienione dane i kontakt będzie między nami.
Było to przepiękne wspólne dreptanie z cudownymi ludźmi. Dobrze, że tacy są.
Mój powrót żółtymi szlakami i tak Na Kępie jestem ponownie  o 18.35. Ulicą Myśliwską i skrótami melduję się w domu z wiązką zieleniny dla Perełki o 19.07 i to jest godzina zakończenia trasy.
Światło sprawiło, że Perełka na ostatnim zdjęciu zamiast mieć futerko srebrne, ma pomarańczowe, ale też to jest piękne, hahaha.

8 komentarzy:

  1. Okolice Tułu są piękne, takie bajkowo pagórkowe. A schroniska szkoda, naprawdę szkoda. Rozumiem wszelkie prywatyzacje i konieczność zarabiania, ale jeśli się w takim miejscu zapomina o turystyce, to naprawdę powinno się zostać przy handlowaniu skarpetkami na bazarze. To też intratny interes.

    Bardzo ciekawa odmiana tradycyjnej trasy na Czantorię (ja szedłem z Goleszowa, a potem aż do dworca w Wiśle).
    Też chyba kiedyś zajrzę do sąsiadów zza miedzy. Na Trójstyku w Jaworzynce aż się prosi iść dalej słowackim szlakiem. Trzeba się kiedyś odważyć.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PTTK powinno oddając komuś swoje obiekty wymóc, aby dotychczasowe przeznaczenie zostało utrzymane.
      Na Trójstyku wszędzie można połazić i do Czech i na Słowację. To wszystko w takim małym kilkugodzinnym kręgu.
      Pozdrawiam poświątecznie.

      Usuń
    2. Ma Pan rację, tyle, że mam spore wątpliwości czy zaangażowanie dzisiejszych działaczy PTTK stoi na tym samym poziomie co ich poprzedników np. 20 czy 40 lat temu. Odpowiedź jaką otrzymałem z oddziału PTTK w Wiśle po swoim liście nt. braku oznaczeń na szlaku zielonym z Kubalonki, czasem dość absurdalnym poprowadzeniu go itp. można sprowadzić do zdania "ciesz się pan, że cośkolwiek jest, bo jest ciężko".

      To samo zresztą przeczytałem w liście z PKP gdy "odważyłem się" zapytać dlaczego na dworcach w Beskidzie Śląskim nie ma już prawie nic poza szynami i peronami.

      PKP nie ma wpływu na to, że nie ma normalnych stacji, a PTTK na to jak poprowadzone są szlaki :)) Cudowne.

      Usuń
  2. Dreptanie z Tobą Stasiu to prawdziwa przyjemność. Jeszcze dzisiaj chodzę z głową w obłokach wspominając fantastyczne miejsca które nam pokazałeś! Jesteś świetnym towarzyszem wędrówek i cieszę się z naszego spotkania.
    Przy takiej porcji cudownych, krajoznawczych doznań- przykrości jakie spotkały nas przy obiekcie "Pod Tułem" - mocno przybladły. Niemniej potwierdzam, że dawne schronisko "Pod Tułem" to miejsce bardzo niegościnne.
    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dla mnie to Wy jesteście cudownymi współdreptaczami i takimi samymi ludźmi. O restauracji musiałem wspomnieć z racji tego, że tam kiedyś przebywanie było radością... a dziś bez kija nie podchodź. Faktycznie, po czasie to zostanie epizodem i zapomnimy o tym miejscu, a sądzę z wypowiedzi szefowej z ubiegłego roku w "Gazecie Ustrońskiej", że jednak na klientach im zależy... ale, żeby ich było sporo, najlepiej całe tabuny, a nie jakieś pojedyncze dupki. Przepraszam za wyrażenie, ale tak to w skrócie wygląda. I za jakiś czas miejscowe koło PTTK tam znajdzie przystań i będzie wyglądać na to, że wszystko jest w porządku. Szanowane przeze mnie Ślimoki, nie po drodze nam z uznaniem aktualnego stanu Pod Tułem.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  3. i jak zawsze króliczek dostał świeże zielsko...

    OdpowiedzUsuń