Żywiec PKP - Kościuszki - Rynek - Muzeum - Park Zamkowy - Rynek - Miejskie Centrum Kultury - Żywiec PKP.
Gody Żywieckie 2014, odsłona druga, tym razem w Żywcu. Tydzień temu w Milówce ostry mróz, a dziś halny i temperatura plusowa, po śniegu ani śladu.
Razem z Gabrysią przyjechaliśmy pociągiem do Żywca o 7.57 i to jest godzina startu tej trasy. Mamy godzinę czasu do rozpoczęcia korowodu, więc idziemy do pobliskiej cukierni na kawę.
Potem spacerkiem udajemy się na miejsce zbiórki kolędników i obserwujemy przygotowania. Oczywiście tutaj wszystko jest ciągle w ruchu, samochody zatrzymywane, piesi zgarniani do tańca, okładani czym się da (hahaha). To cały urok tej tradycji z nieprzewidywanymi efektami i zmieniającymi się bez przerwy obrazkami.
Godzina 9.00, pada strzał i korowód rusza ulicą Kościuszki do żywieckiego rynku. Gubię Gabrysię, ale odnajdziemy się szybko właśnie tam, na rynku. Dziś ja mam spokój (poza okładaniem), ale Gaba
jest pod tzw. obstrzałem... hahaha . Będzie to widać na zdjęciach.
Niby to samo co w Milówce, a jednak zdecydowanie inaczej. Po pokazach poszczególnych grup idziemy do miejscowego Muzeum na terenie zamkowym. W kawiarni kolejna kawa i przywrócenie wyglądu do właściwego stanu. Potem Park Zamkowy i w drodze powrotnej na rynek wstępujemy na modlitwę do żywieckiej konkatedry.
Na rynku króciutko jesteśmy i udajemy się do Miejskiego Centrum Kultury na wrażenia kulinarne i artystyczne. Mniam, mniam... jakie pyszności dla podniebienia przygotowały poszczególne Koła Gospodyń Wiejskich. Po drugiej stronie panie, oraz panowie rękodzielnicy, prezentują swoje ptaszki i koniki (hahaha).
W południe zaczyna się gala, czyli przegląd nagrodzonych w konkursach, zespołów i solistów. Wśród gości między innymi Marszałek Województwa Śląskiego.
Pora wracać na dworzec. Po drodze jeszcze wstępujemy na teren kościoła pw. Św. Floriana i potem na peronie kolejowym meta o 14.20. Ostatnie zdjęcie robi nam sympatyczny Amerykanin ożeniony w Czechach, Matthew, mówiący płynnie po czesku, jakby był tam urodzony. Razem jedziemy pociągiem do Bielska-Białej.
Czego mi brakowało? Śniegu! A poza tym cudne towarzystwo Gabrysi (dziś miałem możliwość poznać ile w niej jest humoru i radości życia), a także cały szereg wydarzeń, jakże ciekawych. Myślę, że za rok będę tam ponownie.
Paradnie, kolorowo i chociaż bez śniegu- za to z ogromną dawką dobrego humoru . Gabrysia- wspaniały kompan do tańca i do różańca. Gody Żywickie uwiecznione na Twoich zdjęciach Stasiu- Fantastyczne!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie Ciebie i Gabrysię- Danusia :-)
Zgadza się, Gabrysia do tańca i do różańca. Dziękuję za miłe słowa, pozdrawiam serdecznie. Jak Gabrysia tu zajrzy to pewnie też podziękuje.
OdpowiedzUsuńMiłego nadchodzącego tygodnia życzę. Staś.
DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ...tak to była udana sobota...chociaż każde dreptanie ze Stachem wspaniałe...byle zdrówko dopisało i szlaków nie pozamykali...hahaha
OdpowiedzUsuńDreptanie z Gabrysią to sama przyjemność i to bardzo na poważnie.
Usuń