Wielkopiątkowa Droga Krzyżowa wpięta w ramy kolejnej trasy po słowackich Kysucach. Jednocześnie powrót po 2 miesiącach do Królowej Pokoju na Żiwczakowej.
Bardzo, ale to bardzo chciałem uczestniczyć w tej Drodze Krzyżowej, ale jeszcze miesiąc temu wydawało się to niemożliwe z powodu braku dojazdu, bo Słowacy w Wielki Piątek świętują, tym samym dojazd utrudniony. Jednak, okazało się, że w nowym rozkładzie autobusów jest zupełnie inaczej niż do tej pory. Długo by to opisywać, jak Słowacy i Czesi dbają o podróżujących i że dla nich tworzą rozkłady jazdy, w przeciwieństwie do tego co mamy w kraju...
Drugą przeszkodą był śnieg, który jeszcze kilka dni temu pokrywał całe połacie Słowacji i panująca nieprzyjemna aura.... ale od 2 dni to się zmieniło i dziś w Korni o 8.35 przywitała mnie piękna słoneczna, wiosenna pogoda. Cieszę się, że znowu mogę podreptać do mojej Uzdrowicielki i to w dniu, w którym Jej Syn został za nas ukrzyżowany... dla zbawienia świata.
Początek ma być za godzinę w kościele w Korni, idę tam więc, ale, że jeszcze jest zamknięty, to pokręcę się po bliskiej okolicy, najdalej do starego kościoła, który już tej funkcji nie pełni. Za to przy nim pełno kotów, na pół dzikich, tylko jeden najbardziej odważny pozował mi do zdjęcia, choć z niedowierzaniem co do moich intencji.
Powoli zbierają się ludzie, nawiązuję znajomości (ach ta ich serdeczność!!! za każdym razem to podkreślam). Po otwarciu kościoła, wchodzę tam, do przygotowania się duchowego. Puste tabernakulum i przygotowany Boży Grób robią odpowiednie wrażenie. Jesteśmy wszyscy skupieni, zamodleni ...
Gdy zbliża się 9.30, przychodzą do nas Ojcowie, Ľuboš i Ondrej i oni właśnie poprowadzą nas w górę. Rozważania dotyczą kapłanów. Bardzo to mądrze zostało opracowane.
Sam przebieg Drogi Krzyżowej opisywał nie będę, bo to jednak indywidualne przeżycia duchowe, chociaż w grupie. Między poszczególnymi stacjami focę okolice, czyli to co nam Stwórca ofiarował. Trzeba umieć być wdzięcznym za to i dziękować.
Mijamy oczywiście budowane Sanktuarium, źródła z wodą mającą cudowną moc uzdrowicielską i dziś nie zatrzymuję się przy nich na dłużej. Dziś inny cel. Zakończenie Drogi Krzyżowej przy kaplicy Królowej Pokoju na górze. Podziękowałem O.Ondrejowi i pożyczyliśmy sobie wzajemnie na zbliżające się Święta Wielkiej Nocy.
Czas pomiędzy 11.30 a 11.45 to czas poświęcony modlitwie w kaplicy, na przekazanie tych wszystkich próśb innych ludzi (moich także), z którymi tu przyszedłem.
Potem zejście znanym mi już szlakiem pielgrzymkowym do Turzovki. Tym razem nie zabłądziłem. Podziwiam widoki z jednej strony po Małą Fatrę, z drugiej po Łysą Górę.
Owoce borówek, kwiaty poziomek, to kolejne wczesne niż zazwyczaj propozycje tegorocznej wiosny.
Nie ma błota... i to jest dziwne, bo to zejście zawsze kończyło się myciem butów w rzece. Dziś nie, chociaż były w górze porządne kałuże, nawet skrzeki żabie w nich pływały.
Najciekawszy moment schodzenia, bo Turzovka i okoliczne wzniesienia pięknie się prezentują.
Dzięki temu, że nie muszę myć butów, zdążę na ul. Beskidzkiej na autobus o godzinę wcześniej niż planowałem (to nie znaczy, że godzinę myłbym) i nie wkraczałem głębiej do miasta. Właśnie tam na przystanku autobusowym o 13.02 była meta tej trasy, bardzo dla mnie ważnej.
tę trasę to znam...ale jeszcze bym się wybrałam...może kiedyś...milych wędrówek życzę:)))
OdpowiedzUsuńMyślę, że na pewno jeszcze nią pójdziesz.
OdpowiedzUsuń